Kraj

Wiśniewska: Opowiedzcie nam o Solidarności

Jeśli chcemy, żeby Solidarność była traktowaną serio ideą, potrzebujemy opowieści kobiet.

W opozycji były kobiety. Tę oczywistość trzeba powtarzać, bo nadal bardzo mało o tych kobietach wiemy. Dlatego 29 sierpnia marszałkini Wanda Nowicka zorganizowała w Senacie dyskusję Kobiety Solidarności. W debacie udział wzięły: Anna Dodziuk, Ewa Kulik-Bielińska, Barbara Labuda, Agnieszka Maciejowska, Joanna Szczęsna, Ludwika Wujec. Wszystkie uczestniczki dużo mówiły o swoim zaangażowaniu w działalność opozycyjną, o pracy w „Tygodniku Mazowsze”, o konspiracji. „Żadnej teorii, żadnej filozofii, żadnego feminizmu” ‒ zapowiedziała na początku spotkania Wanda Nowicka. Ale dziś nie da się już tak rozmawiać. Dlatego po dwóch godzinach opowiadania o przeszłości wywiązała się ostra dyskusja o tym, jak i po co przypominać o kobietach opozycji.

To, że przypominać o kobietach opozycji trzeba, to sprawa bezdyskusyjna. O te opowieść zaczęły się upominać kobiety, głównie feministki. To one jako pierwsze zaczęły zwracać uwagę na to, że w podręcznikach do historii są niemal sami mężczyźni. To one chciały mieć swoje bohaterki i zaczęły ich szukać. Wanda Nowicka zapytana przeze mnie po dyskusji o to, dlaczego potrzebna jest nam opowieść o kobietach Solidarności, mówi wprost, że po to, by historia opozycji nie była zafałszowana. „Historia Solidarności, to historia wąsatych mężczyzn w wełnianych swetrach. Kobiety odgrywają wyłącznie role pomocnicze, w sposób anonimowy, usługowy” ‒ mówi Nowicka. Środowiska kobiece chcą mieć swoje bohaterki. Kobiety Solidarności niekoniecznie chcą tymi bohaterkami zostać. I tu zaczynają się problemy.

Rozmawiając o kobietach Solidarności, nie da się nie zapytać, dlaczego tak mało o nich wiemy. Wprawdzie ukazały się ważne książki na ten temst, przede wszystkim „Podziemie kobiet” Shany Penn czy „Szminka na sztandarze” Ewy Kondratowicz, które w momencie publikacji wywołały sporo szumu, ale od ich ukazania się minęło ponad 10 lat. Przez ten czas wydano kilka biografii kobiet opozycji (m.in. Henryki Krzywonos i Aliny Pienkowskiej). To ciągle za mało. Każdy kolejny głos w tej sprawie otwiera dyskusję na temat tego, jak doszło do sytuacji, w której pełniące ważne role kobiety zostały usunięte na drugi plan.

Ta dyskusja jest trudna. Część uczestniczek debaty w Senacie obrusza się, kiedy słyszy, że zostały gdzieś „zepchnięte”. Inne nie chcą, żeby nazywano je bohaterkami. „Kobiety nie mają ciśnienia na bohaterstwo” – mówiła Anna Dodziuk. Z sali padały pytania o polityczną rolę kobiet czy o to, kto tak naprawdę kierował „Tygodnikiem Mazowsze” – mężczyźni czy kobiety. Na te pytania większość panelistek odpowiadać nie chce. Reagują oporem, bo mają poczucie, że ktoś chce ich „użyć” w swojej politycznej walce. Wszystkie strony pogodzić próbowały Ewa Kulik i Barbara Labuda. Pierwsza tłumaczyła koleżanki opozycjonistki i przekonywała, że nie wszystkie mają taki polityczny temperament i tak feministyczne poglądy jak Labuda. Ale jednocześnie Barbara Labuda zwracała się do zadających trudne pytania z prośbą, by nie oczekiwały na nie prostych odpowiedzi.

Trzeba mówić o kobietach Solidarności. Ale trzeba też kobiet Solidarności uważnie wysłuchać. W ich opowieści o opozycji zawsze pojawiają się postacie z drugiego, trzeciego i czwartego planu: redaktorki, drukarze, kolporterzy, osoby użyczające mieszkań ukrywającym się, lekarze i lekarki opiekujące się nimi, osoby przekazujące pieniądze na działania opozycji.

Osoby z drugiego i kolejnych planów w narracji kobiet Solidarności wcale nie są mniej ważne niż ci wszyscy, których nazwiska trafiły do książek do historii. W takiej narracji pytanie o przywództwo jest pytaniem źle zadanym.

Jeśli o Solidarności opowiemy nie jak o masowym ruchu kierowanym przez faceta z wąsami, ale jak o horyzontalnej strukturze opartej na współpracy, zaufaniu, pomocy, to nagle kawał historii Polski będzie wyglądał inaczej.

Dlatego potrzebujemy narracji kobiet opozycji. I dlatego pozwolę sobie wystosować mały apel.

Drogie kobiety opozycji, opowiedzcie nam swoje historie. Nie denerwujcie się, że pytamy o nie tak późno. W 1989 roku skończyłam pierwszą klasę podstawówki. Nawet nie umiałam bezbłędnie napisać „Krzywonos” czy „Walentynowicz”. Mogę pytać teraz i chcę, bo jesteście dla mnie bohaterkami. Nie obrażajcie się za to słowo. Potrzebujemy bohaterek, kobiet, które będą dla nas i dla innych kobiet wzorami. Ale nie chodzi o to, że chcemy znaleźć Wałęsę w spódnicy. Chcemy dowiedzieć się od was jak najwięcej o pracy i zaangażowaniu tych setek, tysięcy anonimowych działaczy i działaczek, o których nikt poza wami dotąd tak wiele nie wspominał. Nie denerwujcie się, że zadajemy pytania, które są dla was dziwne, że pytamy o przywództwo, o to, kto kierował, kto rządził. Wychowałyśmy się w świecie indywidualizmu, wyścigu karier, zadajemy pytania w kategoriach, które znamy najlepiej, w których nauczono nas opisywać świat. Jeśli uważacie, że to nie są trafione kategorie, pokażcie nam inne. Chcemy je poznać.

Drogie siostry feministki, wsłuchujmy się w opowieści opozycjonistek. Zadawajmy trudne pytania, ale też nie oczekujmy łatwych odpowiedzi. Jeśli na początku tej debaty (a nie oszukujmy się, jesteśmy na początku, książkę Shany Penn czy kilka rozsianych w pozamainsteamowych pismach artykułów znamy głównie my) pokłócimy się i poobrażamy na siebie, to historia opozycji na zawsze będzie opowieścią o tym, jak kilku facetów w swetrach wprowadziło w Polsce demokrację wolnorynkową, a kobiety w tym czasie robiły im kanapki.

Ewa Kulik powiedziała podczas dyskusji, że opozycja to nie był czas romantycznych uniesień, a pozytywistycznej roboty. „Facetów to nie brało – dodała. – Oni woleli jakoś wzniośle, z szabelką…” „… rzucić się w dół razem z ulotkami” – dokończyła Joanna Szczęsna. Może dzięki temu, że to wy, kobiety, opowiecie nam o Solidarności, narracja o niej będzie trochę inna, mniej romantyczna, a bardziej skupiona na pracy i działaniu? Może prawdziwsza, bo będzie to narracja większej liczby uczestników tamtych wydarzeń. „Solidarność została zniszczona w 1989 roku, kiedy postawiono na jednostkowe kariery” – mówiła Ewa Kulik. Może w opowieści o Solidarności brakuje też tego rozdziału?

Jeśli serio chcemy, żeby Solidarność była nie tylko symbolem wsadzonym do gabloty, ale traktowaną serio ideą, to potrzebujemy opowieści kobiet.

Znamy opowieści mężczyzn. Znamy więc połowę historii. Opowiedzcie nam drugą połowę.

 

Czytaj też:

Barbara Szczepuła, Czas rozrzucania kamieni

Agnieszka Wiśniewska, Biografia w cieniu polityki

Dla kogo ta wolność? – rozmowa Agnieszki Wiśniewskiej z Martą Dzido i Piotrem Śliwowskim o ich filmie Solidarność według kobiet

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Agnieszka Wiśniewska
Agnieszka Wiśniewska
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl
Redaktorka naczelna KrytykaPolityczna.pl, w latach 2009-2015 koordynatorka Klubów Krytyki Politycznej. Absolwentka polonistyki na UKSW, socjologii na UW i studiów podyplomowych w IBL PAN. Autorka biografii Henryki Krzywonos "Duża Solidarność, mała solidarność" i wywiadu-rzeki z Małgorzatą Szumowską "Kino to szkoła przetrwania". Redaktorka książek filmowych m.in."Kino polskie 1989-2009. Historia krytyczna", "Polskie kino dokumentalne 1989-2009. Historia polityczna".
Zamknij