Film

Berlinale: solidnie, bez zachwytów

Lubię, gdy festiwal oferuje mocną wizję kina. W Berlinie miałem wrażenie, że oglądam średnią wyciągniętą z artystycznych produkcji z całego świata.

Zakończył się 63. festiwal w Berlinie: oprócz głównego jury przyznającego Złotego Niedźwiedzia swoje nagrody rozdało prawie dwadzieścia różnych komisji jurorskich. Jak można podsumować to Berlinale? Było solidnie, bez większych wpadek, z filmami na przyzwoitym poziomie we wszystkich sekcjach – ale też bez wielkich odkryć i objawień. Żaden z filmów nie oszałamiał – może najbliżej tego byli Noah Baumbach i Andrew Bujalski, ale to twórcy znani, od lat obecni na festiwalach, wiadomo, jakiego poziomu można się po nich spodziewać.

Trzy selekcje z przypadku

Festiwal w Berlinie to przede wszystkim trzy główne sekcje – konkurs główny, Forum i Panorama – każda przyglądająca się trendom we współczesnym kinie światowym pod trochę innym kątem. Niestety, w tym roku miałem wrażenie, że w każdej z nich sekcji zabrakło mocnej selekcji. Nie było wielkich wpadek – wybrane filmy były na ogół ciekawe, reprezentowały kino z prawie całego świata (wyjątkiem prawie nieobecna kinematografia z Ameryki Łacińskiej, jednego z najciekawszych dziś filmowo regionów globu), różne gatunki, tendencje, estetyki. Ale w żadnej z selekcji nie było widać gustu selekcjonerów, odbicia ich osobowości, ich własnego pomysłu na kino.

To oczywiście do pewnego stopnia kwestia osobistych preferencji, ja jednak wolę, gdy festiwal oferuje mi pewną mocną wizję kina, nawet jeśli się z nią nie zgadzam. Zamiast tego w Berlinie miałem wrażenie, że oglądam średnią poprawnie wyciągniętą ze światowego artystycznego kina. O Berlinale często mówiło się, że w przeciwieństwie do Cannes – „festiwalu autorów” – jest „festiwalem problemów”. Wybór filmów miał odzwierciedlać najważniejsze problemy współczesnego świata: społeczne, ekonomiczne, polityczne. W tym roku w Berlinie, zwłaszcza w Forum i Panoramie, rzeczywiście sporo było kina społecznego. Ale „problemy”, jakie przedstawiało (konflikt bliskowschodni, migracje, kryzys), znów wyglądały na mechanicznie wyciągniętą średnią z gazetowych dyskusji, a nie autorską wizję.

Słabości takiej selekcji najostrzej widać było w konkursie głównym. Filmy zestawione były w nim jakby przypadkiem: trochę amerykańskiego kina niezależnego, trochę europejskich autorów (w tym tych kojarzonych raczej z Cannes niż z Berlinem – jak Bruno Dumont), trochę kina społecznego, film prześladowanego reżysera z Iranu (Zaciągnięta kurtyna Jafara Panahiego) i zdobywającego kolejne europejskie festiwale Koreańczyka Hong Sang-soo. W konkursie znalazły się też chyba najsłabsze, najmniej inspirujące filmy – nawet jeśli same w sobie przyzwoite, to dalekie od klasy, jakiej oczekiwać by można po festiwalu tej rangi.

Nagrody

Każdy werdykt jury na tego typu imprezie zawsze będzie budził kontrowersje. Tegoroczny wybór jury konkursu głównego, kierowanego przez Wong Kar-Waia, także wywołał spore dyskusje wśród krytyków. Ja mam mieszane uczucia. Złotego Niedźwiedzia dostał rumuński film Dziecinne zachowanie Calina Petera Netzera. To naprawdę solidne kino, prostymi środkami wyrazu doskonale oddające zapaść społeczeństwa w postkomunistycznej Europie Wschodniej i wyrastający na jego gruncie patologiczny familiaryzm. Kolejna nagroda dla rumuńskiego filmu na festiwalu tej klasy potwierdza rangę tamtejszej kinematografii – w ostatniej dekadzie najciekawszej w naszym regionie, obok węgierskiej. Rumuni produkują niewiele filmów, ich produkcje są tanie i kameralne. Ale stawiają przy tym na eksperyment, formalne poszukiwania, minimalizm, odważną konfrontację z bolesnymi społecznie tematami. I dzięki temu ich kino jest znane i poważane w całej Europie.

Pozostałe nagrody jury budzą już jednak moje wątpliwości. W ogóle nie zauważono Camille Claudele 1915, obok dzieła Netzera bez wątpienia najlepszego filmu konkursu. Nieporozumieniem wydaje się także nagroda za reżyserię dla Davida Gordona Greena. Przy całej sympatii dla tego twórcy, Prince Avalanche to rozkoszny, poprawiający nastrój, ale bardzo sztampowy buddy movie, wyreżyserowany w zupełnie konwencjonalny sposób.

Poza tym swoje nagrody przyznawało m.in. jury ekumeniczne, Amnesty International, Jury Nagrody Pokoju, Gildia Niemieckich Kiniarzy oraz jury krytyki filmowej (nagroda FIPRESCI). W konkursie głównym krytycy również nagrodzili dzieło Netzera. W Panoramie nagrodę otrzymał obraz Inch’Allah Anaïs Barbeau-Lavalette. To historia z Bliskiego Wschodu widziana oczyma młodej frankofońskiej Kanadyjki żydowskiego pochodzenia, Chloé (Evelyne Brochu). Dziewczyna przyjeżdża do Izraela. Mieszka w domu z daleką kuzynką, która jest żołnierką pilnującą przejścia na granicy Izraela i Zachodniego Brzegu. Chloé kłóci się z nią o politykę Izraela wobec Palestyńczyków, sama podejmuje pracę jako lekarka po drugiej stronie muru, pomagając w klinice dla palestyńskich kobiet.

Chloé jest rozdarta między obiema stronami konfliktu, próbuje znaleźć jakieś stanowisko, z którego dałoby się je obie pogodzić, ale nie udaje się jej to – wszelkie próby porozumienia, zbudowania mostów, zniesienia barier (na płaszczyźnie prywatnego życia Chloé i na polu politycznym) są skazane na klęskę. Inch’Allah to przyzwoite kino społeczne, ale nie mówi nic nowego o konflikcie w Izraelu. Nagroda wydaje się więc trochę na wyrost – a pominięcie pokazywanych w sekcji Forum Komputerowych szachów to pomyłka.

Polki w Berlinie

Tegoroczny festiwal to także silna obecność Polek – Małgorzaty Szumowskiej i Katarzyny Rosłaniec. Sukcesy obu ich filmów są tak naprawdę sukcesami Szumowskiej, która wyreżyserowała W imię i wyprodukowała Bejbi blues. Fakt, że oba te obrazy znalazły się w Berlinie, pokazuje pozycję reżyserki na europejskim rynku festiwalowym, na którą długo pracowała, odkąd przejęła kontrolę nad polską Zentropą, lokalnym oddziałem bardzo mocnej w europejskim kinie artystycznym marki.

Film Szumowskiej nie zdobył uznania jury, ale otrzymał Teddy Award – nagrodę przyznawaną przez środowiska LGBT. Cieszy ona zwłaszcza w kontekście dość asekuranckich wypowiedzi reżyserki, osłabiających polityczny potencjał jej dzieła. Wbrew jej osobistym deklaracjom Teddy Award będzie pomocna w ustawianiu politycznego wymiaru dyskusji nad tym filmem, gdy znajdzie się on już na polskich ekranach.

Nagrodę konkursu młodzieżowego, Kryształowego Niedźwiedzia, zgarnęło niszczone przez przez polską krytykę Bejbi blues. Czy w kinie Rosłaniec jest coś, czego nie dostrzegamy z polskiej perspektywy? A może jest zbyt odważne, nowatorskie dla polskiej krytyki? Może to my się myliliśmy? Takie pytania pojawiały się wśród piszących o kinie po ogłoszeniu tej nagrody.

Jeśli jednak polska kinematografia nie ma być prowincjonalna, nie możemy się tak fiksować na ocenie innego (zagranicy, jury dużego festiwalu) i musimy mieć odwagę formułować własne sądy, niezależne od Cannes, Berlina czy Los Angeles. Ja wiem, że nawet deszcz nagród dla Bejbi blues nie zmieni mojego zdania o nim – jest naprawdę kiepski. I choć chcę, by polskie filmy były obecne w takich miejscach jak Berlin, to naprawdę wolałbym, żeby było to nieco inne kino niż produkcje Katarzyny Rosłaniec. Trzeba jednak przyznać, że nawet takie filmy jak Bejbi blues wykonują dobrą robotę – pokazują międzynarodowej publiczności polskich aktorów, operatorów, montażystów. I być może przecierają szlaki dla naprawdę wartościowych dzieł.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij