Świat

Opielka: Nowi gastarbeiterzy

Dzięki dość dobrej kondycji gospodarczej Niemcy przyciągają coraz więcej wykwalifikowanych migrantów. Większość z nich to Polacy. Czy zostaną na dłużej?

W ubiegłym roku największa gospodarka Europy pierwszy raz od siedemnastu lat przyciągnęła ponad milion imigrantów, głównie z krajów UE (jednocześnie kraj opuściło ok. 700 tys. osób). Najliczniejszą grupę stanowią wśród nich Polacy – w 2012 r. przyjechało ich do Niemiec ponad 68 tys. To o 8 procent więcej niż rok wcześniej. Największy wzrost dotyczy migracji z południa UE, szczególnie z Hiszpanii (plus 45 procent), Grecji (plus 43 procent), Włoch (plus 40 procent) i Portugalii (plus 43 procent), gdzie bezrobocie wśród młodych sięga 50 procent. Dwucyfrowe wzrosty dotyczą migracji z Rumunii, Bułgarii, Węgier i Słowenii. Większość przyjezdnych wybiera regiony o najlepszej sytuacji gospodarczej, czyli landy zachodnie: Bawarię, Nadrenię Północną-Westfalię, Badenię-Wirtembergię, Hesję i Dolną Saksonię.  

Nowe otwarcie? Tak, ale tylko dla specjalistów

Niemcy, które jeszcze w latach 90. starały się ograniczać dopływ imigrantów (i uchodźców), w pierwszej dekadzie tego wieku coraz bardziej się na nich otwierały. Istotną rolę odegrała tu nowa polityka imigracyjna: w roku 2000 socjaldemokraci i Zieloni przeforsowali tzw. Green Card, która miała pomóc werbować z zagranicy specjalistów IT dla tej rozrastającej się wówczas branży. Przede wszystkim jednak Niemcy zaczynają odczuwać skutki zmian demograficznych – w latach 2000–2010 ludność kraju zmniejszyła się przynajmniej o pół miliona osób, nowe dane z 2011 r. wskazują nawet na większy spadek.

Dziś, jak ocenia ekspert do spraw migracji w OECD, Thomas Liebig, Niemcy mają jeden z najbardziej liberalnych systemów imigracyjnych spośród wszystkich krajów zindustrializowanych – ale tylko dla dobrze wykwalifikowanych migrantów i osób z pożądanych branż.

Od zeszłego roku łatwiej im uzyskać uznanie ich kwalifikacji zdobytych w ojczyźnie. Według badania fundacji Bertelsmanna 43 procent nowych imigrantów w wieku do 65 lat ma wykształcenie wyższe lub inne wysokie kwalifikacje; w tej samej grupie Niemców odsetek ten wynosi zaledwie 26 procent. 

Niemieccy pracodawcy od lat narzekają, że brakuje im wykwalifikowanej kadry – matematyków, informatyków, inżynierów-specjalistów od budowy maszyn (tradycyjnie silnej i wysoko wyspecjalizowanej gałęzi niemieckiej gospodarki), ale też kierowców autobusów, opiekunów osób starszych itd. Po części jest to skutek niewystarczających działań adresowanych do samych Niemców i cudzoziemców od lat żyjących w tym kraju. Wprawdzie stopa bezrobocia w Niemczech (lipiec 2013: 6,8 procent) należy do najniższych w UE, ale wynik tenotrzymuje się po licznych operacjach plastycznych. Prawie cztery miliony formalnie zatrudnionych pracuje zaledwie kilka godzin w tygodniu albo za tak niską pensję, że dodatkowo otrzymuje zasiłek. 

Chciani i niechciani

W ajtrudniejszej sytuacji w Niemczech są uchodźcy starający się o azyl. Wielu z nich od lat czeka na udzielenie im prawa do pobytu, jednocześnie nie mając de facto prawa do pracy, nie mogąc opuszczać ograniczonego terytorium i żyjąc z zasiłku znacznie niższego niż minimum socjalne. W pierwszym półroczu 2013 r. ponad 40 tys. nowych uchodźców złożyło wniosek o udzielenie azylu; liczba ta w ostatnich latach rośnie, w 2012 wynosiła 65 tys. W proteście przeciw upokarzającym warunkom,w jakich żyją, uchodźcy zorganizowali w ubiegłym roku marsz do Berlina. Kilka tygodni temu grupy uchodźców rozpoczęły strajk głodowy w Monachium, Stuttgarcie i Berlinie, domagając się zmiany prawa.

Nawet niektóre organizacje pracodawców, jak Federalny Związek Przedsiębiorstw Średniej Wielkości (BVMW), domagają się, aby ułatwić osobom starającym się o azyl dostęp do rynku pracy. Na razie bez echa. Za to w mediach coraz częściej pojawiają się relacje o przedsiębiorstwach rekrutujących „legalnych” cudzoziemców: miasta sprowadzają pedagogów niemówiących po niemiecku, by zasilili kadry przedszkoli i żłobków; pracodawcy we wschodnich Niemczech, na skutek odpływu młodych Niemców do landów zachodnich, rekrutują młodych Polaków i Czechów do nauki zawodów; pracodawcy w przemyśle chwalą młodych Hiszpanów jako pracowników o „bardzo niemieckich cnotach”, zdyscyplinowanych i pracowitych.

Na drugim biegunie znajdują się „legalni” migranci z Rumunii i Bułgarii, szczególnie Romowie, zaliczani do tzw. migracji biedy. Są to osoby o niskich kwalifikacjach, które nierzadko wegetują na ulicach, spotykając się z niechęcią mieszkańców i władz miast. Niektóre z nich alarmują, że koszty zasiłków socjalnych dla tej grupy migrantów rosną. Sondaż z 2013 r. pokazał, że aż 70 procent Niemców chciałoby utrzymać restrykcje dotyczące możliwości imigracji z nowych krajów UE, na przykład przedłużyć kończący się w 2014 r. okres ograniczonego dostępu do rynku pracy w Niemczech dla Rumunów i Bułgarów. Jednak mniej znane statystyki, które opublikował rząd federalny, pokazują nieco inny obraz: w 2012 stopa bezrobocia wśród Bułgarów i Rumunów żyjących w Niemczech wynosiła zaledwie 9,6 procent. Reszta pracuje.    

Zainteresowanie, niechęć, obojętność?

Polacy w Niemczech to niejednolita grupa. Jest wśród nich wiele osób z niemieckimi korzeniami. W 2012 r. dwie trzecie osób, które przyjechały do Niemiec, stanowili mężczyźni. Spośród państw UE Niemcy są drugim krajem docelowym dla polskich migrantów; w 2011 r. przebywało tu 470 tys. osób bez rodzinnych powiązań z Niemcami (najwięcej Polaków emigruje do Wielkiej Brytanii – 625 tys.). Z wyliczeń GUS wynika, że ponad 75 procent czasowych polskich emigrantów przebywa za granicą (nie tylko w Niemczech) co najmniej 12 miesięcy. 

Polscy imigranci – i Polacy w ogóle – mają wśród Niemców bardzo zróżnicowaną opinię. Najnowsze badania fundacji Bertelsmanna i polskiego Instytutu Spraw Publicznych (ISP) pokazują „trend do obojętności” – jak określa to zjawisko Agnieszka Łada, współautorka projektu. Wyraża się ona według autorów badania w mniej „wyrazistym nastawieniu” Niemców wobec Polaków i jest, jak przekonują, w pewnym stopniu objawem normalizacji. Jednocześnie jednak spada odsetek osób gotowych zaakceptować Polaka czy Polkę jako kolegę czy koleżankę w pracy, szefa czy szefową lub też jako synową czy zięcia.
 

Polacy są w Niemczech raczej mało widoczni, a organizacje polonijne nie uchodzą za zbytnio prężne – to kolejny powód wspomnianej obojętności.

Widać to także w mediach, w których o Polakach żyjących w Niemczech mało się mówi. Prof. Henryk Olesiak, organizator pierwszej Poradni Psychologicznej dla Polaków w Niemczech, podkreśla, że Polacy, zwłaszcza ci żyjący tu przez dłuższy czas, nierzadko mają problem z tożsamością. I że ci, którzy wracają do Polski, są już inni: „Przywożą nowe poglądy – na to, jak funkcjonują media, państwo, biznes, który w Polsce wydaje się im nieuporządkowany. Mają też często inny stosunek do polskiego Kościoła, do wiary, która staje się bardziej oświecona. Z Niemiec Polacy wracają z niemiecką mentalnością”, mówi Olesiak. 

Z danych niemieckiego urzędu statystycznego nie wynika, czy nowi imigranci, Polacy i inni, planują pobyt na stałe. Według OECD tylko ok. 10 procent imigrantów zostaje na zawsze w nowej niemieckiej obczyźnie-ojczyźnie; wśród specjalistów zaledwie co trzecia osoba przebywa w Niemczech dłużej niż pięć lat, a co drugi Grek i co trzeci Hiszpan nie pozostaje dłużej niż rok. Wielu młodych imigrantów w Niemczech planuje powrót, jak tylko sytuacja gospodarcza w ich krajach się polepszy. Trafnie opisuje tę sytuację „Der Spiegel”: w odróżnieniu od lat 60., gdy Niemcy werbowały cudzoziemców z Turcji, Grecji, Włoch, czy Hiszpanii z założeniem, że ludzie ci po pewnym czasie opuszczą ich kraj, dziś duża część migrantów sama postrzega siebie jako „gastarbeiterów”, czyli pracowników-gości, i z góry zakłada powrót po kilkuletnim pobycie – i plan ten najczęściej realizuje. Dlatego też, jak ocenia Johann Fuchs z Instytutu Badań nad Rynkiem i Systemem Zawodowym (IAB), niemieckie przedsiębiorstwa inwestują w swoich nowych fachowców tylko niezbędne minimum, licząc się z tym, że za jakiś czas i tak opuszczą oni kraj.

Pytanie, czy ta nowa imigracja, z której Niemcy krótkofalowo korzystają, w perspektywie okaże się korzystna także dla krajów, z których ludzie emigrują. Czy przyczyni się do tzw. brain circulation, czyli cyrkulacji wiedzy i umiejętności, wzbogacającej rodzime gospodarki migrantów – czy raczej do brain drain, czyli drenażu mózgów z krajów biedniejszych? Wiele wskazuje na to, że czasy „one-way-ticket”, przynajmniej w Europie, się skończyły.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jan Opielka
Jan Opielka
dziennikarz i publicysta
Publicysta piszący dla niemieckojęzycznych i polskich mediów, były stały korespondent z Polski dla dzienników niem. Frankfurter Rundschau i Berliner Zeitung.
Zamknij