Film

Majmurek: Świat niesfilmowany

Oglądając ogromną większość polskich filmów, mam wrażenie, że kino, które teoretycznie powinno być mi najbliższe, mówi do mnie w obcym języku.

W jednym z filmów Guy Deborda zza kadru pada zdanie: „Świat został już sfilmowany, teraz pora, aby go zmienić”. Niestety, ten zazwyczaj pesymistyczny myśliciel tu wykazał się akurat nadmiernym optymizmem. Zwłaszcza, jeśli chodzi o kino polskie ostatnich dwóch dekad.

Wydaje się, że porusza się ono ciągle w ciasnej przestrzeni kilku filmowych klisz i nie nadąża za dynamicznie zmieniającą się polską i globalną rzeczywistością. Bez większego wysiłku możemy spisać listę światów, zjawisk, problemów, rejestrów wrażliwości, postaw, konfliktów, które rodzime kino konsekwentnie pomija. 

Oglądając ogromną większość polskich filmów (poza kilkoma wyjątkami w liczbie jednego, dwóch rocznie), mam wrażenie, że kino, które teoretycznie powinno być mi najbliższe, przemawiać do moich potrzeb i lęków, mówi do mnie w obcym języku. Oglądając rzekomo współczesne, dziejące się w moim świecie filmy, czuję się, jakbym oglądał filmy kostiumowe, mierzące się z problemami równie mi odległymi, co bitwa pod Cedynią czy spór Armaniaków z Burgundczykami. 

W polskim kinie nie odnajduję prawie w ogóle doświadczenia transformacji, wywołanych przez nią różnic społecznych, dziejów kształtujących się nowych klas społecznych. Nie widzę przemian obyczajowych, z których sprawę dawno temu zdała już literatura, teatr czy sztuki wizualne. Trudno mi w nim znaleźć pracę na fantazjach kształtujących nasze zbiorowe i indywidualne postrzeganie świata: fantazmatach sukcesu klasy średniej i resentymentach przegranych; fantazmatach narodowych, kseno- i oikofobicznych. W rzekomo katolickim kraju nie ma w zasadzie poważnego kina religijnego. Brakuje obrazów zmian, jakie wnosi kultura sieci, wreszcie szeregu przyjemności, jakich dostarcza popularne kino światowe (z przyjemnością płynącą z obcowania z humorem inteligentnie wulgarnym, bezczelnym, sprytnie obraźliwym). 

Nie chodzi tylko o nieobecność ważnych dla mnie problemów, ale także o formalną i myślową nieporadność. Z problemami współczesnego świata nie da się bowiem zmierzyć, przykładając do niego zużyte symbole szkoły polskiej, klisze kina moralnego niepokoju, portretując go w przezroczystym filmowym języku telewizyjnych produkcji.

Chcąc zbliżyć polskie kino do ważnych dla nas problemów, inicjujemy na łamach Dziennika Opinii debatę na temat tego, co w nim nieprzedstawione, co domaga się przedstawienia. Zaprosiliśmy do niej szereg osób piszących o filmie, widzów i twórców polskiego kina, którzy podzielą się z państwem tym, czego w kinie im brakuje, co (i jak) chcieliby w nim zobaczyć, co pokazać.

Treści i formy

Nie chodzi nam tu tylko o sporządzenie listy „tematów do odrobienia”, listy problemów, jaką ma odfajkować polskie kino. Nie chodzi bowiem tylko o „co”, ale także o „jak”. Najbardziej dotykające nas do żywego tematy mogą zostać zamordowane przez tautologiczną, oczywistą formę. 

Kino nie jest wyłącznie medium narracyjnym, pokazywane w nim obrazy nie mogą służyć jako „ilustracje” dla problemów – obojętnie czy społecznych, etycznych, religijnych czy jakichkolwiek innych. Wszystkie poznawcze stawki kina rozgrywają się właśnie na poziomie obrazu, to posługując się nim, kino jest w stanie odsłonić nam te prawdy, których odsłonić nie jest w stanie literatura, statystyka czy nauki społeczne. 

Dyskusja o polskim kinie musi więc z konieczności być dyskusją nie tylko o „treściach”, ale także o „formach”. Wiele filmowych światów jest nieprzedstawionych w polskich filmach nie dlatego, że twórcy nie wiedzą, gdzie należałoby skierować kamerę, ale dlatego, że nie wiedzą, jak na nie patrzeć, jakich narzędzi formalnych i pojęciowych użyć, by otworzyć przed widzami ten nieprzedstawiony dotychczas świat. 

Krytyka postulatywna

Inicjujemy tę debatę, gdyż uważamy, że krytyka filmowa ma obowiązek podejmować ciągły dialog z polskim kinem. Dialog ten nie może ograniczać się do pisania recenzji, wystawiania gwiazdek, chwalenia lub ganienia istniejących już filmów. Krytyk nie musi wcale być skazany na reaktywną pozycję wobec kina, pozostawać za nim zawsze o krok z tyłu, biernie reagować na to, co się w kinie dzieje. Może przyjąć wobec niego postawę aktywną, pobudzającą, inspirującą, zadającą pytania, stawiającą postulaty, proponującą nowe rozwiązania.

Teksty, które będziecie państwo czytać, nie tylko będą oceniały dotychczasowe produkcje, badały obecne w nich ślepe plamki i klęski w mierzeniu się ze współczesnym światem, ale także przedstawiać polskiemu kinu postulaty, propozycje zadań do zrealizowania. Nic nie ucieszyło by nas bardziej, niż to, gdyby w wyniku debaty pojawiły się pomysły na nowe, ciekawe filmy.

Oczywiście, można złośliwie powiedzieć narzekającym na kino krytykom: „Jeśli chcecie takich filmów, jakie postulujecie, to sami je sobie nakręćcie!”. Kolejne pokolenia francuskich krytyków – od Godarda i Truffaut, przez Leos Caraxa, po Oliviera Assayasa –  przechodziły z sukcesem od pisania o filmach do robienia ich. Być może to też jest ruch, którego polskie kino potrzebuje i na który niektórzy z piszących tu autorów w dalszej lub bliższej przyszłości się zdecydują. Ale wierzymy też, że w ramach dobrze pojętego podziału pracy w ramach pola filmowego krytyka ma swoje miejsce w dialogu z twórcami kina, może dostarczać im idei, pomysłów, czy przynajmniej tworzyć ferment, w którym interesujące pomysły mogą się pojawić.

W najlepszym okresie dla polskiego kina, takiego fermentu dostarczały zespoły filmowe. Reżyserzy działali wtedy w twórczym, niejednorodnym otoczeniu, kierownicy literaccy zespołów służyli jako „pas transmisyjny” między środowiskiem literackim i filmowym. Wierzymy, że bez takiego twórczego fermentu, bez kontaktu z krytyką, literaturą, sztukami wizualnymi, szeroko rozumianą popkulturą, kino czeka uwiąd.

By ta dyskusja nie była wyłącznie litanią żalów krytyków, zapraszamy też do niej filmowców różnych profesji, rozmawiamy z nimi o tym, co oni chcieliby robić w polskim kinie, czego im w nim brakuje. Także z naszej – osób piszących o filmie – winy. Z chęci wysłuchamy także pretensji pod naszym adresem. Wszystko dla dobra kina.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij