Kraj

Ahmed Goldstein: Lewak and proud

Skoro cała rzesza ludzi czuje dumę z przynależności narodowej, na którą nie mieli wpływu, to dlaczego ja mam nie czuć dumy z własnych poglądów?

Patrycja Wieczorkiewicz: Arabskie imię i żydowskie nazwisko to – jak na polskie standardy – ekstremalne połączenie. Domyślam się, że nie widnieje w twoim dowodzie.

Ahmed Goldstein: Nie, choć pochodzenie mam i takie, i takie. Kiedy wypowiadałem się na publicznych forach pod własnym nazwiskiem, wciąż byłem oskarżany o żydowskie czy muzułmańskie sympatie. Postanowiłem nie pozostawiać wątpliwości. Będę miał sympatię każdej grupy, która jest niesłusznie atakowana. Jeśli ktoś na lewicy powiedziałby, że księża są ludźmi gorszego sortu i powinniśmy ich pogonić, byłbym po stronie księży. Na szczęście tutaj ta retoryka nie jest powszechna.

Żyd, Arab, a do tego lewak. I to dumny ze swojego lewactwa.

Hasło „lewak and proud” to celowa hiperbola. Jednak skoro cała rzesza ludzi czuje dumę z przynależności narodowej, na którą nie mieli absolutnie żadnego wpływu, to dlaczego ja mam nie czuć dumy z własnych poglądów, do których sam doszedłem? Lewakiem zazwyczaj zostaje nazwany ktoś, kto reprezentuje pozytywne postawy. By zasłużyć na to określenie, wystarczy powiedzieć, że kobiety i muzułmanie to ludzie, przypomnieć, że Jezus był Żydem, a równość i tolerancja leżą u podstaw człowieczeństwa. Za każdym razem, kiedy zostaję tak nazwany, czuję, że wszystko ze mną w porządku.

Równość i tolerancja to hasła, które powinny jednoznacznie kojarzyć się z lewicowością?

Mamy bardzo, bardzo fałszywy podział na lewicę i prawicę. Jestem pewien, że w Polsce większość ludzi ma tzw. lewicowe poglądy, ale nie zdaje sobie z tego sprawy, bo ich pierwsze skojarzenia z lewicą to Miller, Jaruzelski, a najlepiej od razu Stalin. Pewne wartości powinny być uniwersalne i ani lewica, ani Kościół nie mają na nie monopolu.

Kościół nieszczególnie stara się z nimi kojarzyć. Ani partie, które Kościół w dużym stopniu reprezentują.

Jedyną partią biorącą udział w wyborach, która – świadomie bądź nie – reprezentowała wartości określane jako chrześcijańskie, jak tolerancja, poszanowanie dla bliźniego, dzielenie się z biednymi, było Razem.

Śmieszy mnie mówienie, że Jezus wprawdzie do tego namawiał, ale nikogo do niczego nie zmuszał, więc nie był lewicowcem. Myślę, że niepójście do nieba jest nieco gorszą karą niż zapłacenie 75% podatku. Lewicowcem wielu nazywa papieża Franciszka, a on po prostu przeczytał Biblię – mam wrażenie, że większa część naszego religijnego społeczeństwa nigdy tego nie zrobiła.

Prawicowi politycy lubią mówić o kryzysie wartości. Jednak tego zarzutu nie stawiają sobie. W ostateczności pada argument:„nie z naszej kieszeni”. Czyli: róbcie, co chcecie, ale nam tym sumienia nie brudźcie.

To tylko wymówka. Tak było w przypadku spektaklu Śmierć i dziewczyna. Ja jestem prostym człowiekiem, nie chodzę do teatru, więc tym bardziej nie obchodzi mnie treść spektaklu, na którym nie byłem. To ciekawe, bo z jednej strony protestujący mówili: „nie z naszych podatków”, a z drugiej nielegalnie blokowali wejście do teatru. Więc jak w końcu – przeszkadza im finansowanie podobnych spektakli z budżetu czy sam spektakl? Argument o finansowaniu z kieszeni obywateli to przykrywka dla niechęci do czegokolwiek, co nam się nie podoba. To jest nasz polski problem, i to nie tylko prawicy, bo nie chodzi tylko o tolerancję dla osób innego koloru skóry, płci, wyznania czy orientacji seksualnej. To dotyczy wszystkich, którzy się od nas różnią – także pod względem poglądów.

A gdzie jest granica tolerancji dla odmiennych poglądów?

Tolerancja kończy się tam, gdzie słowa czy zachowanie jednej osoby są szkodliwe dla drugiej. Jestem przeciwny zapraszaniu do publicznej telewizji osób, których poglądy nawołują do nienawiści. Wprawdzie sam Winnicki nikogo nie pobije, ale to, co głosi, doprowadza do takich sytuacji, jak niedawne pobicie Chilijczyka w Poznaniu, którego wzięto za Syryjczyka czy chrześcijanina „podejrzanego” o bycie muzułmaninem. Istnieje zbyt dużej przyzwolenie na robienie wywiadów z ludźmi, których poglądy można sklasyfikować jako faszystowskie.

A którzy dostali się do sejmu poprzez demokratyczne wybory…

Nie do końca. Ludzie nie wybierali narodowców. Ruch Narodowy ma w sondażach niecały procent poparcia. Jego członkowie, tak jak ci z Nowej Prawicy czy UPR, wjechali do sejmu na plecach Kukiza. Dzięki niemu dostali się też ludzie pokroju Liroya, którzy z Winnickim mają raczej niewiele wspólnego. Właściwie na kogo i na co głosowali wyborcy Kukiza? Nie wszyscy mieli pojęcie, kim są osoby startujące z jego list i jakie mają poglądy. Sam Kukiz jest jak Stan Tymiński. Pojawił się znikąd, nie mając żadnej politycznej przeszłości, nie reprezentuje nikogo ani niczego, a ludzie na niego zagłosowali, bo jest inny i spoza układu.

Zwolennicy Kukiza, Korwina czy PiS nie tylko zakreślali krzyżyk na karcie do głosowania, ale również tłumnie demonstrowali na ulicach, organizowali antyuchodźcze manifestacje. To zbieżne z myślą prawicowych radykałów takich jak posłowie z Ruchu Narodowego.

Ludzie mogą chodzić na marsze niepodległości, wykrzykując antymuzułmańskie hasła, protestować przeciwko związkom partnerskim, ale kiedy spróbujesz z nimi porozmawiać, okaże się, że ich sąsiad Gienek wprawdzie jest gejem, ale całkiem w porządku, a kuzynka wyszła za Nigeryjczyka, który nauczył się polskiego, mieszka w Polsce i nie można mu nic zarzucić.

Ale żeby tolerować homoseksualizm i imigrantów? To nie dotyczy tylko Polski. Mam znajomego Hiszpana, którego poglądy można sklasyfikować jako nacjonalistyczne i faszystowskie, co nie przeszkadzało mu związać się z dziewczyną będącą za niepodległością Katalonii. Ludzie muszą zrozumieć, że osoby, które spotykają na swojej drodze, to ci sami ludzie, których widzą w wiadomościach.

Mamy kryzys wartości takich jak szacunek i zrozumienie dla drugiego człowieka. Przy okazji awantury o uchodźców było to widoczne – mniej lub bardziej – po każdej ze stron. Przestałem śledzić antykościelne profile, bo nagle zaczęły pojawiać się tam antyuchodźcze treści. Absolutnie jestem przeciwko jakimkolwiek zamachom i wpuszczaniu do Europy terrorystów. Ale nawet jeśli dotrą tu razem z uchodźcami, jestem pewien, że naszych miejscowych ekstremistów jest o wiele więcej.

Takich, którzy sprzeciwiają się przyjmowaniu uchodźców, podejrzewając ich o postawy, które sami reprezentują?

Tak. Wśród muzułmanów są oczywiście idioci, którzy są nietolerancyjni w stosunku do innych ludzi. Dlaczego więc zamiast wspierać się z tymi normalnymi przeciwko nienormalnym – zarówno „naszym”, jak i „ich” – powielamy postawę tych drugich? Dlaczego uważamy, że nasi idioci są lepsi niż wszyscy muzułmanie, niezależnie od tego, co sobą reprezentują? Myślę, że gdyby dostęp do broni wyglądał w Polsce tak jak w USA, mielibyśmy tu regularną wojnę – to agresja leży u podstaw większości naszych problemów. Kiedy mieszkałem za granicą, wiedziałem, że mogę dostać po gębie od bandyty. Tutaj mogę wyjść z knajpy i dostać od murarza. Tę agresję widać w polityce, na ulicy, na meczach. Powodem jest istniejące w naszej kulturze przekonanie, że słabość i niechęć do konfrontacji, zwłaszcza u mężczyzny, jest czymś negatywnym.

I to na leczeniu przyczyn agresji powinniśmy się skupić?

Żeby się tego pozbyć, trzeba by przekonać ludzi, że nie muszą udowadniać przynależności do swojej płci. Od najmłodszych lat dzieci powinny wiedzieć, że o ile nikogo nie krzywdzą, mogą być, kim chcą i robić, co chcą. To czasami próbuje mówić nawet Korwin – jak się komuś nie szkodzi, to powinna być wolność itd., ale podpina to pod swoje rozmaite teorie i w końcu okazuje się, że chciałby wszystkiego zabronić, może poza paleniem marihuany. Nawet wśród tak bardzo nielubianych i wyśmiewanych tzw. kuców, którzy w Korwinie widzą jedyną gwarancję wolności, istnieje przekonanie, że granicą wolności jest wolność innych ludzi. Problem w tym, że u nas panuje filozofia robienia wszystkiego „po ludzku”, czyli tak, jak robią inni. Nie ma przyzwolenia na inność, a przecież tak naprawdę nikt nie jest w większości. Nikt nie należy tylko i wyłącznie do grupy, która jest większością. Jeśli będziemy sprawdzać kolejne normy, okaże się, że takich jak my jest niewielu, niezależnie od tego, jacy jesteśmy. Jednocześnie wszyscy próbują dopasować się do większości, która nie istnieje.

Porozmawiajmy o ataku na Trybunał Konstytucyjny. Budzą cię ostatnio koszmary o upadku demokracji?

Nie. W Polsce od dawna mamy demokrację partyjną. Politycy nie mówią w imieniu obywateli, ale we własnym. Według sondaży większość Polaków popiera rozdział państwa od Kościoła, refundację in vitro czy obecną ustawę aborcyjną. Jakie to ma odzwierciedlenie w poglądach PiS-u, który ludzie wybrali tylko dlatego, że nie jest Platformą? Co zwykłego człowieka obchodzi, że jakiś polityk jeździ do Radia Maryja, skoro decyzje podejmuje podobne jak ci, którzy z Rydzykiem nie chcą mieć nic wspólnego? Był wielki wrzask, kiedy PO obcięło pięć milionów dofinansowania barom mlecznym, co wcześniej chciało zrobić też SLD, a dziś PiS robi to samo i niewiele się o tym mówi, bo cała uwaga skupia się na Trybunale Konstytucyjnym. Politycy obu partii stwierdzili, że nie ma zapotrzebowania na pierogi za pięć złotych, ale ta sprawa nie ma politycznego potencjału.

Rozumiem więc, że żadne działania PiS nie sprawią, że zatęsknisz za poprzednim układem w sejmie.

Wcześniej nie byłem reprezentowany, a teraz będę jeszcze bardziej niereprezentowany. To tak, jakby nagle zapadł mi się dziurawy dach. Wcześniej na mnie kapało, a teraz będzie się lało.

Pewnie, że będzie gorzej. PiS może narozrabiać i wielu osobom znacząco uprzykrzyć życie, ale jestem daleki od paniki. W każdym razie sytuacja nie jest dużo gorsza niż dziesięć lat temu. Poza tym dopóki istnieje Unia, wszelkie apokaliptyczne wizje nie powinny się sprawdzić.

Budapeszt w Warszawie to apokaliptyczna wizja?

Nie będzie Budapesztu, bo Kaczyński nie ma talentu Orbana. Orban rozegrał to dużo sprytniej. Wciąż ma duże poparcie, pieniądze z Rosji i Jobbik, który odwala brudną robotę. Kaczyński zagarnia wszystko w bardzo głupi sposób. Myślę, że wielu osobom przeszkadza przede wszystkim nie to, co robi, ale w jaki sposób to robi. Gdyby nie agresywna narracja, którą wprowadził PiS w 2005 roku, dziś nie mielibyśmy kilkudziesięciu tysięcy ludzi na ulicach.

À propos ludzi na ulicach: na marszach KOD-u Barbara Nowacka fotografuje się w objęciach Ryszarda Petru, a Razem – z którego poglądami się utożsamiasz – stoi z boku. Obrazek numer jeden komentowałeś szyderczo: Nowoczesna Zjednoczona Polska Lewica. Wspólna sprawa nie jest warta podania ręki?

Ale jaka jest ta wspólna sprawa? Obrona demokracji, której zwieńczeniem będą rządy Nowoczesnej?

Nie przekonuje mnie koalicja „wszyscy przeciwko PiS”, którą politycy wykorzystują do własnych politycznych celów. To teatr jednego aktora – Ryszarda Petru, i on najwięcej na tym zyskuje. Na ostatniej manifestacji, w której brałem udział, pani z Nowoczesnej stwierdziła, że Kukiz nie jest taki zły, bo czasem głosuje przeciwko PiS-owi. Ja, podobnie jak Razem, nie mogę się pod taką narracją podpisać.

To zarzut, że dzięki protestom Nowoczesna zyskuje w sondażach?

Bardzo dobrze, że ktoś protestuje. Oczywiście mnóstwo ludzi robi dobre rzeczy, przy okazji czerpiąc z tego indywidualne korzyści. Wydaje mi się jednak, że media przesadnie to one-man-show wspierają. Petru jest wszędzie, choć jego największą zaletą jest to, że nie jest ani PO, ani PiS-em. Głosują na niego ludzie, których interesy on sam ma gdzieś.

PiS-em ani PO nie jest też Razem, których poparcie od wyborów znacząco spadło. Może jednak Polakom kapitalizm podoba się bardziej niż socjaldemokracja.

Tu dochodzimy do zabawnej, ale jednak przykrej rzeczy. Niezależnie, o jakim systemie mówimy – czy o kapitalizmie, czy o socjaldemokracji, zakładamy, że powinna istnieć pewna solidarność bogatszych z biedniejszymi. W socjaldemokracji bogatsi godzą się na płacenie wyższych podatków, by ulżyć biedniejszym. W kapitalizmie – takim, o którym lubią mówić fani wolnego rynku – bogatsi inwestują nieokrojone zbytnio przez podatki pieniądze w tworzenie miejsc pracy, w których biedni mogą znaleźć godne zatrudnienie. U nas solidarność działa w odwrotną stronę. To biedni czują jakąś dziwaczną solidarność z bogatymi – popierają ludzi, których rządy mogą wyjść na dobre jedynie tym drugim.

Ta tendencja robi się coraz bardziej powszechna. Według niektórych sondaży, gdyby wybory odbywało się dzisiaj, premierem zostałby piewca Balcerowicza.

Wówczas w kolejnych wyborach poparcie dla Razem mógłby wynieść kilkadziesiąt procent. Gdyby w Polsce był dobry kapitalizm, z pewnością byłoby to lepsze od złego socjalizmu. Ale ja w dobry kapitalizm nie wierzę, a już na pewno nie wierzę, że mógłby zapanować w Polsce. Nasi kapitaliści są idiotami. Nie rozumieją, że aby wszystko lepiej działało, obywatelom trzeba podnieść poziom życia – że muszą godnie zarabiać, mieć gdzie mieszkać, mieć warunki do wychowania dzieci. Jak to jest możliwe, że z jednej strony ludzie nie mają pracy, ci, którzy mają, pracują zbyt wiele godzin, a do tego wciąż mamy nadwyżkę towarów. To jest sprzeczne.

Skoro twierdzisz, że większość Polaków ma w rzeczywistości poglądy, które możemy sklasyfikować jako lewicowe, to czy Razem, chcąc osiągnąć polityczny sukces, powinno skupić się na odczarowywaniu słowa „lewica”?

Przede wszystkim sukces polityczny nie powinien być nadrzędnym celem żadnej partii. Jeżeli Razem wykorzysta swój potencjał i będą więcej robić, a mniej mówić, te skojarzenia zbudują się same. To wymaga czasu, ale jest jedyną uczciwą drogą. Nie może być tak, że szef partii pojedzie z łopatą na wieś po to, by sfotografować się przy pomaganiu obywatelom. Ludzie muszą wiedzieć, że mogą poprosić o pomoc – np. przy proteście. Podoba mi się to, co robi Piotr Ikonowicz, bo on faktycznie występuje w interesie ludzi. Politycznie wyszło mu raczej średnio, ale u nas bycie politykiem uczciwym nie udzie w parze ze zdolnością do wygrywania wyborów.

A Razem spełnia nadzieje, które rozbudziło przez wyborami? Pojawiają się zarzuty, że są zbyt słabo widoczni.

Niedawno odbył się protest związku zawodowego w Amazonie. Nie widziałem, by pojawił się tam ktoś ze Zjednoczonej Lewicy czy rzekomo prosocjalnego PiS-u. Zachodnia korporacja wyzyskuje naszych polskich robotników i prawie nikogo to nie interesuje. Różnica między Razem a pozostałymi partiami jest taka, że mają one sterowanie odgórne. Mają szefostwo i sponsorów, więc dla nich np. zorganizowanie ogólnopolskiej akcji nie stanowi problemu. Razem nie ma młodzieżówki, którą z dnia na dzień można zebrać w jednym miejscu, jak robią to inne partie, przede wszystkim PiS zwożący manifestantów autobusami z całej Polski i wciskający im w ręce flagi. Poza tym w Razem wszystko idzie od dołu, więc siłą rzeczy wymaga więcej czasu. To decyzje podejmowane przez zwykłych członków, dopiero później zajmuje się nimi zarząd. W pozostałych partiach decyduje kilka wyżej postawionych osób, a w PiS wystarczy zapytać prezesa.

Nie podpisujesz się więc pod hasłem „jak się nie ma, co się lubi…”? Nowoczesna nie jest twoją ulubioną partią  w parlamencie?

O mojej ulubionej partii w parlamencie mógłbym zrobić komiks.

***

Ahmed Goldstein – autor Minimalistycznej Satyry Ahmeda Goldsteina

 

**Dziennik Opinii nr 4/2016 (1154)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij