Świat

Corbeira: Saturn pożera swoje dzieci

Uważa się, że załamanie minęło. Jednak dla zwykłych obywateli rzeczywistość wygląda inaczej: niemieckie demony zasiadają w Brukseli.

3 lutego dziesiątki manifestantów próbowały podejść pod mocno chronioną przez policję siedzibę Partii Ludowej (PP) w Madrycie, aby okazać swoje obrzydzenie dla praktyk korupcyjnych członków partii, na której opiera się hiszpański rząd oraz większość samorządów miejskich i władz regionalnych. Następnie przeszli przez centrum miasta, zostawiając na pożegnanie wiadomość jasną zarówno dla policjantów, jak i członków konserwatywnej partii: „Chuj wam w dupę”.

Manifestacje przed siedzibami PP (czyli według mainstreamowych, prawicowych mediów: brutalne zamieszki) to tylko jedno z ogniw długiego łańcucha protestów ogarniających cały kraj (a szczególnie Madryt i Barcelonę). Są wyrazem niezadowolenia obywateli z chaotycznej polityki wprowadzonej w czasach boomu gospodarczego (1996–2004), której konsekwencje niszczą w Hiszpanii resztki państwa dobrobytu (jeśli ono w ogóle kiedykolwiek tu istniało). Mowa o cięciach płac, reformie rynku pracy, podwyżkach cen transportu publicznego, prywatyzacji systemu opieki zdrowotnej, eksmisjach, podwyżce podatku VAT w sektorze kultury, braku prawdziwej demokracji… Stąd wzięły się setki tysięcy manifestacji, strajków i blokad.

A to wszystko bez odgórnej organizacji, bez własnego, przemyślanego języka i projektu politycznego, w ramach którego można by przycisnąć rządzących polityków, hamujących proces społecznej, gospodarczej, kulturalnej i moralnej odnowy postfrankistowskiej Hiszpanii.

Nowe ruchy społeczne obudził światowy kryzys gospodarczy z 2008 roku, który uderzył w Hiszpanię wyjątkowo dotkliwie. Nie dotyczył on modeli polityczno-ekonomicznych, takich jak socjaldemokracja, realny socjalizm czy komunizm. Nie był to też po prostu kryzys globalnego kapitalizmu. Kryzys roku 2008 jest konsekwencją restrukturyzacji i redefinicji światowego systemu finansowego, którego hegemonia dociera już w każdy zakątek planety.

Obecnie uważa się, że załamanie minęło. Jednak w świadomości zwykłych obywateli rzeczywistość wygląda nieco inaczej: niemieckie demony, głuche na potrzeby południa Europy, zasiadają w Brukseli i wkładają ogromne sumy w ratowanie swoich upadających banków; zarządzają amnestię dla przestępców finansowych z Frankfurtu, narażając Europę na marną i niepewną przyszłość. Merkel jawi się w tej wizji jako mroczna postać, niemal wiedźma czasów niedomagającego neoliberalizmu. Stolica finansowa niczym Saturn pożera swoje dzieci – prekariuszy. Francisco de Goya w nowej odsłonie.

 

Projekt finansowany ze środków Parlamentu Europejskiego.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij