Film

Dymek: Aborcja i kara

Amerykańska popkultura problem niechcianych ciąż czy potencjalnej aborcji rozwiązuje prosto – zabijając bohaterkę. A polska?

Początek lat 60. Peggy zachodzi w niechcianą ciążę z wyżej postawionym kolegą z prestiżowej agencji reklamowej przy Madison Avenue. Wobec samego mężczyzny ma dwojakie uczucia, trochę ją pociąga, a trochę obrzydza – jego pijackie zaloty i fakt, że jest już zaręczony, na pewno nie pomagają. Peggy nie wie, co właściwie czuje wobec ojca, ale jednego jest pewna: to nie jest czas na zostanie matką. Decyduje się urodzić i oddać dziecko. Po porodzie przeżywa zresztą ciężkie załamanie nerwowe, które uniemożliwiłoby jej wychowanie syna w pojedynkę. Nie mówiąc już o jej niepewnej sytuacji finansowej. To historia z serialu Mad Men. Peggy ma szczęście, bo popkultura problem niechcianych ciąż czy potencjalnej aborcji zwyczajowo rozwiązuje prościej – zabijając bohaterkę.

 

Zbrodnie niechcianej ciąży

 

Tak przynajmniej wynika z nowych badań Gretchen Sisson i Katriny Kimport, socjolożek z University of California. Sisson i Kimport przeanalizowały pod kątem wątków aborcyjnych fabuły amerykańskich produkcji filmowych i telewizyjnych – łącznie prawie 500 tytułów, z których w trzystu ciąża była jednym z głównych tematów. Pytania, jakie sobie zadały, to m.in.: jak często kobiety rozważające przerwanie ciąży decydują się na zabieg i co się z nimi później dzieje? Wśród wielu interesujących zależności, które wykazały badaczki, najważniejsze wydaje się powiązanie aborcji ze śmiercią bohaterki. Jak wprost ujął to magazyn „Slate” – Bohaterki, które decydują się na aborcję lub choćby o niej myślą, giną częściej.

 

 

 

Ile razy częściej? 10 tysięcy razy częściej niż w rzeczywistości. Według ich badań sama procedura przerwania ciąży w serialach i filmach kończy się śmiercią w prawie co dziesiątym przypadku, podczas gdy w rzeczywistości nie częściej niż raz na sto tysięcy zabiegów. To zupełnie inaczej niż w przypadku innych zabiegów medycznych, które oglądamy w telewizji – sztuczne oddychanie jest na ekranie dużo skuteczniejsze niż w rzeczywistości, dużo większy jest też odsetek osób dosłownie „przywróconych zza grobu” dzięki pierwszej pomocy.

 

Ale popkultura karała bohaterki, które dokonały aborcji, także na inne sposoby. Jedna na cztery kobiety, które zginęły po przerwaniu ciąży w serialu czy filmie, straciła życie z rąk mordercy.

 

Inne spotyka przedwczesna śmierć w wyniku komplikacji, także dużo częstszych na ekranie niż w życiu, a jeszcze inne giną w tajemniczych okolicznościach po tym, jak w ogóle rozważały przerwanie ciąży.

 

Morał z tego taki, że scenarzystom łatwiej zabić kobietę, niż pokazać ją, jak sama o sobie decyduje. Łatwiej nasłać mordercę lub śmiertelną bakterię, niż pozwolić, by przerwała ciążę i nie spotkała ją za to kara.

 

PRL – aborcja i kara

 

W Ameryce aborcja została zalegalizowana w wyniku sprawy Roe vs Wade, w 1973 roku. Stąd wiele produkcji z tamtych czasów – lub dzisiejszych, których akcja dzieje się przed poprawką, jak właśnie Mad Men – pokazujących zagrożenie zdrowotne, dotyczy w istocie aborcji przeprowadzanych poza szpitalami i nielegalnie. I choć po jej zalegalizowaniu dalej przeważały, delikatnie mówiąc, mało feministyczne scenariusze, temat aborcji wszedł do mainstreamu, bo coraz trudniej było ignorować fakt, że rokrocznie setki tysięcy kobiet w USA przerywają ciąże.

 

Na zasadzie analogii można by więc pomyśleć, że w Polsce czasów PRL, gdy aborcja była legalnie dostępna w szpitalach, była także pełnoprawnym tematem kinematografii i telewizji. Ale nic z tego.

 

Jak mówi dr Monika Talarczyk-Gubała, filmoznawczyni specjalizująca się w kinie tego okresu, temat aborcji był w PRL-u przedmiotem „zmowy milczenia”: Zaskakujące, że bohaterki filmów fabularnych z tej epoki tak rzadko stawały przed dylematem przerwania lub kontynuowania ciąży, chociaż aborcja była legalna i dostępna zarówno w państwowych szpitalach, jak i prywatnych gabinetach, wykonywana na szeroką skalę”. Dodaje, że w popularnych produkcjach telewizyjnych, jak Daleko od szosy z 1976, aborcja była jedynie zasugerowana, a samo słowo było tabu. „Do aborcji dochodzi w innym, znacznie mniej znanym serialu Białe tango (1981), którego współautorką była Maria Nurowska. Jola, młoda dziewczyna, bohaterka odcinka Na pół etatu, pracująca jako sekretarka i dorywczo jako modelka, u progu egzaminów na studia zachodzi w ciążę ze starszym partnerem. Podejmuje decyzję o aborcji pod jego nieobecność, za co ten karze ją potem zerwaniem związku. Znając historię dziewczyny, mimo odautorskiej nagany w tytule odcinka (żyje na pół gwizdka, nie angażuje się), widz pozostaje przekonany, że dziewczyna podjęła słuszną decyzję. Korzysta z możliwości wyboru. Z pomocą przyjaciółki wraca do porzuconych planów rozpoczęcia studiów” – opowiada Talarczyk-Gubała.

 

Ale także w Białym Tangu obowiązuje reguła, że aborcja to coś, co powinno się ukrywać, dziejącego się gdzieś w prywatnym gabinecie lekarza, po godzinach pracy.


Wyjątkami na tle panoramy kinowej PRL-u były filmy
Mężczyzna niepotrzebny Laco Adamika i Agnieszki Holland z 1981 oraz Bluszcz w reżyserii Hanki Włodarczyk z 1982. Pierwszy z nich przełamywał tabu „naturalistyczną sceną aborcji w gabinecie lekarskim, w szpitalu, tzw. koleżeńską przysługą wśród studentek i studentów medycyny. Kondycja głównej bohaterki wskazywała na syndrom poaborcyjny, ale ten ulegał metaforyzacji jako znak samookaleczania się społeczeństwa i jego osierocenia, w klimacie kina moralnego niepokoju” – opisuje Talarczyk-Gubała. W drugim filmie pojawia się pytanie inteligenckiej bohaterki, skierowane do robotnicy: „Dlaczego pani nie usunęła?”.

 

W latach 80, gdy wyobraźnię widzów pod tym kątem kształtował już Niemy krzyk”, pojawia się wątek cierpienia i kary. Jak w filmie Magdaleny Łazarkiewicz Przez dotyk (1985), w którym ciąża jest wynikiem kazirodczego gwałtu, a za jej przerwaniem stoi chęć uniknięcia obmowy we wsi.

 

Transformacja i powrót w czasie

 

Tak jak nie zauważano aborcji, kiedy była legalna, tak przymknięto oczy na radykalne ograniczenie dostępu do niej w latach 90. Polityczne zmiany nie przełożyły się na zmianę w telewizyjnej czy kinowej reprezentacji przerywania ciąży. Jeśli więc aborcję pokazywano, to w ramach już zdefiniowanych narracji. „Nasza kultura jest tak dzieciocentryczna, że nie do pomyślenia są scenariusze inne niż szczęśliwe urodzenie dziecka w pełnej rodzinie. Matka lesbijka, matka nastolatka, a już na pewno matka, która rozważała na pewnym etapie aborcję – są nie do pokazania” – mówi mi Sylwia Chutnik, szefowa fundacji MaMa.

 

Tak więc w rodzimej telewizji najpopularniejszy scenariusz to ten, który w badaniach Sisson i Kimport był raczej domeną epoki sprzed rewolucji seksualnej połowy lat 60. – niechciana ciąża bywa powodem rozterek, ale najlepiej odłożyć je na bok i urodzić dziecko po bożemu. Choć to i tak nie najgorsze rozwiązanie, bo polskie seriale, w swojej specyficznej reakcji na konserwatywną rzeczywistość społeczną, sięgają też po poetykę absurdu. 

 

Najczęstszy jest w polskich serialach motyw »przekonania się« kobiety do niechcianej pierwotnie ciąży: pokochania nienarodzonego dziecka, a także mężczyzny, z którym kobiety nic poza (nieplanowaną) ciążą nie łączy. Niemal w myśl starej polskiej zasady, że ciąża i dziecko to dobry fundament pod miłość i małżeństwo” – mówi dr Agnieszka Mrozik z Instytutu Badań Literackich PAN, która w ramach programu gender studies prowadzi zajęcia o płci i popkulturze. „Tak się dzieje w serialu Majka, gdzie bohaterka »przez przypadek« zostaje sztucznie zapłodniona (podczas badania cytologicznego!). Kobieta nie tylko nie przerywa ciąży – do czego ma prawo, bo ciąża powstała na skutek błędu lekarskiego – ale zakochuje się w dawcy spermy i zostaje jego żoną”.

 

Nie znaczy to jednak, że motyw nieuchronnej kary za przeprowadzenie zabiegu lub myśl o nim – opisywany przez Sisson i Kimport – znika zupełnie. „Zdarza się, że bohaterki zachodzą w nieplanowaną, niechcianą ciążę, którą chcą przerwać, ale ostatecznie – za namową koleżanek lub rodziny – rezygnują z tego pomysłu i decydują się urodzić. Niestety zwykle po jakimś czasie tracą ciążę (np. Madzia i Agnieszka z M jak miłość). Poronienie jawi się tym samym jako kara za samą myśl o aborcji, ale też – jak w przypadku jednej z bohaterek Klubu szalonych dziewic – jako kara za przerwanie ciąży w bardzo młodym wieku.

 

Takie myślenie o aborcji wykorzystuje elementy magiczne i żeruje na medycznej niewiedzy.

 

W telewizji pokutuje stereotyp aborcji jako zabiegu, który raz przeprowadzony, uniemożliwia kobiecie zdrowe donoszenie kolejnych ciąż” – mówi Mrozik.

 

 

Reakcja bez akcji

 

Z badań wynika, że amerykańska popkultura – mimo hiperkonserwatywnego traktowania bohaterek: przeżywających załamania, stygmatyzowanych, symbolicznie i faktycznie karanych oraz uśmiercanych za choćby rozważanie przerwania ciąży – i tak wyprzedzała debatę publiczną. Film i telewizja 40 i więcej lat temu „pozwalały” bohaterkom dokonać aborcji, zanim było to w Ameryce legalne. W filmach z dekady 1963-1973 – bezpośrednio poprzedzającej wprowadzenie zmian w prawie – decyzja o urodzeniu dziecka mimo wszystko przestała być opcją domyślną.

 

To właśnie wtedy coraz więcej bohaterek decydowało się na aborcję i zdarzało się, że popularne scenariusze pokazywały ją – rzadko, ale jednak – jako uzasadnioną i odpowiedzialną decyzję. To, że dziś temat przerywania ciąży jest w popkulturze obecny szerzej, a liczba możliwych wyborów bohaterek jest większa niż szczęśliwy poród lub śmierć, jest ważne także z innego powodu. Badania Pew Research Center pokazują, że sama zmiana prawna przy spolaryzowanej scenie politycznej i debacie nie ma bezpośredniego wpływu na zmianę postaw – to raczej rola popkultury i obecności różnych perspektyw w obiegu medialnym. Scenariuszy dotykających tematu aborcji jest dzisiaj więcej, bo i więcej filmów i seriali produkuje amerykański przemysł – chłodno zauważają Sisson i Kimport. Choć mimo wciąż dużego konserwatywnego oporu są też seriale, jak choćby Girls, które zrywają z długoletnią tradycją demonizowania.

Tych, nawet delikatnie optymistycznych, wniosków nie można jednak zastosować do Polski. Gdy aborcja była legalna – popkultura o niej milczała. Gdy natomiast została zepchnięta do podziemia, telewizję zdominowały scenariusze podwójnie karzące bohaterki, legitymizujące rodzinną, religijną i państwową kontrolę seksualności kobiet. A niemalże żaden z PRLowskich filmów, które dotykały tematu aborcji, nie został pokazany w polskiej telewizji po 1989 roku. Monika Talarczyk-Gubała mówi, że przypomina sobie o tylko jednym przypadku powtórnego wyświetlenia filmu z czasów PRL, w którym bohaterka dokonuje aborcji i nie zostaje zabita.

 

Restrykcyjne prawo antyaborcyjne jeszcze bardziej uprawdopodobniło historie o karze, która spotyka kobiety dokonujące aborcji i wszystkich, którzy chcą im w tym dopomóc.

 

Lub choćby otoczyć opieką – jak było w oglądanym przez miliony serialu Na Wspólnej, gdzie nauczycielkę, która chce sfinansować swoim nieletnim uczennicom zabieg, spotykają surowe konsekwencje.

 

Ale przynajmniej scenarzyści darowali jej życie. Inne bohaterki nie miały tego szczęścia. Chyba jednak nie o same scenariusze tu chodzi, bo w przypadku Polski naprawdę nie wiadomo, czy to seriale udają życie, czy na odwrót.

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij