Świat

Węsławski: Arktyka nie ogrzewa się sama

Ogrzewa ją Europa i cała reszta świata, to system wspólny. Również my w Polsce, emitując dwutlenek węgla, się do tego przyczyniamy.

Marcin Gerwin: Jak ocieplanie się klimatu wpłynie na przyrodę Arktyki? Czy z badań, które prowadzicie tam jako Instytut Oceanologii PAN, wynika, że coś się zmieni?

Jan Marcin Węsławski: Tak, zmieni się bardzo dużo. Nie będzie to jednak zmiana typu katastrofa, tylko zupełna zmiana tego środowiska. Dla jednych będzie lepiej, dla innych gorzej. Zmiany w Arktyce obserwujemy już teraz i polegają one na dwóch równoległych procesach. Jednym jest zmniejszanie się powierzchni morza pokrytej przez lód morski i to, że jest on coraz cieńszy – w tej chwili prawie trzykrotnie cieńszy niż 20-30 lat temu. Ten lód stanowi siedlisko, czyli miejsce, gdzie może przebywać cały szereg gatunków zwierząt, począwszy od niedźwiedzia polarnego, który tylko na lodzie skutecznie poluje na foki, aż po różne drobne organizmy związane z lodem. Problem polega więc na tym, że to siedlisko zniknie i te gatunki będą musiały znaleźć inny sposób życia. Będzie to trudne, jednak nie wyparują one kompletnie razem z lodem. Będą natomiast musiały zmienić tryb życia.

Nad Zatoką Hudsona żyje słynna, izolowana populacja niedźwiedzi, która przez trzy czwarte roku znajduje się praktycznie na krawędzi śmierci głodowej. Te zwierzęta albo starają się ten okres przespać, albo jedzą byle co na brzegach zatoki, czekając na tych parę zimowych miesięcy, kiedy lód zamarza i mogą polować na foki. Taki scenariusz jest prawdopodobny w większej skali – będą miejsca, gdzie zimą będzie zamarzało morze, bo to w końcu jest Arktyka, i tam utrzymają się na przykład niedźwiedzie polarne. To głównie dramat dużych drapieżników i tych organizmów, które potrzebują lodu jako podłoża.

Jest jeszcze drugi proces…

Dużo ważniejsza zmiana z punktu widzenia funkcjonowania całego ekosystemu związana jest ze zmianą temperatury wody. Szybko ogrzewa się bardzo duży obszar morza, na którym do tej pory temperatura wody była przez cały rok ujemna (woda morska może mieć temperaturę ujemną) lub bliska zeru. Niesie to ze sobą bardzo ciekawe zjawisko. Tempo reakcji biochemicznych zależy wprost od temperatury – im się coś bardziej podgrzeje, tym szybciej te reakcje zachodzą. Przekłada się to na wszystkie organizmy, które nie mają kontroli nad temperaturą swojego ciała, tak jak mają ją ssaki czy ptaki – temperatura ich ciała zależy od temperatury środowiska. W związku z tym jeżeli jakiś organizm występuje w zimnej wodzie – a dotyczy to wszystkich drobnych zwierząt, całego planktonu i ryb również – oznacza to, że tempo jego reakcji jest bardzo powolne. Tym wolniejsze, im zimniejsza woda.

Takim ekstremum są zwierzęta żyjące w wodach polarnych, które całe swoje życie spędzają w wodzie typu minus jeden stopień, minus półtora lub około zera i mają najniższe znane nam tempo reakcji organizmu. A za tym idzie to, że one jakby wolniej się „zużywają”. Żyją bardzo powoli i bardzo długo. Wiele organizmów arktycznych żyje kilkadziesiąt lat, a ostatnią sensacją było odnalezienie małża, który żył ponad 500 lat.

Tak, czytałem o tym, po policzeniu pierścieni na jego muszli okazało się, że miał 507 lat.

Jest to możliwe tylko w zimnej wodzie. Serce bije wtedy powoli, reakcje przebiegają powolutku, organizm żyje długo i zwykle rośnie duży. Gdy organizm ma sto czy sto pięćdziesiąt lat do wzrostu, to ten wzrost może się akumulować, zwiększać i zwiększać, stąd bardzo wiele organizmów żyjących w zimnych wodach to właśnie organizmy duże. Na przykład największe roślinożerne zwierzęta w morzu, bezkręgowe (bo wyjątkiem są żółwie czy diugonie), to skorupiaki polarne: kryl w Antarktyce, ten 6-centymetrowy, lub skorupiaki, które żyją w Arktyce, odpowiednik kryla, mierzący od 3 do 5 cm. Jak na środowisko morskie i organizmy żywiące się mikroskopijnym planktonem to bardzo dużo. Jest to możliwe tylko dzięki temu, że w zimnej wodzie żyją sobie powoli i mają do dyspozycji wysokokaloryczny plankton roślinny, który rośnie pod powierzchnią lodu w postaci całych girland i jest związany z zimną wodą i właśnie z lodem.

Co zatem dzieje się, gdy woda robi się ciepła?

W ciepłej wodzie mamy do czynienia z rozproszeniem mikroskopijnych organizmów planktonowych, które są małe, rosną szybko i nie gromadzą dużo energii. W związku z tym ci, co się za nimi uganiają, również są mali i szybcy. Są to organizmy, które żyją szybko, szybko spalają energię i nie następuje u nich znaczne gromadzenie tłuszczów. Natomiast powoli rosnące glony tworzą w zimnej wodzie polarnej kolonie, a nie są rozproszone. Mają one czasem postać wiszących firan, nawet wielometrowej długości. Na takich strukturach mogą żerować duże organizmy, jak te duże skorupiaki. One z kolei są bezpośrednim pokarmem ptaków i ssaków morskich.

Gdy popatrzymy na występowanie wielkich zwierząt w przyrodzie, takich jak wieloryby, to większość ich gatunków płynie latem do wód polarnych, gdzie żeruje całe lato, a na zimę ucieka z zimnej wody i płynie w okolice wód tropikalnych, jak rejon Haiti czy Zatoka Meksykańska. Tam rodzą młode, wygrzewają się, ale też głodują. Czyli w ciągu krótkiego okresu letniego płyną do zimnej wody, najadają się wysokokalorycznego pokarmu i mają zapas na cały rok.

Napływ coraz większej ilości ciepłej wody do Arktyki powoduje, że po pierwsze organizmy, które tam występują, zaczynają przyspieszać – zaczynają szybciej spalać energię i zamiast rosnąć do 6 cm i gromadzić dużo tłuszczu, skorupiak może być o połowę lub o dwie trzecie mniejszy i mieć znacznie mniej tłuszczu. Po drugie z wodą atlantycką napływają gatunki zwierząt, dla których dotychczas było tam zbyt zimno i nie były do takich temperatur przystosowane. Tymczasem teraz, w wodzie plus 5 lub plus 8 stopni, zupełnie dobrze sobie radzą.

Jak wpływa to na większe zwierzęta?

Gatunki dużych zwierząt, jak wielkie stada ptaków morskich czy ssaków, są uzależnione od tego wysokokalorycznego, tłustego pokarmu, który zaczyna się im powoli rozpraszać – albo się kurczy albo jest zastępowany przez drobniejsze gatunki, które napływają z południa. I czasem ptaki, jak alczyki, które badamy wraz z Uniwersytetem Gdańskim, mają problem ze znalezieniem pokarmu. Nie dlatego, że go w ogóle brakuje, lecz dlatego, że gdy taki ptak nurkuje, to rozgląda się za tymi dużymi, tłustymi kąskami, a zamiast nich znajduje chmurę malutkich, półprzeźroczystych organizmów, które dosłownie zasłaniają mu widok. Musi więc dość mozolnie wyszukiwać te tłustsze kawałki, by zebrać energię, która jest mu potrzebna do przetrwania, do wychowania piskląt.

Spodziewamy się, że na przykład na Spitzbergenie, przy coraz większej ilości napływającej wody ciepłej, ptaki będą gorączkowo szukały zimnej wody z dobrym pokarmem. Będą wówczas latały coraz dalej, a to się łączy z tym, że będą potem miały mniej energii na karmienie piskląt.

Nie przewidujemy, że te gatunki ptaków wyginą całkowicie. Jednak na Spitzbergenie nie będzie już kilku milionów ptaków, ale pewnie dziesięć razy mniej.

Czyli jeżeli ktoś przyjedzie w przyszłości do Arktyki, nie zobaczy już wielkich klifów ptasich. Zamiast całej ściany, na której gnieżdżą się setki tysięcy ptaków, będzie być może kilka pojedynczych gniazd. Alczyk, jako gatunek, zostanie odhaczony w tabelce, że nie zniknął. Jednak cieplejsze morze nie wykarmi już tak wielkiej liczby tych ptaków.

Wydaje się, że Arktyka będzie się upodobniała do północnego Atlantyku, do Morza Norweskiego. To zdrowe morze, nie ma tam żadnego dramatu, jednak występują w nim zupełnie inne gatunki zwierząt. Jest to morze, które karmi dużo drobnych ryb pelagicznych – szproty, śledzie, makrele i dużą liczbę ptaków, takich jak głuptaki czy kormorany. Te ptaki już przesuwają się na północ, co parę lat przesuwają się kolonie głuptaków w Norwegii. Są one już na Wyspie Niedźwiedziej, w połowie drogi na Spitzbergen. Za nimi idą kolejne gatunki ptaków rybożernych, jak właśnie kormorany. Następuje więc takie kroczące przesuwanie się stref, co oznacza utratę pewnej wyjątkowości Arktyki. Osobiście się tym martwię, gdyż sądzę, że potrzebne są takie unikalne miejsca.

Da się ochronić białego niedźwiedzia w skali takiej, jak ochroniliśmy żubra w Polsce, nie mając dużych lasów. Mogą przetrwać gatunki ryb czy fok dzięki utworzeniu wielkich rezerwatów, które zresztą są obecnie zakładane. Ale to już nie będzie to.

Czy nie jest w takim razie tak, że ingerencja człowieka w Arktykę zaczyna się na dobrą sprawę gdzie indziej? Bo problemem nie jest przecież to, że nagle przyjechały do Arktyki tłumy turystów lub że zbudowano wielkie rafinerie wzdłuż całego wybrzeża Grenlandii. Tam wciąż jest mało ludzi.

Oczywiście. To, co dzieje się obecnie w Arktyce, nie jest efektem tego, że zaczął się tam rozwijać przemysł na polach lodowych. Gdy popatrzy się na mapę, widzimy wielki prąd oceaniczny, który zaczyna się w Zatoce Meksykańskiej w Stanach Zjednoczonych. Płynie jako Golfsztrom przez Atlantyk, potem nazywa się Prądem Północnoatlantyckim i niesie ze sobą wszystko to, co wytworzyła nasza cywilizacja. Podobnie prądy powietrzne niosą ze sobą zapylenie i różnego rodzaju zanieczyszczenia. A także podwyższoną temperaturę. Również my w Polsce, emitując dwutlenek węgla, się do tego przyczyniamy. Arktyka sama się nie ogrzewa. Ogrzewa ją Europa i cała reszta świata, gdyż jest to system wspólny.

Prof. Jan Marcin Węsławski jest kierownikiem Zakładu Ekologii Morza w Instytucie Oceanologii PAN w Sopocie. Specjalizuje się m.in. w badaniach związku różnorodności biologicznej ze zmianami środowiska i klimatu.

Czytaj także:

Malinowski: Tak, klimat się ociepla i wiemy, dlaczego tak się dzieje

serwis klimatyczny Dziennika Opinii na COP 19


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Marcin Gerwin
Marcin Gerwin
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i partycypacji
Specjalista ds. zrównoważonego rozwoju i demokracji deliberacyjnej. Z wykształcenia politolog, autor przewodnika po panelach obywatelskich oraz książki „Żywność przyjazna dla klimatu”. Współzałożyciel Sopockiej Inicjatywy Rozwojowej, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij