Film

Zaćma, czyli niekończąca się pokuta

W Gdyni w tym roku sporo filmów o historii XX wieku, jeszcze więcej po prostu osadzonych w historycznym kostiumie. Wśród nich "Zaćma" Ryszarda Bugajskiego.

Pułapka alegorii

Brystiger to postać prawdziwa, osławiona funkcjonariuszka stalinowskiej bezpieki, zajmująca się walką z antykomunistycznym podziemiem i związkami wyznaniowymi w okresie stalinowskim. Po październiku ‘56 pracuje jako redaktorka w Państwowym Instytucie Wydawniczym, a w latach 60. zbliża się do środowiska skupionego wokół ośrodka dla ociemniałych w Laskach – było to jedno z centrów „otwartego Kościoła” w tym okresie. Postać bez wątpienia ciekawa dla kina. Niestety, Bugajskiemu nie udaje się nakręcić o niej dobrego filmu. I to nie ze względu na jakieś potknięcia w szczegółach, ale z powodu strategicznych decyzji, jakie na początku podejmuje jako reżyser i scenarzysta.

Biografii Brystigerowej pokazana jest w dużym zawężeniu. Punktem wyjścia jest jej wizyta w ośrodku dla ociemniałych w Górkach, gdzie oczekuje na spotkanie z prymasem, zmuszona do konfrontacji z księdzem, któremu w stalinowskim okresie oprawcy z bezpieki wypalili oczy papierosami. Sceny z Górek montowane są z retrospekcjami, pokazującymi działalność kobiety w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego – kazamaty, znęcanie się nad więźniami, tortury. Wraz z rozwojem filmu retrospekcje przybierają coraz bardziej, odrealniony, oniryczny wymiar. Skupiają się wokół postaci młodego żołnierza podziemia, torturowanego przez bohaterkę. Wraz z kolejnymi wyprawami Julii w przeszłość mężczyzna zyskuje coraz bardziej chrystusowy wymiar.

Czemu mają służyć te wizje? Czy pokazują przemianę dawnej oprawczyni, jej drogę do nawrócenia? Otwieranie się na Chrystusa, którego Julia zaczyna dostrzegać w swoich ofiarach? Kolejną alegorię umęczonej polskości – Chrystusa narodów? Zapewne wszystko na raz. Najważniejsze, że nic z tego nie broni się na ekranie. Chrystusowa alegoria wprowadzana jest w toporny, nachalny sposób, osuwa się w kicz. Gdy w jednej ze scen, podczas przesłuchania mężczyzny, przedmioty zaczynają nagle lewitować, gdy w innej drewniana figura Chrystusa w kaplicy w Górkach zyskuje w wizji Julii twarz jej dawnej ofiary – czuję zażenowanie.

Moralitet zamiast historii

W scenach retrospekcji Bugajski bezrefleksyjnie kupuje i sprzedaje w filmie czarną legendę Brystiger, „krwawej Luny”, osobiście znęcającej się nad więźniami sadystki czerpiącej brudną przyjemność z upokarzania młodych mężczyzn podległych jej władzy. Historycy mają co do tego wątpliwości. Nie chcę jednak bronić Brystigerowej, w sumie nieważne, czy osobiście torturowała więźniów, czy nie – i tak ponosi polityczną i moralną odpowiedzialność za stalinowski terror.

Problem w tym, że taki jej obraz, jaki przedstawia w Zaćmie Bugajski, nie działa filmowo. Między wyłaniającym się z retrospekcji potworem wyglądającym jak z komiksu wydawanego przez jakieś przyszłe muzeum żołnierzy wyklętych, a inteligentną, wielowymiarową, miotaną przez poczucie winy kobietą przybywającą do Górek nie ma żadnego połączenia – trudno uwierzyć, że to jedna i ta sama postać. Choć odtwarzająca Julię Maria Momona włożyła w rolę dużo dobrej aktorskiej pracy, to rola ta jest tak skonstruowana, że nie może przekonywać.

Brystigerowa jest ciekawa jako postać dlatego, że w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego nigdy nie była po prostu zwykłą „towarzyską z bezpieczeństwa”. Miała sięgające najwyżej koneksje w partii, stały kontakt z biurem politycznym, pozostawiano jej swobodę do podejmowania własnych decyzji i prowadzenia politycznej gry w rozpracowywanymi przez nią środowiskami. To ona np. miała podjąć decyzję o wypuszczeniu Pawła Jasienicy. Cała jej biografia – dorastanie wśród przedwojennej inteligencji żydowskiej, zaangażowanie w komunizm w II RP zakończone w sanacyjnym więzieniu, bezpieka, PIW, zbliżenie do środowisk rzymskokatolickich – sytuuje się w punktach przecięcia, w których szczególnie mocno ujawniają się węzły polskiej i żydowskiej historii.

Odpowiednio kalibrując filmową biografię Brystiger wiele można powiedzieć o XX wieku: lewicowej inteligencji, stalinowskim terrorze, katolicyzmie, polskich Żydach.

Nic z tego nie widać w Zaćmie. Zamiast kina historycznego, otrzymujemy ubrany w historyczny kostium do bólu przewidywalny, oparty o toporne, alegoryczne figury chrześcijański moralitet. Wszystkie figury od początku są w nim jednoznaczne, ich ruchy całkowicie przewidywalne. Być może takie ujęcie stalinizmu, włożenie jego historii w ramę chrześcijańskiej alegorii, mogło filmowo zadziałać. Ale nie tu. Na końcu zamiast katharsis otrzymujemy tautologię.

Pokuta krwawej Żydówki

Po seansie nie sposób się dziś nie zapytać: jak ten obraz będzie działał w ramach obecnej polityki historycznej? Po Układzie zamkniętym – historii obiecujących przedsiębiorców zniszczonych przez postkomunistyczną prokuraturę i skarbówkę – Bugajski miał świetne recenzje w prawicowej prasie. Gdy ta dowiedziała się, że przymierza się do filmu o Brystigier, zaczęła Bugajskiego atakować. Ciekaw jestem, jak zareaguje na sam film.

Ja nie mogę się zgodzić na obecną w nim wizję historii, zwłaszcza relacji polsko-żydowskich. Postać Brystigier wyłaniająca się z retrospekcji skonstruowana jest dokładnie według klucza, w jaki antykomunistyczny dyskurs przedstawia komunistyczne działaczki. Mieszają się w nim pozornie wykluczające się figury. Julia jest jednocześnie pozbawiona kobiecości – w scenach z kazamatów UB zawsze ubrana w maskulinizujący ją mundur, pozbawiona cech kobiecych – i rozwiązła. W jedynej retrospekcji z okresu międzywojennego widzimy, jak zostawia płaczącego synka, by spotkać się z kochankiem. Jest złą matką, kobietą oddzieloną od swoich macierzyńskich instynktów. Jest obca, wykluczona z katolickiej wspólnoty, na przyjazne „niech będzie pochwalony” ludzi w Górkach, lodowato odpowiada „dzień dobry”.

I to właśnie Kościół rzymskokatolicki przedstawiony jest w filmie jako jedyna przestrzeń, w ramach której dojść może do przebaczenia win za stalinowski terror i do pojednania Polaków i Żydów.

Za cenę przystąpienia tych ostatnich do kościelnej wspólnoty. W jednej ze scen siostra Bernadetta – znajoma Julii ze Lwowa – pokazuje jej groby sióstr zakonnych z Górek – nawróconych Żydówek, przekonanych, że „chrześcijaństwo wypływa z judaizmu”. Z sceną tą kontrastuje konfrontacja Julii z donoszącym na duchownych z Górek współpracownikiem bezpieki, antysemitą z ulgą konstatującym, że „organy bezpieczeństwa nie są już zażydzone”. Z jednej strony komunizm jako fałszywa religia, bez pokrycia obiecująca Żydom emancypację od partykularyzmu ich tożsamości, z drugiej katolicyzm, jako miejsce, gdzie żydowska tożsamość może się dopełnić, zanikając – takie dylematy sugeruje film Bugajskiego.

Poza katolicyzmem nie ma w zasadzie w tym filmie polskości. Brystigierowa udaje się kajać za swoje winy do prymasa, który w okresie bezprawnej komunistycznej władzy pozostaje interrexem, spoiwem i wyrazicielem narodowej wspólnoty, wszystkiego co w niej wieczne, najlepsze i niezmienne. To on, ma prawo w imieniu wspólnoty udzielić wybaczenia za przeszłe winy i ustalić warunki pojednania. Faktyczne, nie dające się usprawiedliwić prześladowania Kościoła rzymskokatolickiego w czasach stalinowskim zmieniają się tu w żelazny polityczny kapitał, czyniący tę instytucję szafarzem narodowego wypaczenia i pojednania. Przebaczenie to nigdy nie ma szans się przy tym spełnić. W ostatniej scenie Julia zakłada na nogę cilice – pokutną metalową opaskę z ostrymi kolcami, którą po wieki wieków ma nosić za swoje winy wobec Polaków i Kościoła rzymskokatolickiego.

Winy stalinizmu są bezdyskusyjne, polityczne wybory Brystiger nie do obrony, ale przeciwstawiona im tu wizja opartego na resentymencie i krzywdzie chrześcijaństwa, które urządza spektakl wybaczenia, by nigdy tak naprawdę niczego nie wybaczyć, jest mi również zupełnie obca.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij