Kraj

Marczewski: Mała rewolucja w polskim Kansas

Reakcja na wynik wyborów będzie prawdopodobnie jesienią kosztowała Platformę utratę władzy.

Każda władza się zużywa, a władza kunktatorska zużywa się szczególnie szybko. W jednym z sondaży prezydenckich ze stycznia tego roku 50,5% respondentów zadeklarowało, że gdyby wybory odbywały się teraz, oddaliby głos na Bronisława Komorowskiego. Na drugim miejscu uplasował się Jarosław Kaczyński z głosami 17,9% ankietowanych. O Andrzeja Dudę w ogóle ich nie pytano.

Co się stało między styczniem a majem? Jeśli chodzi o przepływy wyborców w drugiej turze, to obraz jest dość klarowny. Duda przyciągnął 60% wyborców Kukiza z pierwszej tury i to na nich skoncentrowała się uwaga większości komentatorów. Warto jednak pamiętać, że na kandydata PiS głosowało też ponad 20% wyborców Komorowskiego z 2010 roku. Duda wygrał też zdecydowanie wśród osób, które w poprzednich wyborach w ogóle nie głosowały – poparło go ponad 66% wyborców, którzy pięć lat temu zostali w domu. Kandydat PiS potrafił zatem nie tylko przyciągnąć wyborców innych kandydatów. Wziąwszy pod uwagę to, że konkurował w pierwszej turze przede wszystkim z przedstawicielami różnych odmian skrajnej prawicy, która na Komorowskiego nie zagłosowałaby pewnie nawet wówczas, gdyby rywalizował z Putinem, nie była to wielka sztuka.

O wiele istotniejsze było umiejętne skapitalizowanie zużywania się obozu władzy i zmobilizowanie niezdecydowanych.

O ile w miarę łatwo na podstawie wyników exit poll odpowiedzieć na pytanie, co się stało, to o wiele ciekawsze i trudniejsze jest pytanie, dlaczego tak się stało. Swojej odpowiedzi udzielił już Zarząd Krajowy PO i ta odpowiedź, w połączeniu z porażką wyborczą Komorowskiego, będzie prawdopodobnie jesienią kosztowała Platformę utratę władzy. Jak powiedział sekretarz PO Andrzej Biernat: „to był nasz kandydat, ale sztab nie był nasz”. Czyli jacyś ludzie spoza partii zawalili kampanię i tyle. Wystarczy powierzyć jej prowadzenie przed wyborami parlamentarnymi naszym wiernym, skutecznym ludziom i nie ma się czym przejmować.

Samooszukiwanie się w polityce jest tożsame z głupotą, a głupota to największy grzech polityczny, który niemal zawsze oznacza porażkę. Wystarczy rzut oka na to, jak głosowały w drugiej turze różne grupy zawodowe, żeby zorientować się, jak bardzo oderwane od rzeczywistości jest stanowisko zarządu partii władzy. Andrzej Duda zdobył głosy ponad 60% rolników, robotników, bezrobotnych i studentów, czyli przez osiem lat sprawowania rządów PO nie zdołała przekonać do siebie tych, którzy czują, że ich sytuacja ekonomiczna jest najbardziej niepewna. Za symbol pierwszych czterech lat rządów Platformy można jeszcze od biedy uznać Orliki. Choć nabijało się z nich wielu komentatorów, były mimo wszystko próbą zadbania, by polska modernizacja przyniosła poprawę nie tylko wyspom względnego dobrobytu w rodzaju Warszawy.

Jeśli drugie cztery lata sprawowania władzy przez PO doczekają się jakiegoś symbolicznego podsumowania, to będzie nim już chyba tylko zegarek Sławomira Nowaka.

W tym kontekście 63,1% głosów oddanych na wsi na Andrzeja Dudę nie zaskakuje, podobnie jak bardzo wyrównany pojedynek w miastach małych i średniej wielkości. W 2004 roku amerykański dziennikarz Thomas Frank zadał pytanie „co z tym Kansas?” – dlaczego ludzie pracy w rolniczych rejonach USA głosują na konserwatywną prawicę, która przyjaźni się z wielkim biznesem? I stwierdził, że konserwatywnym Republikanom udało się przesunąć linię konfliktu z walki o prawa ekonomiczne i socjalne na kwestie obyczajowe i światopoglądowe. Wygląda na to, że polskie Kansas przeszło w tych wyborach podobną rewolucję. Uwierzyło, że zmiany, których pragnie, wprowadzi obyczajowy konserwatysta z inteligenckiej rodziny, który mówił podczas debaty prezydenckiej, że problemy górników rozumie dzięki rodzicom wykładającym na AGH.

Ta rewolucja nie jest całkowita i nieodwracalna. W połączeniu z postępującym, odwlekanym od dawna rozkładem SLD może oznaczać szansę dla poważnej propozycji lewicowej. Wyborcy spoza twardego elektoratu PiS, którzy zdecydowali o wygranej Dudy, nie są żadnym ciemnym, omamionym ludem i będą uważnie patrzyli mu na ręce. Jeśli prezydent-elekt ograniczy się do snucia rytualnych opowieści o Wielkiej Silnej Polsce, to zagłosują na jego formację tylko wtedy, jeśli nie pojawi się żadna inna siła polityczna, która spróbuje zrozumieć ich obawy.

***

CZYTAJ NASZE KOMENTARZE PO WYBORACH:
Edwin Bendyk: Nie mój wybór, mój prezydent
Sławomir Sierakowski: Buntownik z wyborów Kukiz dał władzę Dudzie
Maciej Gdula: Prezydentura Dudy jest na razie tajemnicą
Jakub Dymek: Jak lał się beton
Agnieszka Wiśniewska: Czekając na Kowale

**Dziennik Opinii nr 146/2015 (930) 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij