Film

Majmurek: Sześć dekad eksperymentu

Festiwal w Oberhausen stawia na kino eksperymentalne: nienarracyjne, rezygnujące z fabuły, dygresyjne, poszukujące eseistycznych form.

Festiwal Filmu Krótkiego w Oberhausen obchodzi właśnie sześćdziesiątą rocznicę. W ciągu ponad pół wieku festiwal w niewielkim, niegdyś przemysłowym mieście w Nadrenii Północnej-Westfalii obfitował w wydarzenia kluczowe dla historii niemieckiego kina. To tu w 1962 roku młodzi niemieccy filmowcy podpisują manifest wzywający do stworzenia nowego kina niemieckiego i zerwania ze sklerotycznym, estetycznie jałowym „kinem papy” Adenauerowskiej Republiki Federalnej. To w Oberhausen w 1968 roku wybucha skandal z filmem Hellmutha Costarda Besonders vertvoll, przedstawiającym gadającego penisa recytującego z ekranu nową ustawę o finansowaniu kinematografii. Dyrekcja festiwalu odmówiła jego pokazania, w proteście większość niemieckich filmowców wycofała swoje filmy z imprezy – był to kluczowy moment niemieckiego roku ’68 w kinie.

Oberhausen przez te wszystkie lata miało znaczenie nie tylko dla niemieckiej kinematografii. Wywalczyło sobie dość szybko pozycję jednego z najważniejszych międzynarodowych festiwali filmów krótkich. Było jedynym z niewielu miejsc, gdzie w latach 50. można było zobaczyć filmy zza Żelaznej Kurtyny, tam swoje pierwsze, krótkie wprawki pokazywali późniejsi autorzy Nowej Fali.

Oberhausen zawsze było zupełnie innym festiwalem kina krótkiego niż Kraków. Impreza spod Wawelu skupia się na artystycznym dokumencie i krótkometrażowych, narracyjnych, aktorskich filmach fabularnych, dorzucając do tego kilka (na ogół też narracyjnych) animacji. Oberhausen o wiele silniej stawia na kino eksperymentalne: nienarracyjne, rezygnujące z fabuły, dygresyjne, impresyjne, dyskursywne, poszukujące eseistycznych form bądź wypowiadające się za pomocą wizualnych skrótów. Widać to w każdej z sekcji tegorocznego festiwalu: konkursach (niemieckim i międzynarodowym), prezentacjach dystrybutorów z różnych krajów, czy wreszcie w programie Film without film, który – pragnąc zwrócić uwagę widzów na doświadczenie samej kinowej przestrzeni – rezygnuje z pokazywania w niej filmów i wpuszcza w nią różnego rodzaju działania performatywne, mniej lub bardziej związane z samym filmowym obrazem.

Polityczne…

Pierwszy rzut oka na konkurs pozwala zauważyć, że prezentowane w nim filmy łączą odważne poszukiwania formalne z silnym politycznym zaangażowaniem. Najlepiej widać było to do tej pory w dwóch filmach: południowoafrykańskim Trenie ofiarom Marikany Aryana Kaganowa i brytyjskim obrazie Czas i fala Williama Rabana.

Marikana w tytule pierwszego z nich odnosi się do południowoafrykańskiego regionu, gdzie w 2012 roku miał miejsce dziki strajk górników w kopalni platyny. Protestujący domagali się podwyżki dla górników, których pensje nie podnosiły się mimo znaczącego wzrostu cen platyny na rynkach światowych. 16 sierpnia 2012 roku elitarne oddziały południowoafrykańskiej policji otworzyły ogień do protestujących, zginęły 34 osoby.

Kaganow nie kręci narracyjnego dokumentu, który „po bożemu” wyjaśniałby, o co chodziło górnikom, co doprowadziło do wybuchu przemocy, jakie były polityczne skutki masakry. Osoby niezorientowane w polityce współczesnej RPA mogą wyjść z filmu zupełnie skonfudowane i zdezorientowane. Reżyser przyjmuje skrajnie dygresyjną, eliptyczną formę, bez komentarza montuje ze sobą archiwalne materiały z czasów apartheidu, współczesne telewizyjne newsy, fragmenty kameralnego koncertu. Wszystko to tworzy fascynujący i szalenie politycznie mocny kolaż. Kaganowa nie interesuje tu bowiem opowiedzenie znanej z gazet i telewizyjnych przekazów historii, ale wykorzystanie jej jako punktu wyjścia do krytycznej teorii współczesnego południowoafrykańskiego społeczeństwa, uprawianej za pomocą obrazów.

Kaganow stawia mocną tezę, że pełna demokracja parlamentarna, jaka zapanowała w RPA po końcu apartheidu, nie służy dziś jako narzędzie jakiegokolwiek upodmiotowienia ludu, ale jako wymówka dla władzy kapitału.

Stosunki władzy niewiele się zmieniły od czasów apartheidu, twierdzi reżyser. Do grona grupy białych właścicieli kraju dokooptowano oczywiście trochę czarnych (co w genialnym skrócie pokazują zdjęcia zadowolonego Nelsona Mandeli kordialnie ściskającego się z białymi generałami), ale policja ciągle strzela do tych samych ludzi co w czasach apartheidu, w imieniu tych samych właścicieli kopalń i ziemi. W czasach apartheidu przynajmniej postrzegano to jako niesprawiedliwość. Dziś wszelkie skargi na niesprawiedliwe stosunki społeczne zbywane są słowami „przecież mamy demokrację”, „przecież ludzie sami się na to zgodzili w głosowaniu”.

Raban w swoim krótkim filmie montuje obrazy poruszających się fal, ludzi błądzących po centrum handlowym w Londynie, brytyjskich protestów ruchu Occupy i państwowego pogrzebu Margaret Thatcher. Pogrzeb Thatcher ilustrowany jest czytanym z offu wywodem przekonującym o absurdalności samej instytucji „państwowego pogrzebu”. Wydaje się on nam bardzo aktualny. Jednak, jak się okazuje na końcu, słowa, które słyszeliśmy pochodzą z 1852 roku – napisał je Charles Dickens z okazji pogrzebu księcia Wellingtona. Te wszystkie obrazy zmuszają do refleksji nad tym, jak bardzo kapitalizm działa zgodnie z „zasadą Lampedusy”: jak często wszystko zmienia się tylko po to, by wszystko mogło pozostać takie samo. Jak często ruch i zmiana są iluzją. Tak jak w wypadku fali na morzu, której ruch ma iluzoryczny charakter. Cząsteczki wody pozostają cały czas w tym samym miejscu, przenosi się przez nie jedynie energia. To co płynie, tak naprawdę stoi.

…i prywatne

Nie zabrakło także filmów proponujących intymne, prywatne narracje. Poruszającą przedstawił w swoim filmie Quality Time izraelskich filmowiec Doron Levene. Jako małe dziecko reżyser chorował na ciężką chorobę zakaźną, podobnie jak jego młodszy brat. Doron chorobę przeżył, jego brat nie. Sam twórca nie pamięta nic ze swojego życia przed chorobą. Także jego rodzina wyparła zupełnie śmierć brata. Nie odwiedza jego grobu (matka nawet nie poszła na pogrzeb), młodsze siostry twórcy, urodzone po śmierci brata, w ogóle przez długi czas nie wiedziały o tragicznym wydarzeniu z przeszłości rodziny.

Reżyser zbiera ojca i siostry i razem z nimi po raz pierwszy jedzie na grób brata. Film jest dokumentacją tej wyprawy. Obserwujemy, jak gubią drogę, nie mogą znaleźć grobu na cmentarzu, jak czyszczą zapuszczony przez lata grobowiec, wreszcie jak pojawiają się łzy. Na ogół nie lubię takich historii, takiego dokumentu, ale w tym jest jakaś poruszająca prawda.

Inną, konfabulacyjną prywatną narrację przedstawiał obraz Hermione Niny Yuen. Z ekranu słyszymy narrację młodej kobiety, która opowiada swoją biografię – karierę cudownego dziecka-magika, przyjaźnie, romanse. W jej biografii spotykają się dzieje kilku ważnych dla Yuen kobiet – Simone de Beauvoir, Hildy Doolittle, Louise Bourgeois. Narracją ilustrują animacje, ożywione ilustracje z podręcznika magicznych sztuczek, kolaże, wycinanki. To, co prywatne, okazuje się tym, co wymyślone, a to biograficzna narracja znajduje swój przedmiotowy odpowiednik w ożywianych przez filmową kamerę wycinankach i innych wizualnych artefaktach rodem ze szkolnej lekcji plastyki.

Prywatne, rodzinne historie obecne też były w wielu filmach z Kanady, pokazywanych w zestawie wybranym przez Canadian Filmmakers Distribution Centre. Mnie najbardziej zaciekawił obraz Waga śniegu Daniela McIntyre’a. Dźwiękowy dziennik podróży reżysera do Czarnobyla splata się w nim z jego wspomnieniami z dzieciństwa, przede wszystkim z tymi, dotyczącymi choroby bardzo religijnej babki reżysera. Towarzyszą temu obrazy ze starych taśm filmowych: sceny rodzinne i zbiorowe, zapomniane, niedające się zidentyfikować. Na naszych oczach widzimy, jak się rozpadają, jak czas rozkłada taśmę, materialny nośnik, na jakim były utrwalone. Tak samo jak choroba rozkłada ciało babki, jak promieniowanie degenerowało świat przyrodniczy wokół ruin słynnej elektrowni.

Polski ślad

W tym roku na festiwalu swój profil ma polski artysta wizualny Wojciech Bąkowski. Jego filmy łączące muzykę, poezję i sztuki wizualne, osobiste, poetyckie narracje, z abstrakcyjnymi wizualnymi formami, przeżywają teraz swój dobry moment. W zeszłym roku Suchy pion wygrał konkurs filmów krótkich festiwalu Nowe Horyzonty, teraz pokazywane są w Wiesbaden i Oberhausen.

W piątek Bąkowski miał też performance w festiwalowym barze. „Koncert poezji śpiewanej”, jak sam to określił. W ciemnym pomieszczeniu, z jedynym źródłem światła skierowanym na niego, stojącego za konsolą i przed mikrofonem, za ekranem, melorecytował swoje teksty na tle głośnej, drażniącej, rytmicznej muzyki. Na ekranie za nim, zmieniającym ciągle kolory tła, wyświetlało się angielski tłumaczenie. Teksty zaczynały się od tych grających jednym słowem (często słowami-znakami bez znaczenia, jak nazwy marek czy substancji chemicznych), czasem nawet jego cząstką, by na końcu performance dojść do pełnego, poetyckiego tekstu.

Za pomocą najprostszych środków wyrazów – światło, ciemność, projekcja, kilka kolorów tła ekranu, typografia, melorecytacja, tekst – udało się stworzyć fascynujące, wciągające widowisko multimedialne. Mam nadzieję, że takich odkryć w prostocie festiwal mi jeszcze dostarczy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij