Film

Romans na styku kultur

Inspirował mnie Haneke. On też ukazuje sprawy intymne, prywatne, przez które przesącza się polityka – mówi Katarzyna Klimkiewicz, reżyserka „Zaślepionej”.

O Zaślepionej, zwycięskim filmie 32. Festiwalu Debiutów Filmowych „Młodzi i Film”, z reżyserką Katarzyną Klimkiewicz (wyróżnioną też nagrodą dziennikarzy i Jantarem za najlepszą reżyserię) oraz operatorem Andrzejem Wojciechowskim rozmawia Jacek Dziduszko.

Jacek Dziduszko: Wasz film jest nakręcony bardzo po europejsku. Z jednej strony opowiadasz o uniwersalnych rzeczach, z drugiej – historia osadzona jest w konkretnych realiach – czyli dzisiejszym Bristolu. Ale pomysł nie był twój.

Katarzyna Klimkiewicz: W Polsce wydaje się dziwne, że reżyser kręci film na podstawie scenariusza, który został mu zaproponowany. W Anglii jest odwrotnie – nieufnie patrzy się na ludzi, którzy chcą robić wszystko, tzn. jednocześnie pisać scenariusz, reżyserować itd. Rzeczywiście dostałam propozycję od producentki, ale weszłam w projekt na bardzo wczesnym etapie, kiedy jeszcze nie było całego tekstu, był tylko pomysł, i uczestniczyłam intensywnie w pracach nad scenariuszem.

Film jest z jednej strony romansem ubranym w formułę hitchcockowskiego thrillera, a z drugiej – kinem politycznym. Czy pisząc scenariusz wspólnie z brytyjskimi współautorami, skupialiście się głównie na wątku politycznym i próbowaliście ubrać go w kostium gatunku, czy bardziej miała to być historia miłosna z politycznym tłem?

KK: Najpierw wymyśliliśmy postaci i wątek romansowy. Od początku wiedzieliśmy też, że bohaterka będzie inżynierką, która projektuje drony. A później próbowaliśmy historię miłosną opowiedzieć w konwencji thrillera – bo samo zakochanie się bywa czasami przerażającym stanem. A wątek polityczny bardzo dobrze zazębiał się z całą opowieścią.

Andrzej Wojciechowski: Dla mnie to była przede wszystkim historia miłości na styku dwóch różnych kultur i pewnych schematycznych uwarunkowań społecznych.

Opowiadacie o zetknięciu kultur, ale wy również – jako dwójka Polaków, którym przyszło współpracować z Brytyjczykami – musieliście się zmierzyć z nieznanym wam wcześniej modelem produkcji filmowej. Jak układała się ta współpraca?

KK: Praca na planie zawsze jest dużym wyzwaniem – to przedsięwzięcie, które przypomina wielką bitwę. Musieliśmy pokonać mnóstwo przeszkód, począwszy od złej pogody po niewielki budżet.

Niewielki, czyli jaki?

KK: 350 tys. funtów, czyli 1,5 miliona złotych. To nie jest dużo pieniędzy, więc musieliśmy być dobrze przygotowani. Było nam chyba trochę ciężej, niż gdybyśmy mieli robić ten film w Polsce. Ludzie w inny sposób komunikują pewne problemy – czasami nie orientowałam się, że ktoś na planie sygnalizował mi, że jest niezadowolony czy że coś jest nie tak, Anglicy okazują to inaczej. Czasem zdawało mi się, że ktoś nie do końca mnie rozumie. Można więc powiedzieć, że miały miejsce pewne konflikty kulturowe.

AW: Anglicy są niezwykle uprzejmi i tego też oczekują w zamian.

KK: Tak, jeśli nie pamiętasz, żeby za każdym razem mówić „dziękuję” czy „proszę”, to ludzie odczytują twoje zachowanie jako trochę grubiańskie.

AW: Miałem poczucie, że bardzo szybko zostaliśmy tam zaakceptowani. Przyjęcie nas do ekipy i wciągnięcie w system pracy było bardzo profesjonalne. W ekipie było wielu ludzi, którzy oprócz tego, że robią filmy, są też pasjonatami kina. Czuć było, że bardzo zaangażowali się w projekt.

W filmie widać dużą erudycję filmową. Czy struktura hitchcockowskiego thrillera lub nawiązania do innych tytułów, np. w scenie miłosnej na schodach, w strugach deszczu, która bardzo przypomina  analogiczny moment z 9 i pół tygodnia Adriana Lyne’a, to świadomie wprowadzone cytaty?

AW: Inspiracje były raczej mniej bezpośrednie – wszyscy znamy historię kina i dużo z obejrzanych filmów w nas zostaje.

KK: Czasami nawet nie do końca świadomie powiela się jakieś sceny. Niekiedy zdawało nam, że to czy inne ujęcie jest w stylu Hitchcocka, ale nigdy nie odnosiliśmy się do konkretnych scen z konkretnych filmów. Ja ze swojej strony starałam się obejrzeć przed realizacją jak najwięcej romansów, w tym oczywiście 9 i pół tygodnia, ale także filmy mniej popularne, jak Strach zżerać duszę Fassbindera. Jeśli jednak chodzi o prawdziwe inspiracje, to musiałabym wskazać na Hanekego i jego Ukryte – nie chciałam go w żaden sposób kopiować, ale podobało mi się podejście do tematu. On również ukazuje sprawy intymne, prywatne, przez które przesącza się polityka; ona nigdy nie jest z boku.

Wychodząc z kina, widzowie zadają sobie pytanie: czy bohater był terrorystą? Nie uważasz, że przez tę niejednoznaczność film może zostać wykorzystany jako argument np. przez ludzi należących do facebookowej grupy „Nie dla islamizacji Europy”, która liczy już ponad 50 tys. członków?

KK: Było takie ryzyko, ale nie interesowało nas protekcjonalne ukazanie środowiska islamistów. W Anglii miały miejsce zamachy bombowe, fundamentaliści islamscy rzeczywiście istnieją, więc to jest realny problem, a nie tylko wymysł zachodnich społeczeństw i nagonka. Chciałam pokazać, że te dwie rzeczy się uzupełniają, tzn. z jednej strony ludzie na Zachodzie myślą, że przemoc fundamentalistów bierze się znikąd i jest powodowana dziką nienawiścią do kultury zachodniej, podczas gdy tak naprawdę to my generujemy ten konflikt. Ale z drugiej strony nie chciałam patrzyć na nich z góry, jak na biednych dzikusów, którzy zostali niesprawiedliwie potraktowani.

Ale statystyki mówią, że na kilkaset zamachów przeprowadzanych na świecie tylko niewielki odsetek jest dziełem fundamentalistów islamskich.

KK: Myślę, że ten konflikt jest potrzebny przede wszystkim wielkim korporacjom. Mogę spróbować pokazać, jak pojedyncza osoba próbuje się w tym odnaleźć, ale bałabym się stawiać bardziej ogólne diagnozy.

AW: Teraz, kiedy oglądałem film na festiwalu, z pewnym dystansem, miałem wrażenie, że pokazuje on przede wszystkim proces wyzwalania się bohaterki z uprzedzeń, stereotypów. Pozytywne jest dla mnie to, że dzięki temu i nam udaje się wygrać ze stereotypem.

KK: Pewien mój kolega dobrze to podsumował: bohaterka buduje maszyny, które bombardują innych, a na końcu bombarduje całe swoje życie, niszczy siebie i kochanka, ale przez to również się wyzwala.

Miałem problem z jedną rzeczą: czy inteligentna, wykształcona kobieta może nie zdawać sobie sprawy, do czego służą drony, które projektuje?

KK: Sądzę, że specjalnie się nad tym nie zastanawia. Uważa, że jest stan wojny, a projektowanie dronów jest jej zadaniem. Kiedy pracujesz nad takim projektem, to wszystko wydaje się raczej względne niż czarno-białe. Chociaż widać, że zdaje sobie sprawę ze zmiany – na początku drony miały służyć tylko szpiegowaniu, teraz są w zasadzie maszynami do zabijania.

A czy jest przypadkiem, że akcja filmu dzieje się w Bristolu, w mieście, które swoją potęgę zbudowało na niewolnictwie? Nie mówicie tego bezpośrednio w filmie, ale dla kogoś zaznajomionego z historią umieszczenie akcji właśnie tam będzie z pewnością znaczące.

AW: Mam nadzieję, że to się jednak czuję podskórnie. To trochę opowiadanie o tym, co zostało z dawnego imperium brytyjskiego, co w jakimś sensie przekłada się na współczesność.

KK: Bristol odwiedziłam po raz pierwszy, kiedy pojechałam tam na festiwal filmów krótkometrażowych, gdzie poznałam swoją producentkę [Klimkiewicz pokazywała tam swój wcześniejszy film Hanoi-Warszawa – przyp. JD]. Ale lepiej poznałam go dopiero podczas pracy nad Zaślepioną. To było fascynujące, kiedy zwiedzałam miasto i dowiadywałam się, skąd się wzięło jego bogactwo. Choć dziś najważniejszą gałęzią przemysłu jest właśnie inżynieria – są tam wielkie zakłady lotnicze, gdzie powstają airbusy, ale też samoloty wojskowe. Prawdopodobnie z tego względu w Bristolu swoją placówkę ma brytyjskie Ministerstwo Obrony. Umiejscowienie akcji nie jest więc przypadkowe, choć dowiedzieliśmy się o tym na miejscu. W filmie chcieliśmy uchwycić atmosferę miasta.

W Polsce film zebrał pozytywne opinie, mimo bardzo ograniczonej dystrybucji i praktycznie zerowej promocji. A jak było w Wielkiej Brytanii?

KK: Przyjęcie było bardzo dobre. Ciekawy był też sam model dystrybucji: firma Soda Pictures w ramach New British Cinema Quarterly wprowadza jeden film na kwartał i robi tour po całej Anglii, koncentrując się przede wszystkim na spotkaniach autora z widzami. Na początku jest spotkanie i projekcja, potem film jest pokazywany w danym kinie jeszcze przez 1-2 tygodnie. Spotkania dobrze służyły promocji filmu, dzięki temu nie trzeba było wydawać wielkich pieniędzy na reklamę. Interesujące były dyskusje widzów, którzy wspólnie zastanawiali się, czy bohater był winny, czy nie, a jeśli tak, to na czym polegała jego wina. Kontrowersje wywoływała szczególnie postawa bohaterki, która nagle zmienia nastawienie. Jeden z widzów przyznał, że w ogóle w to nie wierzy, na co inny, który przedstawił się jako psychoterapeuta, powiedział, że kobiety tak właśnie się zachowują. (śmiech)

Ja to kupuję.

KK: Tak jak, podejrzewam, większość kobiet. Nawet bardzo inteligentne kobiety pod wpływem miłości potrafią się zachowywać nieracjonalnie.

Czytaj też:

Agnieszka Wiśniewska, Debiuty w polskim kinie? Tylko Klimkiewicz!

Jarosław Pietrzak, Orientalny kochanek i muzułmański terrorysta

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij