Kraj

Szymielewicz: Władza bez odpowiedzialności

W miarę tego, jak odsłaniają się kolejne elementy nadzorczej układanki, coraz bardziej oczywiste staje się, że nie mamy już praw.

Na razie nie mamy żadnych przesłanek tego, że byliśmy podsłuchiwani. Ani nasze służby tego nie mówią, ani w przestrzeni publicznej nie widziałem żadnych dowodów – tak szef MSZ Radosław Sikorski skwitował pytania mediów po wizycie sekretarza stanu USA. Pytania, które minister sam sprowokował, zapowiadając po październikowym szczycie Unii Europejskiej, że będzie się domagał wyjaśnień od „amerykańskich polityków wysokiego szczebla”. Wygląda na to, że Radosław Sikorski takie wyjaśnienia otrzymał i jest zadowolony, ale nie ma zamiaru dzielić się nimi z opinią publiczną. Relacjonując swoje oficjalne spotkanie z Johnem Kerrym poprzestał na aluzjach: – To była niekomfortowa dla sekretarza stanu część rozmowy. Ale nie chcę i nie mogę o tym powiedzieć.

Dialog obywateli z władzą w sprawie kolejnych doniesień Edwarda Snowdena staje się coraz bardziej groteskowy. Wiemy, ale nie powiemy. Temat niekomfortowy dla naszego sojusznika, więc nie będziemy drążyć.

Z relacji polskich służb (amerykańskich przecież nie pytaliśmy) i z publicznie dostępnych dowodów (o poufnych źródłach nie będziemy rozmawiać) wynika, że jeśli chodzi o podsłuchiwanie polskich polityków, możemy być spokojni. A co z polskimi obywatelami? Jeśli wierzyć relacji „Der Spiegel”, ich dane w hurtowych ilościach trafiają w ręce amerykańskich służb (samych rozmów telefonicznych ma być od 2 do 4 mln. dziennie). O nich nie spytaliśmy. W napiętym harmonogramie najwyraźniej nie starczyło czasu.

Czasu nie zabrakło na polityczne gesty. Najwymowniejszym był spacer sekretarza stanu po Krakowskim Przedmieściu w otoczeniu świty, fotografów i ochroniarzy, których zadaniem było sprawne przeganianie zawadzających przechodniów. Władza idzie między ludzi, jest blisko, na wyciągnięcie ręki. Dzięki temu możemy na własnej skórze doświadczyć, jak bardzo jest niedostępna, jak bardzo jej zawadzamy. Na takie zachowanie mogą sobie pozwolić tylko ci, którzy wiedzą, że z żadnej niedostępności i z żadnego milczenia nie będą musieli się tłumaczyć. Stany Zjednoczone mają w Polsce ten komfort. Gorzej, że i nasi, demokratycznie wybrani reprezentanci w równym stopniu korzystają z przywileju milczenia w sprawach ważnych. 

To, czy polscy politycy są na amerykańskim podsłuchu, nie jest bez znaczenia, szczególnie w momencie, gdy negocjujemy traktat o handlu i inwestycjach, który podobno ma przesądzić o tym, czy Europa wyjdzie z kryzysu (w tym tygodniu rusza druga runda negocjacji TTIP). Ze wszystkich tematów, które wywołał ostatnio Edward Snowden, ten jest w gruncie rzeczy zastępczy. Ale doskonale nadaje się, żeby odciągnąć naszą uwagę od ważniejszych spraw. Dlatego politycy próbują nas przekonać, że wobec amerykańskiego systemu globalnej inwigilacji jesteśmy w tej samej pozycji; że problem Angeli Merkel to nasz problem i vice versa. Skoro tak, możemy zaufać, że politycy, rozwiązując własny kłopot z Amerykanami, zadbają też o nasze prawa. Nic bardziej mylnego.

Merkel należy do wąskiej grupy wiedzących to, czego nie może i nie chce nam powiedzieć minister Sikorski. Opinia publiczna nie dowie się, czemu służy (jeśli w ogóle istnieje) podsłuch prywatnego telefonu pani kanclerz, a tym bardziej jakie cele niemiecki rząd realizuje, roztrząsając ten temat na forum międzynarodowym. Być może chodzi o dopuszczenie do porozumienia „Pięciu Oczu”, w ramach którego dobrze poinformowane kraje wymieniają się wiedzą. Może powodem są trwające negocjacje handlowe, a może coś zupełnie innego.

Realnych stawek politycznych, które są rozgrywane w aferze podsłuchowej, możemy się tylko domyślać. Będąc przedmiotem, nie podmiotem, międzynarodowej polityki, nie możemy ich negocjować. Gorzej: nie mamy nawet prawa o nich wiedzieć.

Nie chodzi tylko o PRISM i inne programy masowej inwigilacji. W relacji Polska – Stany Zjednoczone jest co najmniej kilka „jawnych” i mniej kontrowersyjnych wątków, które też mają przełożenie na poziom ochrony naszych praw. Wszystkie ważne i bieżące: negocjacje Transatlantyckiego Porozumienia o Handlu i Inwestycjach, w których wcześniej czy później pojawi się wątek przepływów danych; niedziałające porozumienie Safe Harbor, nad którego rewizją zastanawia się polski rząd; nowe, europejskie przepisy o ochronie danych osobowych, które mają ograniczyć transfery danych do USA; kontrowersyjne porozumienie o przekazywaniu danych bankowych SWIFT, którego zawieszenia domagają się eurodeputowani po tym, jak się okazało, że Amerykanie hakowali system; czy wreszcie nowa umowa FATCA, która ma pomagać amerykańskiej skarbówce w tropieniu nieuczciwych podatników. O ilu z nich i z jakim skutkiem rozmawiali przedstawiciele rządu podczas zamkniętych spotkań z sekretarzem stanu USA? Prawdopodobnie dowiemy się tego dopiero, gdy najważniejsze ustalenia nie będą już otwarte do negocjacji.

Snowden bardzo zirytował władzę, bo nieodpowiedzialnie wypuścił na wolność informację, która dla zwykłych zjadaczy chleba miała pozostać zastrzeżona. Informację, która może zwiększyć świadomość i sprowokować niewygodne pytania. Na przykład o to, czemu służą tak daleko idące ograniczenia wolności i czy rzeczywiście są niezbędne. Dopóki ludzie nie wiedzą, jak wiele zostało im odebrane, łatwiej przyjmują argument-wytrych, że to wszystko dla naszego bezpieczeństwa. W miarę tego, jak odsłaniają się kolejne elementy nadzorczej układanki, coraz bardziej oczywiste staje się, że nie mamy już praw: mamy tylko uprzejme zapewnienie władzy, że służby nie wykorzystają swoich narzędzi przeciwko nam, bo (jak na razie) celem jest ktoś inny.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Szymielewicz
Katarzyna Szymielewicz
Prezeska fundacji Panoptykon
Współzałożycielka i prezeska fundacji Panoptykon. Pracowniczka naukowa Instytutu Studiów Zaawansowanych. Prowadzi seminarium Od „elektronicznego oka” do „płynnego nadzoru” – rozmowy o społeczeństwie nadzorowanym.
Zamknij