Czytaj dalej

Koncesjonowani narodowcy

Narodowcy z „Grunwaldu” używali oficjalnej, komunistycznej nowomowy i bezwzględnie popierali reżim Jaruzelskiego. Łączyli to z silnym antysemityzmem i germanofobią.

Powołanie do życia Instytutu Pamięci Narodowej stanowi jeden z największych sukcesów polskiej prawicy na przestrzeni minionych dekad. Zwykło uważać się, że pomysłodawcami IPN byli przedstawiciele postsolidarnościowych partii konserwatywnych. Tymczasem znacznie wcześniej o pomyśle utworzenia instytucji pod tą nazwą mówili członkowie Zjednoczenia Patriotycznego „Grunwald”, organizacji zrzeszającej neoendeckich zwolenników peereleowskiej władzy. Postulat ten wysunęli jeszcze w 1981 r.

 

Zjednoczenie to jeden z ciekawszych tworów na polskiej scenie politycznej lat 80., przypomniany niedawno dzięki książce Przemysława Gasztold-Senia, Koncesjonowany Nacjonalizm. Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald 1980–1990. Grunwaldowcy używali oficjalnej, komunistycznej nowomowy i bezwzględnie popierali reżim gen. Jaruzelskiego, nie byli jednak przy tym komunistami. W strukturach PZPR funkcjonowało w ten sposób wielu narodowców, których ideologia motywowała poparcie dla silnej władzy państwowej przy mniejszej dbałości o towarzyszącą jej oficjalną doktrynę. Nazwa organizacji odnosiła się do miejsca słynnej średniowiecznej bitwy i wielkiego zwycięstwa „piastowskiej” Polski nad legendarnym, niemieckim najeźdźcą. Było to wydarzenie ważne kulturowo tak dla samych nacjonalistów, jak i akceptowane przez komunistyczną propagandę, obficie czerpiącą z germanofobicznego wymiaru wygranej nad Krzyżakami.

 

Przeciw „syjonistycznym oprawcom”

 

Geneza organizacji sięga końca lat 70., kiedy to rozpoczął się proces konsolidacji nacjonalistycznych środowisk kombatanckich. Jednym z momentów sprzyjających ich integracji był pogrzeb cieszącego się w tych kręgach dużym autorytetem gen. Berlinga w lipcu 1980 r. Pod koniec tego samego roku odbyło się kilka kolejnych spotkań inicjatywnych. Kiedy ostatecznie wyklarowała się koncepcja stowarzyszenia, trudno ustalić, wiadomo natomiast z całą pewnością, że zostało ono oficjalnie zarejestrowane 25 kwietnia 1981 r. Istnieją rozbieżności co do tego, kto był głównym inicjatorem jego powstania. Wynikają one stąd, że „Grunwald” od samego początku rozsadzały liczne konflikty, ośmieszające organizację i irytujące dla władz, które ostatecznie zmuszone były położyć im kres za pomocą autorytarnych decyzji. Skłócone stowarzyszenie miało aż dwa zjazdy założycielskie. Fascynacja teoriami spiskowymi zemściła się koniec końców na samej strukturze organizacji. Podzieliła się ona na dwa obozy, obrzucające się wzajemnie tymi samymi inwektywami.

 

Punkt kulminacyjny działalności „Grunwaldu” stanowił wiec z okazji trzynastej rocznicy wydarzeń marcowych, stanowiący odpowiedź na odbywającą się tego samego dnia powiązaną z opozycją demokratyczną demonstrację na Uniwersytecie Warszawskim.

 

Manifestacja z 8 marca 1981 r. odbyła się przed dawnym gmachem Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego, nieopodal placu Na Rozdrożu w Warszawie, notabene dzisiejszej lokalizacji pomnika Romana Dmowskiego.

 

Wiec zgromadził wg informacji SB od 300 do 500 osób, zdołał się jednak odbić szerokim echem na całym świecie, przyczyniając się do oskarżeń na arenie międzynarodowej o odnowienie w się w Polsce antysemityzmu. Oficjalnie tematem wiecu było upamiętnienie ofiar stalinowskich katowni bezpieki. W rzeczywistości jednak uczestnicy skupili się na wyłącznie żydowskich funkcjonariuszach stalinowskiego aparatu bezpieczeństwa. Jak odnotował w swoich wspomnieniach Mieczysław Rakowski, członkowie „Grunwaldu” zwrócili się też z prośbą do prezydenta Warszawy o wywieszenie na gmachu MBP tablicy pamiątkowej informującej o tym, że w latach 1949–53 w jego wnętrzu „oprawcy syjonistyczni torturowali, skazywali i tracili patriotów i komunistów polskich” (s. 177).

 

„Grunwald” nie miał żadnego programu pozytywnego, a główną motywację jego działań stanowił chorobliwy antysemityzm. W oficjalnych dokumentach pisano wprawdzie o sprzeciwie względem syjonizmu, w czasie spotkań organizacji jej przedstawiciele zupełnie otwarcie mówili jednak po prostu o działalności Żydów. Już na początku lat 80. atakowali za pomocą antysemickiej retoryki działaczy KOR, którego traktowali jako głównego przeciwnika. Początkowo starali się nawet przypodobać się „Solidarności”, usiłując ostrzec ją przed „żydowskimi wpływami” w związku. Ich starania były jednak bezskuteczne. Lider związku, Lech Wałęsa podczas spotkania w Ursusie w marcu 1981 r. zapytany o swój stosunek do „Grunwaldu” stwierdził, że jest to jakieś science-fiction.

 

Na scenie politycznej

 

Członkowie Zjednoczenia utrzymywali w pewnym momencie, że struktury ich ruchu liczą sobie kilkadziesiąt tysięcy członków, co stawiałoby ich wręcz w roli konkurentów dla „Solidarności” w walce o „rząd dusz”. Szacunki te były skrajnie zmanipulowane, a samo stowarzyszenie nigdy nie mogło mieć charakteru masowego, chociaż z pewnością posiadało pewną grupę sympatyków. Struktury były słabe, a ich lider, reżyser filmowy Bohdan Poręba, okazał się mało zręcznym organizatorem.

 

Rozsadzone wewnętrznymi sporami Zjednoczenie nie radziło sobie z własnym organem prasowym ani nie potrafiło też realizować programowego celu, jakim było skuteczne wpływanie na edukację patriotyczną młodego pokolenia.

 

Do „Grunwaldu” należeli przeważnie mężczyźni w podeszłym wieku, a wśród członków trudno było też oszacować liczbę figurantów bezpieki. Zwykło się sądzić, że w rzeczywistości był to ruch manipulowany przez SB. Nie do końca słusznie, albowiem głęboko infiltrowana struktura w rzeczywistości wymykała się bezpiece z rąk. Wśród jej funkcjonariuszy nacjonalistyczna i antysemicka organizacja oczywiście miała wielu zwolenników, ale nic nie wskazuje na to, aby była to postawa wśród nich powszechna. Do największych skupisk grunwaldowców należała Huta Warszawa, jednak nawet tu stowarzyszenie było zdecydowanie mniej popularne od „Solidarności”.

 

Władze wykorzystywały Zjednoczenie, które okazywało się przydatne dla brudnej, wizerunkowej walki z opozycją i niezależnymi związkami, ale sposób traktowania przez nie grunwaldowców bynajmniej nie był sielankowy. W partyjnym betonie można było znaleźć wprawdzie protektorów Zjednoczenia, do których zaliczano tak wpływowe postacie jak Stanisław Kociołek czy „wieczny” kandydat na I sekretarza, Stefan Olszowski. W kluczowych momentach władze PZPR jednak zdecydowanie odcinały się od kłopotliwego stowarzyszenia, tak jak uczynił to np. Mieczysław Moczar. Lider zbowidowców kojarzony powszechnie z antysemityzmem i orientacją bliską grunwaldowcom potępił w wywiadzie dla „Życia Warszawy” słynny wiec na pl. Na Rozdrożu. jako „skrajny” i „wyrządzający Polsce szkodę”. W jego opinii, abstrahując od tego, na ile szczere było to stwierdzenie, atmosferę w Polsce powinny były tymczasem cechować „humanizm i tolerancja, właściwe naszym narodowym tradycjom” (s. 185–186). „Grunwald” miał zawsze poparcie tylko części aktywu partyjnego, a wpływowy liberalny nurt w PZPR zaliczał się do głównych wrogów organizacji. Mieczysław Rakowski był jedną z najbardziej znienawidzonych przez nią postaci. Wiele ówczesnych mediów, wraz ze związanym z reformatorskim nurtem PZPR tygodnikiem „Polityka” na czele, prowadziło kampanię mającą na celu dyskredytację nacjonalistycznej organizacji. Wyrazem wpływów „Grunwaldu” był za to fakt, że organizacji nie zdelegalizowano po wprowadzeniu stanu wojennego. Jednak, jak zauważa Gasztold-Seń, „ugrupowanie poruszało się po ściśle wytyczonej orbicie politycznej, nigdy nie wykraczając poza wyznaczone ramy. Nie pretendowało przy tym do zdobycia wpływu na działalność PZPR […] Pozostawało na zewnątrz […], będąc skrajnym dopełnieniem partii” (s. 314).

 

Co było dalej?

 

Ambicje polityczne członków „Zjednoczenia” nie zostały zrealizowane, co więcej, przynależność do tej struktury zamknęła perspektywy zawodowe wielu jego członkom. Sam Poręba wspominał po latach, że do dziś przylega do niego łatka antysemity, związana z zaangażowaniem w omawiany ruch. Organizacyjnie stowarzyszenie poniosło klęskę, od początku marnując własny potencjał na spory o podłożu personalnym, a pożerana wewnętrznymi problemami struktura nie była w stanie realizować statutowych celów. Jeszcze w latach 80. coraz bardziej efemeryczny „Grunwald” tracił na znaczeniu, po transformacji ustrojowej ulegając już zupełnemu rozkładowi.

 

W nowych realiach większość członków stowarzyszenia zaangażowała się w działalność w ugrupowaniach radykalnie prawicowych i populistycznych.

 

Były sekretarz ds. propagandy Zjednoczenia, Józef Kossecki, związał się np. ze Stanem Tymińskim, jako jego zastępca na stanowisku szefa Partii X kandydując do Sejmu w 1993 r. Krytyka „okrągłego stołu” i antysemickie komunikaty stronnictw tego rodzaju znakomicie pasowały do haseł prezentowanych wcześniej przez działaczy „Grunwaldu”. Dawną siedzibę organizacji wynajęto natomiast „Samoobronie”, dzięki czemu grunwaldowcy z samym Porębą ubiegali się w 1993 roku o mandaty z list Andrzeja Leppera. Przywódca Zjednoczenia w niemal wszystkich kolejnych wyborach kandydował z ramienia efemerycznych komitetów radykalnej prawicy, należąc równolegle do rozmaitych organizacji kresowych i wszechsłowiańskich.

 

Co ciekawe, pomimo zakończenia realnej działalności Zjednoczenia, nigdy go oficjalnie nie rozwiązano. W 2007 r. w spisie jednostek terenowych stowarzyszeń bez osobowości prawnej, mających swoją siedzibę w Warszawie, ciągle widniało pięć stołecznych oddziałów „Grunwaldu”.

 

 

Przemysław Gasztold-Seń, Koncesjonowany Nacjonalizm. Zjednoczenie Patriotyczne Grunwald 1980–1990, Instytut Pamięci Narodowej, Warszawa 2012.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij