Kraj

Szafy generała Kiszczaka [LIST]

W Polsce postaci historyczne są przedstawiane albo jako święte albo jako zaprzedane „siłom ciemności”.

Medialne zamieszanie i emocje wokół sprawy „szafy (czy jak kto woli – sekretarzyka) generała Kiszczaka” jest uwikłane w postrzeganie historii w kategoriach średniowiecznej hagiografii. Póki nie ma ostatecznych ustaleń pracowników IPN bądź innych ekspertów, co do prawdziwości danych zawartych w owych materiałach (co na dzień po ich „ujawnieniu” postawił pod znakiem zapytania prezes Instytutu Łukasz Kamiński), trudno się do nich odnosić. Jednak problemem dominującego w Polsce dyskursu jest to, iż znane postaci historyczne są zazwyczaj przedstawiane w sposób zero-jedynkowy. Albo jako święte, nieskazitelne i niezłomne, albo przeciwnie – do szpiku kości złe i zaprzedane „siłom ciemności”. Tymczasem – wbrew owym chceniom hagiografów – ludzie zbudowani są raczej z gliny, niż ze spiżu i popełniają błędy, czasem nawet poważne. Co z drugiej strony nie musi przekreślać ich istotnych dokonań. Za mało jest światłocieni w opisie znanych postaci. A zbyt wiele czołobitności i idealizacji (bądź z drugiej strony, niekiedy, demonizowania).

Prezydent Lech Wałęsa zawsze był postacią dwuznaczną. Niewątpliwie wniósł swój – niebagatelny – wkład w historię Solidarności i współczesnej Polski. Ale gwoli sprawiedliwości należy przyznać, że bywał też nieraz przeceniany i opisywany jako „mąż opatrznościowy” o nadludzkich wręcz właściwościach. Nawet Norman Davies popadł w taką manierę w jego opisie (Boże igrzysko).

Tymczasem prezydent Wałęsa faktycznie był reprezentantem (a nie „stwórcą”) tego wielomilionowego ruchu społecznego i związkowego.

Z jego wadami, obciążeniami i ograniczeniami oraz zaletami. Także oceny innych znanych postaci z tamtego okresu oraz porozumień w Magdalence i przy Okrągłym Stole w 1989 r. zawsze będą zróżnicowane i na szczęście demokracja daje wszystkim do tego prawo.

Nie od każdego uczestnika dyskursu publicznego można wymagać historycznego profesjonalizmu i pełnej bezstronności. Każdy ma swój punkt widzenia, uwarunkowany własnymi doświadczeniami i obserwacjami. Jednak na marginesie warto także zauważyć, że proces formułowania profesjonalnych ocen historycznych (przez zawodowych historyków) powinien – w odróżnieniu od tych ocen politycznych i potocznych – przynajmniej zakładać wzbicie się ponad prywatne sympatie bądź antypatie, zachowywać ambicję niejednostronności i wyważenia. Często jednak tak się nie dzieje. A historyczne monografie bywają pisane „na zamówienie” lub przynajmniej „na modłę” aktualnie obowiązującą.

Przy okazji całego zamieszania, można wyróżnić „z grubsza” trzy główne podejścia do materiałów tajnych służb. Czeskie i niemieckie – ujawnienie ich zaraz po zmianie ustrojowej i tym samym zamknięcie, a przynajmniej uspokojenie tematu. Brytyjskie (choć wprawdzie w Wielkiej Brytanii nie miała miejsca tak radykalna zmiana ustrojowa) – utajnianie i strzeżenie niektórych dokumentów nawet przez 100 lat, do czasu aż umrą wszyscy świadkowie burzliwych wydarzeń.

I wreszcie podejście występujące m.in. w Polsce – trzymanie takowych materiałów w prywatnych archiwach, pogrywanie nimi (bo takie wrażenie się nasuwa) i wyciąganie przy różnych „okazjach”…

***

Paweł WoźniakPublicysta, działacz społeczny.

 

**Dziennik Opinii nr 52/2016 (1202)

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij