Miasto

Gdula: Lekcja z Czerskiej

Przeczołganie Erbel pozwoli dziennikarzom i podobnej do nich publiczności spokojnie zagłosować na HGW. Oczyścili swoje sumienie i zlikwidowali dysonans poznawczy.

Jest taka opowieść, którą wszyscy dobrze znacie: w polskiej polityce nie dzieje się dobrze. Podziały są irracjonalne. Cały czas oglądamy te same twarze, które dawno nam się znudziły. Czekamy na nowe otwarcie. Młodzi ludzie powinni wejść do polityki i nieodwołalnie ją zmienić. Zamiast tanich zagrywek chcemy polityki konkretnej i odpowiedzialnej. Od partyjnych układów wolimy autentyczność i zaangażowanie w sprawy publiczne.

Tę opowieść zazwyczaj można usłyszeć od centrowych dziennikarzy nielubiących PiS-u, trochę przestraszonych starzeniem się Platformy i podobno nie do końca zadowolonych z kształtu kapitalizmu w Polsce.

Co jednak robią ci sami dziennikarze, gdy pojawi się kandydatka pasująca do obrazu polityka, do którego wzdychają? Dają jej lekcję.

„Gazeta Wyborcza”, publikując nieautoryzowany wywiad z Joanną Erbel, postanowiła nauczyć ją, na czym polega realna polityka. Najpierw uśmiechamy się. Potem uderzamy w brzuch. Kiedy delikwentka poczuje już piasek między zębami, leżąc na glebie, poprawiamy z laczka. Rozumiesz już teraz na czym polega polityka? Za daleko odjechałaś na rowerze od Mokotowa, Dorotko!

Opublikowanie wywiadu bez autoryzacji już było nadużyciem i złamaniem dobrych obyczajów. To jednak nie wystarczyło redaktorom „Wyborczej”. Musieli jeszcze zamieścić w sieci autoryzowany przez Erbel wywiad. Do niezręczności z pierwotnej rozmowy dołożyli jeszcze „dowód” na to, że kandydatka kręci i manipuluje, chociaż robiła dokładnie to, co politycy robią z wywiadami podczas autoryzacji.

Dziennikarze próbują przekonywać, że chodzi tu o zasady i prawdę. „Wyborcza” przypomina ogólnie słuszny tekst Aleksandry Szyłło o tym, jak prezesi wielkich firm autoryzują wywiady tak, aby poprawić swój wizerunek. Świetnie! Dlaczego zatem „GW” nie opublikowała równolegle jakiegoś nieautoryzowanego wywiadu z prezesem? To, że łatwiej jest dołożyć politykowi, w dodatku kandydatce na prezydentkę relatywnie słabszej niż inni, za którą nie stoją partyjne struktury i pieniądze, to tylko część wyjaśnienia.

Przeczołganie Erbel pozwoli teraz dziennikarzom i podobnej do nich publiczności spokojnie zagłosować na HGW. Oczyścili swoje sumienie i zlikwidowali dysonans poznawczy. Erbel nie jest przecież tym, na kogo czekali. Będą mogli wrócić do swojego zagonienia czterdziestolatków z kredytem, którzy męczą się w swoim życiu, ale jeszcze bardziej męczyłaby ich świadomość, że wytwarzane przez nich PKB poszłoby na jakichś darmozjadów, którzy nie płacą czynszu, lub wspieranie nierentownych rzemieślników.

Fantazja o młodym, szczerym i zaangażowanym polityku jest fantazją właśnie, czyli opowieścią używaną, żeby przystosować się do istniejącej rzeczywistości i nie płacić za to pełnej psychologicznej ceny.

Można dystansować się od brutalnej polityki i czekać na zmiany, a jednocześnie działać wedle brutalnych politycznych zasad i wpierać status quo.

A Joannie Erbel na pocieszenie mogę napisać jedno: nie ma wpadek – nie ma kampanii.

Czytaj także:

Edwin Bendyk, Wataha poszła w las

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Maciej Gdula
Maciej Gdula
Poseł Lewicy
Poseł Lewicy, socjolog, doktor habilitowany nauk społecznych, pracownik Instytutu Socjologii UW. Zajmuje się teorią społeczną i klasami społecznymi. Auto szeroko komentowanego badania „Dobra zmiana w Miastku. Neoautorytaryzm w polskiej polityce z perspektywy małego miasta”. Opublikował m.in.: „Style życia i porządek klasowy w Polsce” (2012, wspólnie z Przemysławem Sadurą), „Nowy autorytaryzm” (2018). Od lat związany z Krytyką Polityczną.
Zamknij