Kraj

Sutowski: Prawica się nie wstydzi

Co dziś grozi lewicy – oczywiście poza zupełną marginalizacją, podlaną sosem satysfakcji z „ostatecznego zatopienia Leszka Millera”?

„Już nigdy nie będziemy się wstydzić”, mówi Jarosław Kaczyński. Z większością absolutną w Sejmie, z konstytucyjną po podkupieniu części posłów, zapewne nie będą mieli do wstydu powodu. Nie wstydzili się zresztą od dłuższego czasu – i nie chodzi tu nawet o bezwstydne szczucie wyborców na uchodźców, mniejszości seksualne, muzułmanów, ateistów czy inne lewactwo, choć zapewne kilka punktów udało się PiS (i potencjalnym koalicjantom) w ten sposób ugrać. Po prostu wyborcy od dłuższego czasu nie chcieli się wstydzić, że coś im się w Polsce nie podoba. Prawicę Jarosława Kaczyńskiego i przystawek (bo przecież nie Beaty Szydło, dla której po 21:00 ledwie znalazł się czas antenowy) do władzy wyniósł arogancki przekaz o irracjonalnych malkontentach, którzy nie dostrzegają cudów najwspanialszego dwudziestopięciolecia w historii Polski, że kraj jest piękniejszy, a ludzie żyją dostatniej; wreszcie, że można zmienić pracę, wziąć kredyt albo nawet wyjechać do Kanady.

Oczywiście, antycharyzma Ewy Kopacz i Bronisława Komorowskiego nie jest wyłącznie odpowiedzialna za całe zło świata i za Budapeszt, który będziemy mieli w Warszawie.

O nieraz katastrofalnych błędach ich formacji zapisano setki stron komentarzy i analiz, a powstawać będą kolejne tysiące. Zjednoczonej Lewicy, która niemal na pewno nie wejdzie do Sejmu, nie pomógł Leszek Miller dworujący sobie najpierw z torturowanych więźniów, a potem z rzekomych kompleksów Adriana Zandberga, medialnej (zasłużenie!) gwiazdy ostatnich dni. Naprawdę niezły wynik Partii Razem, nawet jeśli – czego szczerze jej życzę – wejdzie do Sejmu, nie zmienia faktu przytłaczającej przewagi w Polsce w prawicy. A my wszyscy? Może za łatwo – już kilka lat temu – uznaliśmy, że „jest chujowo, ale stabilnie”, że na obecny układ władzy jakiś nacisk lewica wywierać może, że można go przepychać na lewo w konkretnych sprawach i liczyć, że rewolucja z prawa nie nastąpi. Na co innego można było liczyć? Jak mawiał klasyk, „to jest doskonałe pytanie”.

Co dziś grozi lewicy – oczywiście poza zupełną marginalizacją, podlaną sosem satysfakcji z „ostatecznego zatopienia Leszka Millera”? Po pierwsze, grozi nam fala bezproduktywnego moralizmu i łkań, że wyborca nie dojrzał i że naród do wymiany – mało skutecznego nawet dekadę temu, skoro PiS-u od władzy nie odsunęły erudycyjne eseje o polityce nienawiści, tylko polityczna sprawność Donalda Tuska i liberalny konglomerat biznesowo-medialny. Po drugie, pragnienie rozliczeń i wojny na kanapie, w których wzajemny resentyment nie pozwoli z „najlepszego materiału ludzkiego” ZL i wschodzącego ruchu Razem utworzyć sensownego zaczynu lewicy. Po trzecie wreszcie, w warunkach potęgi instytucjonalnej i medialnej prawicy w Polsce, z PO i Petru w roli sejmowych „sił postępu” grozi nam zablokowanie debaty, w której wojna PiS (plus przystawki) kontra nie-PiS (same przystawki) nie pozwoli nawet dyskutować o tematach ważnych, ale w tym akurat sporze mało użytecznych, bo słabo polaryzujących (polityka przemysłowa, energetyka, opiekuńcza, wschodnia…).

Co robić? Na początek upić się na smutno w gronie tych trochę wygranych i tych zupełnie przegranych, którzy wiedzą – mimo twitterowych szyderstw i facebookowych docinków – że łączy ich więcej niż wynik poniżej progu i budżetowa dotacja na działalność partii. Zaraz potem przeczytać świetną książkę Józsefa Debreczeni o Viktorze Orbanie, bo z tym Budapesztem to prezes Kaczyński nie żartował. Później jeszcze walczyć o instytucje (od sądów i trybunałów przez telewizję, galerie i muzea aż po organizacje pozarządowe), które – już nie długim, lecz błyskawicznym – marszem prawica zacznie „odwojowywać”, przejmować, a jak się nie da, to je zamykać bądź neutralizować.

Jeśli przez cztery lata partii Razem uda się nie wyrzucić za gwiazdorzenie Zandberga, Biedroń zamieni Słupsk w zieloną Dolinę Krzemową, a Nowacka rozliczy Millera, zamiast dać się rozliczyć Wenderlichowi – być może jeszcze będzie na czym budować.

Jeśli nie, wróć do punktu „upić się na smutno”.

 

**Dziennik Opinii nr 298/2015 (1082)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Michał Sutowski
Michał Sutowski
Publicysta Krytyki Politycznej
Politolog, absolwent Kolegium MISH UW, tłumacz, publicysta. Członek zespołu Krytyki Politycznej oraz Instytutu Krytyki Politycznej. Współautor wywiadów-rzek z Agatą Bielik-Robson, Ludwiką Wujec i Agnieszką Graff. Pisze o ekonomii politycznej, nadchodzącej apokalipsie UE i nie tylko. Robi rozmowy. Długie.
Zamknij