Miasto

Przechodzę na czerwonym

W Oslo na czerwonym stał tylko pieszy patrol policji, reszta ludzi swobodnie przechodziła obok niego i przekraczała pasy.

Ostatnio pojawiła się w internecie ciekawa inicjatywa. Sprawę podchwycił nawet jeden z posłów Twojego Ruchu, dziwne, że dopiero teraz. Chodzi mianowicie o jeden z najbardziej absurdalnych przepisów, jaki obowiązuje w naszym kraju, a mianowicie zakaz przechodzenia przez ulicę na czerwonym świetle, nawet jeżeli nie ma na niej żadnego samochodu. Jest to jawnie sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Nie ma ani jednego sensownego argumentu za tym, aby stać na przykład w nocy przy jezdni i czekać, aż zapali się zielone, gdy ulica jest absolutnie pusta. Poza chęcią uniknięcia mandatu, bo z tych wpływów rządzący nie chcą zrezygnować. Sam już dwukrotnie padłem ofiarą tego rzekomo chroniącego mnie przepisu. Przez przechodzenie na czerwonym moje ani niczyje inne życie i zdrowie nie były zagrożone ani razu, natomiast mój portfel aż dwa razy. Raz złapano mnie na bocznej uliczce, a raz w nocy. W obu przypadkach karę uważam za absurdalną, szczególnie, że została połączona z pogadanką, podczas której czułem się jak uczeń podstawówki, a nie dorosły obywatel. Padały tak mądre argumenty jak: „A co by było, gdyby samochody nie zatrzymywały się na czerwonym?”. Oczywiście nieważne, że samochód jest trochę większym zagrożeniem niż moja osoba, ale nie chciałem podwyższenia mandatu, więc ograniczyłem swój komentarz do stwierdzenia, że przecież nie spowodowałem absolutnie żadnego zagrożenia w ruchu.

Przechodziłem na czerwonym i będę przechodził, bo np. pokonanie skrzyżowania koło miejsca, gdzie mieszkam, zajmowałoby mi za każdym razem po kilka minut zamiast trzydziestu sekund. Do tego na moim skrzyżowaniu są dwa torowiska, gdzie postawienie świateł dla pieszych przekroczyło granicę absurdu. Przecież tramwaje nie jeżdżą jeden po drugim, prawie zawsze stoi się bez sensu. Gdyby chociaż światła na torowiskach były podłączone tak, że zapala się czerwone, gdy nadjeżdża tramwaj, byłoby to racjonalne, ale to, że zielone jest wtedy, gdy tramwaj chce wjechać na skrzyżowanie, racjonalne na pewno nie jest. Takich skrzyżowań jest w Polsce bardzo wiele.

Jest to doskonały przykład na to, jak się u nas traktuje obywateli. Czy rząd naprawdę uważa, że zauważenie nadjeżdżającego samochodu, a w szczególności tramwaju, jest zadaniem ponad nasze siły?

Autor inicjatywy Stefan Tompson, wcześniej mieszkający w Londynie, słusznie stwierdza, że jest to promowanie ślepego posłuszeństwa, bo przecież wiadomo, że na zielonym też się trzeba rozejrzeć. Warto zauważyć, że nie jest on wcale anarchistą ani korwinistą, lecz po prostu mieszkańcem Zachodu, gdzie chyba nigdzie nie dostaje się mandatu za przejście przez pustą ulicę. Znamienny był obrazek, jaki widziałem w Oslo. Otóż tam na czerwonym stał tylko pieszy patrol policji, reszta ludzi swobodnie przechodziła obok niego i przekraczała pasy.

Oczywiście zaraz znajdą się ci, którzy będą twierdzić, że po postulowanych przeze mnie zmianach ludzie zaczną masowo wbiegać pod koła samochodów, jednak niech sobie zadadzą pytanie, po co mieliby to robić. A jeśli według nich ludzie mają skłonności samobójcze lub nie potrafią sami dojść do wniosku, że gdy ulicą jadą samochody, to przez tę ulicę się nie przechodzi, to w czym miałby im przeszkodzić obecny zakaz.

Rozwiązaniem idealnym i jakże prostym jest pozwolenie ludziom przechodzić na czerwonym, gdy nic nie jedzie, na własną odpowiedzialność. Wystarczy założyć, że każdy na własną odpowiedzialność podejmuje ryzyko. Nadal możemy karać, jeśli na przykład samochód przez daną osobę musiał zahamować. Jeśli ktoś stworzył zagrożenie, powinien dostać mandat, ale o jakim zagrożeniu może być mowa przy przejściu przez pustą ulicę lub gdy samochody z jednego pasa stoją na czerwonym i wiadomo, że będą stały jeszcze minutę? Zresztą podobne zasady stosujemy wobec kierowców. W końcu mając zieloną strzałkę, kierowca musi sam ocenić, czy może przejechać przez pasy nikomu nie szkodząc, a pamiętajmy, że jest większym zagrożeniem dla pieszego niż pieszy dla niego. Tym, którzy obawiają się wymuszeń pierwszeństwa przez pieszych powiem, że przecież wśród kierowców też takie wymuszenia mają miejsce, na skrzyżowaniach bez świateł i nawet na tych ze światłami. Czy wobec tego na każdym, nawet najmniejszym skrzyżowaniu postulowali by ustanowienie sygnalizacji świetlnej, bo przecież ktoś może nie przepuścić samochodu z pierwszeństwem? Jak by się czuli, stojąc na takim skrzyżowaniu, gdzie samochód przejeżdża raz na dwie godziny? Oczywiście są ludzie, którzy zalecają bezwzględne podporządkowanie się prawu, jednak większość z nas jest bardziej refleksyjna.

A jeśli o zasady chodzi, to ślepe, bezrefleksyjne podporządkowanie się prawu nie jest wartością europejską.

To właśnie elementem nowoczesnego społeczeństwa obywatelskiego jest tak zwana akcja obywatelskiego nieposłuszeństwa, którą stosuję przechodząc na czerwonym, gdy nic nie jedzie. To nie brak szacunku do prawa – ja chcę jego zmiany, a nie łamania! A prawo do krytyki prawa i do wpływania na jego zmianę jest jednym z podstawowych praw cywilizacji Zachodu.

Piotr Sokołowski – publicysta, absolwent socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, wrocławianin.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij