Kraj

Nowak: Gendorożec przeskakuje rekina, czyli dlaczego prawica powinna czytać McLuhana

Na rozedrganej giełdzie uwagi żadna treść się nie ostanie.

Guru teorii mediów ma pecha, z jednej strony jest zbyt „świeży” na nobliwego klasyka, z drugiej zbyt „stary” na modną świeżynkę. Warto jednak po niego sięgać i przypominać jego słynną frazę „medium is the message” – środek przekazu sam jest przekazem. Dziś, w świecie zdominowanym przez napędzany „walką o kliki” internet, jest to szczególnie ważne. Kto nie rozumie dynamiki rynku uwagi, efektu „wykopu”, nie powinien nieostrożnie używać sieci.

Niedawno przekonał się o tym Tomasz Terlikowski, gdy prawidłowo zareagował na  zawarte w opublikowanym na Frondzie felietonie Michalkiewicza stwierdzenie o „chwilowo nieczynnym obozie zagłady”. Dość szybko Terlikowski stał się celem „szczujni”, zmasowanego ataku antysemickich patriotów wypominających mu jego antypolskie grzechy. Ciekawe, czy będzie to dla niego moment przebudzenia. Czy zauważy, że nie można dwóm panom służyć: Jezusowi i bożkowi Klików i Uwagi.

To ten ostatni rządzi bowiem doborem treści, formatowaniem tematów, ustawianiem dyskusji. Atencjonalizm, rynek uwagi, to kwintesencja władzy w sieci, jak to w swej Netokracji opisywali Bard i Söderquist. Uwaga to dziś nowa waluta, która wypiera kapitał rozumiany w starym stylu.

Upadek mediów jest tego konsekwencją. Spekulacja uwagą prowadzi do powstawania baniek. Te, gdy pękają, pokazują swoją pustkę. Takim przykładem była „matka Madzi”, spekulacyjna bańka, która zawładnęła wyobraźnią Polski na wiele miesięcy. Jak przebić się z jakąkolwiek informacją, gdy trzeba pokonać „matkę Madzi na koniu”? Może jedynym wyjściem jest news, że Trynkiewicz po wyjściu z więzienia uciekł z matką Madzi w Bieszczady, dosiadając różowego Gendorożca.

Tu jednak dochodzimy do ściany. Dalej się nie da. Nikt już nawet nie udaje, że chodzi o jakąś treść – to czyste zarządzanie afektem, mobilizowanie uwagi jako zasobu, który zmonetyzujemy w postaci dochodu z reklam i odsłon. I tu dochodzimy do pewnego złudzenia politycznego.

Wydaje się bowiem Frondzie, portalowi wpolityce.pl oraz wsieci.pl, że mogą ugrać coś politycznego, prowokując coraz to nowe wybuchy paniki moralnej. Ale to McLuhan ma rację: gdy mówisz przez medium, to i medium mówi przez ciebie.

Na rozedrganej giełdzie uwagi żadna treść się nie ostanie. Wszystkie zostaną przemielone przez maszynkę spekulacji uwagą – kolejne odsłony opowieści o katastrofie smoleńskiej, kolejne tajemnice Ubekistanu to tylko dodawanie pasażerów do cwałującego Gendorożca.

Takie medium oszukuje pozorem sprawczości. W pijanej od przestymulowania głowie układają się obrazy zwycięskich bitew, pokonani wrogowie ścielą się gęsto pod naszymi stopami. Możemy co dzień być żołnierzem wyklętym w okopach Woli. Ale także rycerze niezłomni wychodzą czasami z domu. Przecierają w drodze do pracy albo na uczelnię czerwone od ekranu oczy i widzą, że wdeptani w ziemię wrogowie jakoś pozostali nietknięci rozgorączkowanymi egzorcyzmami. Samodzielne, śmiałe dziewczyny wciąż mają czelność chodzić po ulicach. Nasi koledzy i koleżanki z grupy ćwiczeniowej opornie przyswajają słowa prawdy. Świat nie chce ulec histerii.

Widać to było świetnie w „sprawie Bratkowskiej”. Bratkowska powiedziała „sprawdzam” – i co się okazało? Przebita po stokroć osinowym kołkiem nie zamieniła się popiół. Nie boi się chodzić za dnia po ulicach. To boli, frustruje, więc mkniemy do domu, przed komputer, żeby zanurzyć się bezpieczny świat odurzającego szczucia. Efekt jest taki, jak przy każdym środku odurzającym: trzeba zwiększyć dawkę. Spirala się nakręca, komentarze, artykuły, nowi wrogowie, nowe wyzwania. A gdzieś pod spodem, w piwnicach internetu, cicho szemrzące liczniki zbierają zakumulowane „kliki”. A jeszcze gdzieś indziej Google i Facebook zamieniają je na całkiem realną mamonę.

Czemu mnie to martwi? Może was zaskoczę, ale chciałbym rozsądnej prawicy. Nie uważam, że nostalgiczne głosy, które wspomną coś o religii, wspólnocie, tradycji, powinny być wykluczone. To może być cenny rezerwuar rozwiązań, kiedyś może przydatnych. Głos reakcjonisty bywa otrzeźwieniem – jak było choćby w przypadku eugeniki. Hamulcowi postępu bywają użyteczni, łatwiej wtedy wyrobimy się na zakrętach. Wspólnota, zaufanie, organiczna wizja społeczeństwa – to coś, co warto przemyśleć, nawet jeśli przychodzi w prawicowej szacie. Nie oszukujmy się jednak, nie dostaniemy tego od czytelników i redaktorów wpolityce.pl. Tam jest zatomizowany, wypluty przez neoliberalizm samotny tłum. Zamknięci w kapsułach solipsystycznej nienawiści stukają godzinami dla bożka Klików i Uwagi. Nie są „jacyś” – konserwatywni czy prawicowi; to komentopisarze bez właściwości. Ludzie-boty permutujące kilka szkodliwych memów.

Co wcale nie znaczy, że ich aktywność nie może zabijać.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij