Film

Majmurek: Potworne dzieci transformacji

Odwracają się od świata spełnionej mieszczańskiej emancypacji, z którego wyeliminowano wszelkie zagrożenie, przemoc i negatywność.

Na ten film czekałem z dużymi nadziejami, odkąd przeczytałem na łamach jednej z gazet, że Krzysztof Skonieczny przygotowuje się do fabularnego debiutu.

Skonieczny dał się poznać wcześniej jako aktor (Kula w Yumie, Szczepek Wróblewski w W ciemności), reżyser teatralny i twórca znakomitych wideoklipów (ostatnio nakręconych w estetyce ostentacyjnego low-fi, eksplorujących artefakty lat 90. produkcji do utworów Mister D., muzycznego wcielenia Doroty Masłowskiej. Jego interdyscyplinarna grupa Głęboki Off wyprodukowała m.in. spektakle na podstawie scenariusza Maćka Pisuka Jesteś bogiem i filmu Na srebrnym globie Andrzeja Żuławskiego. Jako twórca wideoklipów Skonieczny współpracował z tak różnymi artystami, jak Monika Brodka, Eldo czy Myslovitz. W jego klipach widać było świetne wyczucie filmowego warsztatu i formy, rytmu, myślenie obrazem, szacunek dla szczegółu, detalu, kostiumu, umiejętność ciekawego ogrania miasta – jego klimatu, rozrywek, poezji i dekadencji (najlepiej widać to może w zrealizowanym z Łukaszem Garlickim klipie Nie ma cwaniaka nad warszawiaka. Czyli wszystko to, czego ciągle brakuje w polskim kinie, zdominowanym przez nieszczęsne i zużyte klisze kina moralnego niepokoju.

Na ile transfer do kina okazał się dla Skoniecznego udany? Na początek trzeba mu przyznać, że podszedł do niego bardzo ambitnie. Film wyprodukował sam, poza instytucjonalnym wsparciem – mimo to wygląda jak w pełni profesjonalna produkcja, warsztatowo znacznie powyżej polskiej średniej. Ambicję widać też w temacie: Hardkor disko to ni mniej, ni więcej jak wariacja na temat arcydzieła – Teorematu Pasoliniego. Tak jak w Teoremacie w życie współczesnej, dobrej, mieszczańskiej rodziny zamożnego architekta, jego żony i córki wkracza tajemniczy przybysz. Nie wiemy, skąd przychodzi i czego chce. Wchodzi na strzeżone osiedle, puka do ich drzwi, zastaje tylko córkę, za którą idzie do klubu, uwodzi ją i spędza z nią noc. Rano, przy śniadaniu, poznaje resztę rodziny.

Wejście obcego w tę ustabilizowaną, sterylną, bezpieczną, uporządkowaną, liberalną rzeczywistość przynosi ze sobą chaos i zniszczenie, rozbija oswojony, udomowiony świat beneficjentów współczesnej Polski.

W Teoremacie historia obcego niszczącego świat włoskiej burżuazji, rozgrywana w takt Miserere z Mozartowskiego Requiem, odsyłała do pewnych metafizycznych stawek – transgresje przybysza (Terence Stamp), których ofiarą padała nawiedzana przez niego rodzina, były rytuałem, który przeprowadzić miał mieszczański świat przez pustynię wielkoburżuazyjnej dekadencji do jakiejś nowej, wolnej od alienacji, zapewne komunistycznej „ziemi obiecanej”. Hardkor Disko wolne jest od takich pustynnych metafor i związanych z nimi wyobrażeń transcendencji. Bardziej niż sam Teoremat przypomina jego zwariowaną, nihilistyczną japońską przeróbkę – Visitora Q Takashiego Miike, gdzie tajemniczy przybysz nawiedza patologiczną (córka prostytutka sprzedająca się ojcu, dręczony w szkole przez kolegów syn, znęcający się w domu nad matką itd.) japońską rodzinę z klasy średniej, tylko po to, by w jej życie wprowadzić jeszcze więcej przemocy i chaosu, bez żadnej obietnicy exodusu.

Obietnicy tej nie ma także w filmie Skoniecznego. Trudno właściwie powiedzieć, czego metaforą czy alegorią miałaby być historia przybysza. Być może nie wiedzą tego sami twórcy; film celowo skonstruowany jest tak, by opierał się alegorycznym odczytaniom. Choć można go czytać jako opowieść o dzieciach polskiej transformacji. Podobnie jak w filmach Hanekego, u Skoniecznego w sterylnym, oswojonym świecie mieszczaństwa nagle pojawia się irracjonalna, niedająca się wytłumaczyć przemoc i destrukcja. Rodzina, do której wchodzi Przybysz, to mieszczaństwo nie tylko zamożne, ale i oświecone. Wege i eko; nieznajomego chłopaka, z którym córka spędza noc, jej rodzice witają uśmiechem i śniadaniem; w mieszkaniu książki i plakat z filmu Jarsmusha. Świat spełnionej mieszczańskiej emancypacji, z którego wyeliminowano wszelkie zagrożenie, przemoc i negatywność. Powracają one nagle w gwałtownych passage a l’acte Przybysza, scen mordów kręconych jak sceny seksu i scen seksu kręconych jak sceny przemocy.

Tak jakby dzieci beneficjentów buntowały się przeciw rzekomo najlepszemu ze światów, jaki w Polsce po roku ’89 stworzyli im ich rodzice.

Podobny scenariusz obserwowaliśmy w Sali samobójców Jana Komasy. Bunt ten jednak – tak jak bunt Benny’ego czy bohaterów Funny Games z dorobku Hanekego, czy zbuntowanej klasy średniej z prozy J. G. Ballarda – nie ma żadnego pozytywnego programu, jest czysto nihilistyczną negacją, eksplozją irracjonalnej przemocy.

Czy Hardkor Disko to dobry film? Nie do końca. Skonieczny zachowuje genialne wyczucie obrazu, miasta, ruchu. Sceny pozbawione dialogów, rozgrywające się w ciszy i pulsujące w rytm ciekawie dobranej muzyki są uwodzące i hipnotyzujące. Ciekawie są prowadzeni aktorzy, ich gra nie jest skoncentrowana na twarzy, na podawaniu tekstu, tylko na ciele, jego ruchu, interakcjach z innymi ciałami, agresji, seksie, przemocy. Zwłaszcza Marcin Kowalczyk w roli Nieznajomego tworzy niezwykłą, fascynującą, przykuwającą od początku do końca spojrzenie widza, bardzo fizyczną, cielesną kreację. Niestety gorzej jest, gdy aktorzy otwierają usta. Sceny dialogowe są położone inscenizacyjne, dialogi są niezgrabne, pretensjonalne, niezamierzenie śmieszne. Obniżają wartość filmu o jedną klasę. Tak samo jak dramaturgiczne przestoje scenariusza. Skonieczny pisał go razem z Robertem Bolesto, ale widać, że potrzebuje bardziej zdyscyplinowanego scenarzysty, umiejącego lepiej ogarnąć strukturę filmu i pisać dialogi.

Mimo wszystkich tych wad Hardkor Disco to jeden z najciekawszych debiutów w polskim kinie ostatnich lat. Przypomina pod wieloma względami inny intrygujący debiut – Chaos Xawerego Żuławskiego. Dzieło Krzysztofa Skoniecznego zdradza podobnie wielki talent autora, wyczucie obrazu, filmowej formy i pilną potrzebę dobrego materiału literackiego jako podstawy do tworzenia filmu. Po Chaosie Żuławski nakręcił znakomitą adaptację prozy Masłowskiej, Wojnę polsko-ruską. Teraz podobno pracuje nad adaptacją Złego Tyrmanda. Mam nadzieję, że pracujący przecież z wieloma dramaturgami w teatrze (i z samą Masłowską) Skonieczny nakręci drugi film już nie na pdstawie tego, co sam sobie napisze. Bo akurat to nie jest jego talentem.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij