Kinga Dunin czyta

Fallusy

Steven Zultansky „Interes”, Stefan Chwin „Srebrzysko”, Wojciech Engelking „Lekcje anatomii doktora D.”, Wojciech Chmielarz „Osiedle marzeń”

Steven Zultansky, Interes, spolszczył przez wykonanie na nowo Piotr Marecki, Korporacja Ha!art 2016

Mój kutas nie może podnieść podłogi. Mój kutas nie może podnieść glinianej miseczki z regału z kuchni. Mój kutas może podnieść pudełko kadzidełek Anti-Tabaco.

I tak dalej, i tak dalej, 242 strony, aż w końcu dowiadujemy się, że „Mój kutas nie może podnieść mojej dziewczyny. Mój kutas może podnieść książkę Pad (amerykański tytuł Interesu – kd) Stevena Zultanskiego.

Jak zapewnia nas wydawca, pisarz w ten sposób „wymierza radykalny policzek męskocentrycznemu pisarstwu (stawiającemu fallusa w centrum twórczości literackiej)”. Hmm… chyba rzeczywiście, bo po tym bombardowaniu kutasem męska męskość literatury staje się naprawdę nieznośna. To doświadczenie to coś więcej niż truizm o fallocentryzmie naszej kultury.

Interes to książka konceptualna, czyli raczej przedmiot niż treść, liczy się w niej pomysł, a nie wytwór. Jednak jakiś wytwór też dostajemy i jest to „etnograficzny raport o przedmiotach, jakimi otacza się współczesny trzydziestoparolatek”. Niestety, jest to Piotr Marecki (wypełnia on koncept Zultanskiego swoją treścią), który ma w domu przede wszystkim książki, CD z muzyką klasyczną i DVD. Oczywiście przeglądanie cudzych księgozbiorów, filmotek i płytotek jest fajne. Można się też zastanawiać, jaki udział w ich kompozycji ma kutas, bo chociaż książki mamy dosyć podobne, to filmy już niekoniecznie. Chętniej jednak przejrzałabym taki katalog z mieszkania prawdziwego, czyli przeciętnego, bardziej typowego mężczyzny, a nie pieprzonego intelektualisty.

***

Stefan Chwin, Srebrzysko, Tytuł 2016

Gdy obudził się w hotelowym apartamencie było już jasno.

„Powieść dla dorosłych” – to podtytuł, a potem jeszcze na czwartej stronie okładki wyznanie autora, że jest to najbardziej ryzykowna książka, jaką napisał w życiu, i wreszcie znaczące daty na koniec: pisana w Gdańsku, 11 kwietnia 1949–31 września 2015.

Nie wiem, czy dobrym pomysłem na książkę, która wygląda na dzieło życia (11 kwietnia 1949 to data urodzin autora), jest oplecenie akcji wokół prawdziwego, znanego skandalu.

Ludzie, bez względu na to, co deklarują, lubią skandale i mogą one przyćmić całość.

O czym jest najnowsza książka Chwina? Wszyscy już wiedzą. Uwaga! Opowiada o twórcy słynnych i ważnych scenariuszy, znanym adwokacie, medialnym mędrku i moraliście, na którego spływały rozmaite splendory, ale niestety dał się sfotografować przebrany w sukienkę w kwiatki, otumaniony i wciągający nosem biały proszek. A potem uległ żądaniom szantażystów. Może to jednak dobrze, bo mówi też coś o nas, przywołując historię, w którą też byliśmy zamieszani, i nie ma co zasłaniać się fikcją. To jest o wszystkich, którzy czuli nieodpartą potrzebę wypowiedzenia się na ten temat, grzebali w internecie w poszukiwaniu pikantnych szczegółów. I to chyba jest najlepsza część tej powieści, kiedy autor pokazuje, jak może czuć się ofiara medialnej nagonki i jak działają media. Co po takim skandalu może zrozumieć ktoś, kto stał się jego ofiarą , a co pojmą ci, którzy odczuwali w związku z tym satysfakcję, fascynację i inne schadenfreude. A przy okazji byli odbiorcami zwiększającymi nakłady i klikalności. Oni chyba nic nie pojmą, czują się moralnie czyści. A dziennikarze? Ci z kolei są uwikłami w swoje komercyjne zobowiązania. Bohater przez moment jest bliski rozstrzelania ich wszystkich, ale dociera do niego, że za nimi stoją inni, mający dużo większą władzę, a także bezosobowe mechanizmy rynku – i naprawdę nie wiadomo, kogo konkretnie należałoby w imię sprawiedliwej zemsty zamordować.

Zanim jednak dotrzemy do skandalu, autor stara się stworzyć narrację, która usprawiedliwia bohatera, albo raczej pozwala go zrozumieć. W końcu tak naprawdę nie wiemy, jak to w rzeczywistości wyglądało, po prostu sprzedaje się nam tylko skandalizujący efekt. Poza korzystaniem z usług prostytutek (o ile to były prostytutki), tak naprawdę było to co najwyżej przekroczenie konwencjonalnych norm obyczajowych, ale niekoniecznie moralnych.

Samotność po dramatycznej śmierci żony i córki, stany depresyjne i dziwaczna fascynacja Ukrainkami (raczej nie prostytutkami) spod dworca Centralnego, ich krzepką, ludową urodą, prostackimi strojami. Niższością. Co bohater robi, gdy zaprasza je do domu? Więcej tu domysłów niż pikantnych szczegółów. W wizji Chwina nie jest on po prostu bogatym facetem, który cynicznie może sobie pozwolić na kupno seksu, chodzi tu bardziej o emocje niż kutasa, chociaż o symbolicznego fallusa jednak chodzi. W końcu trafia kosa na kamień, czyli na złe wiedźmy, uosobienie kobiecej przebiegłości, femme fatale, które z każdym mężczyzną mogą zrobić, co zechcą, takie postacie ze świata męskich mizoginicznych fantazji. Słabe to! Ale może prawdziwe w tym sensie, że to kieruje męskim postępowaniem.

I wreszcie, zamiast domknięcia tej konkretnej historii, dostajemy fantazję o dobrej śmierci – bez bólu, w czułych objęciach kobiety, której czas przydatności ciała też upłynął. Rozumiemy to marzenie, ale jego reprezentacja literacka jakoś do mnie nie przemówiła.

***

Wojciech Engelking, Lekcje anatomii doktora D., Wydawnictwo Literackie 2016

Ta Brazylijka, którą na początku stycznia kupiłeś w kanciapie baru na przedmieściach Sao Paulo, przez ostatnie kilka tygodni zdążyła się rozrosnąć, utyć.

Powieść Engelkinga zachwyca erudycją, wnikliwością diagnozy historiozoficznej, znajomością języków obcych oraz opery, a przede wszystkim brutalną siłą wyrazu. A także wyrafinowaną konstrukcją narratora, któremu „świat się widzi”, który może wcielić się w każdego, jest demiurgiem, który unosi się nad „równiną barwy popiołu”, w jaką zamieni się nasz podły świat (za kilka tysięcy lat). Z takiego dystansu nic już nie ma znaczenia.

A oto dwóch niezapomnianych bohaterów: dziadek i wnuk. Dziadek: morderca, podpalacz, który nienawidzi swojego ojca, faszysta urodzony w Hameln (tak, szczurołap, tajemnicza opera Wagnera itd.) Studiuje medycynę, ale nie zostaje doktorem, bo w czasie sekcji zwłok widzi czarną mgłę wydobywającą się z wnętrzności trupa. Miernota, ale obdarzona pewną wrażliwością. Jego mentorem jest niejaki Junger (czyżby Ernst?). Pod koniec wojny jedzie do Auschwitz, gdzie spotyka doktora Mengele i sam staje się obiektem ohydnego eksperymentu. I to się źle skończy.

Wnuk: morderca, podpalacz, który nienawidzi swojego ojca. Nieprzyzwoicie bogaty, zawsze musi być lepszy od innych, którymi zresztą gardzi. Po ojcu odziedziczył klinikę chirurgii plastycznej, nie kończy stażu ani nie zdobywa specjalizacji, ale jest sławny, bo w czasie wykonywanych (bez uprawnień) operacji robi coś, czego klient nie zamawiał. Chce brzydkich ludzi zamienić w doskonalszych. Sypia z kobietami opłacanymi lub uwiedzionymi, które nazywa szczurzycami. Po rozpadzie krótkotrwałego związku przywozi sobie z Brazylii 15-letnią dziewczynkę, która chodzi nago po jego domu i sprząta, oraz uwielbia swego pana. To też się źle skończy – skandal, media ,wywiady byłej kochanki rzekomo oszpeconej przez niego. Już nawet korporacje taksówkowe nie chcą podstawić mu samochodu, tak jest skompromitowany! Nie uda się uciec przed przeznaczeniem, czyżby genetycznym?

Seks? Przemoc? Owszem, ale podszyte rozpaczą i swoistą impotencją (rżnąc, pieprząc i pierdoląc na wszystkie sposoby, bohater nigdy nie wie, czy jego kutas znajduje się w kobiecie, czy nie).

Szczepan Twardoch nie tylko ma się kogo bać, ale już został zdetronizowany.

No dobra. Just kidding! To powieść pretensjonalna, nudna i odrażająca. Penetrowanie zła nie jest w literaturze rzadkością. Jest też, o czym pisał Coetzee, tą łatwiejszą drogą i dla czytelników atrakcyjniejszą niż dobro. Czasem po nieprzyjemnej lekturze wiemy, po co czytaliśmy, otrzymujemy jakiś rodzaj wartościowego wglądu w świat, w którym zło jest zawsze obecne. Czasem to jednak tylko niepotrzebne zaglądanie do szamba, co, jak wiadomo, może źle się skończyć, chociaż niektórych podnieca.

***

Wojciech Chmielarz, Osiedle marzeń, Czarne 2016

Switłana lubiła jerzyki. To bardzo pożyteczne ptaki. Oglądała ich podniebne tańce jeszcze w domu, we Lwowie, na ponurym blokowisku przy dworcu autobusowym.

Komisarz Mortka, znany z poprzednich kryminałów, powraca (po Wampirze z innym bohaterem, chyba niezbyt udanym).

Komisarz Mortka jest jak tysiące innych komisarzy. Sfrustrowany rozwodnik, który bez żony nie potrafi sobie uprać, uprasować i odżywia się piwem oraz fasolką z puszki. Niezwykle inteligentny i umiejący się kontrolować, chyba że zaczyna słuchać swojego kutasa, wtedy nie odróżnia prostytutki od dziennikarki i może się nawet zarazić AIDS (to we wcześniejszej Farmie lalek). Tym razem jednak znowu jest w związku, chyba z jakąś niezbyt ciekawą panią, za to pojawia się bardzo intrygująca i obiecująca policjantka. Jako jej szef nie dość jeszcze ją szanuje, ale w przyszłości może odegra ona większą rolę, na co liczę. Mortka bardziej ceni sprawiedliwość niż prawo, co naraża go na kłopoty, bo jak trzeba, potrafi przywalić, nawet nie całkiem zgodnie z regulaminem.

Znamy takich i lubimy, o ile książka jest sprawnie napisana, a intryga pomysłowa. Tym razem naprawdę tak jest. Na strzeżonym osiedlu zabita zostaje studentka, a przy okazji na jaw wychodzą rozmaite brudy (ewentualnie można by bardziej wiarygodnie przedstawić sytuację, w której dochodzi do morderstwa).

Zakończenie, podobnie jak w Farmie lalek, jest zaskakujące, bo zgodnie z regułami sztuki trzeba poprowadzić czytelnika błędnymi tropami, ale autor stosuje jeszcze jeden trik – łamie zasady politycznej poprawności. To pułapka na tych dobrych ludzi, którzy starają się unikać stereotypów i uprzedzeń.

Wciąga.

Anna-Cieplak-Ma-Byc-Czysto

 

**Dziennik Opinii nr 313/2016 (1513)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij