Kraj

Graczyk: Cudze dzieci

Dobra publiczna szkoła jest nam potrzebna jak woda i powietrze, a nie będzie jej bez mocnej społecznej i ekonomicznej pozycji nauczycielek i nauczycieli.

14 października to Dzień Edukacji Narodowej, ale polscy nauczyciele nie mają za bardzo powodów do świętowania. Dwa związki zawodowe, ZNP oraz Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”, organizują w środę Nauczycielski Dzień Protestu. Domagają się zwiększenie nakładów na edukację, podwyżki płac, a także zahamowania prywatyzacji polskich szkół i działań samorządów, które niezgodnie z prawem oddają albo likwidują kolejne placówki. Protest wspiera Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej.  

***

Wiemy, że dla rozwoju Polski ogromne znaczenie mają inwestycje w edukację od przedszkola po uniwersytety. Uprawiane od lat oszczędzanie na oświacie jest działaniem właściwie samobójczym, a jednak, w mniejszym lub większym stopniu, rządy w Polsce od 1989 roku prowadziły i prowadzą politykę zaciskania pasa. Dlaczego tak się dzieje, co skłania rządzących Polską polityków do działań tak irracjonalnych i szkodliwych? Z jakiego rodzaju przymusem mamy do czynienia?

„Dzieci idą do szkoły” – tak brzmi jedno z najpiękniejszych zdań we wszystkich językach świata. A czy zdanie „nauczycielki idą do szkoły” jest równie piękne? Z wielu powodów nie jest, choć powinno nas zachwycać niewiele mniej niż to pierwsze. Jedno i drugie zakłada bowiem, że wszystko toczy się na tyle dobrze, że jest przyszłość, bo dzieci i nauczycielki idą do szkoły. Nauczycielki idą do pracy, powierzywszy własne dzieci innym nauczycielkom, innym instytucjom wychowawczym.

Wbrew temu, co twierdzą rozmaici fundamentaliści, zamiana własnych dzieci na cudze ma głęboki sens.

W doświadczeniu nauczycielek spotyka się i splata to, co prywatne i publiczne. Dla wystarczająco dobrych nauczycielek chwilowa zamiana własnych dzieci na cudze jest głębokim doświadczeniem emocjonalnej, zmysłowej i myślowej osmozy: cudze, przez inne matki urodzone dzieci, stają dla nich ważne i bliskie. Wystarczająco dobra nauczycielka pracuje dla dobra cudzych dzieci, działa zgodnie z zasadami solidarności społecznej.

To przekroczenie wąskoplemiennej perspektywy, przekroczenie tworzące społeczne i etyczne więzi, jest mocne i wyraziste, co widać zwłaszcza wtedy, gdy pojawiają się w szkole rodzice nieznający tego przepływu uczuć i wnoszą w szkolną przestrzeń rywalizacyjne wyobrażenia ze swego dorosłego życia. Wkraczają oślepieni walką i chcą kilkulatki nawet wysyłać na wojnę o władzę, prestiż i pieniądze. Chcą też – od razu, natychmiast – zapewnić swoim dzieciom, kosztem cudzych dzieci, zwycięstwo na tej wojnie: niezrażeni niczym, pędzą na skróty i wytwarzają wokół siebie spoleczną pustkę.

W szkole i w jej społecznym ulokowaniu widać, jak bardzo wyobrażenia genderowe przenikają całą społeczną strukturę. Dominowanie znaczeń i emocji łączących w jedną całość to, co męskie, polityczne, klasowe, nieustannie upodrzędnia to, co kobiece, opiekuńcze, egalitarne. Wplątanie edukcji w ciągle odnawianą deprecjację tego, co kobiece (i/więc opiekuńcze), jest potężnym hamulcem modernizacyjnym i powoduje, że nauczycielska praca wydaje się ciągle niegodna dobrej pensji, szkoły rozmaitego szczebla nie zasługują na wystarczające finansowanie, a nauczycielki nie budzą społecznego szacunku.

Zapisana w politycznych i ekonomicznych decyzjach pogarda dla scedowanych na kobiety zadań opiekuńczych, edukacyjnych, więziotwórczych nie pozwala sensownie myśleć o przyszłości, której, koniec końców, może wcale nie będzie, o ile dojdzie do zabetonowania dominacji tego, co męskie, polityczne i, koniec końców, wojenne

Ratującą życie akcję podważania (a najlepiej demontażu) zblokowanych dychotomii, beznadziejnie zdominowanych przez schematy genderowe, można i trzeba prowadzić w wielu miejscach, ale jednym z najlepszych jest szkoła.

Zglobalizowany wolny rynek wydaje się bowiem nową formą samobójczej, totalnej wojny. Ta wojna wkracza w różne domeny społecznego życia, podkopując je podskórnie, odbierając im tworzącą znaczenia perspektywę czasową, wprawiając w konwulsje niszczących sprzeczności. Nauczycielki pracujące na styku rodzinnego i politycznego, kobiecego i męskiego, są więźniarkami swojej słabej pozycji społecznej i ekonomicznej, ale jak mało kto są na co dzień świadkami wojennych i plemiennych zamachów na szkołę i/więc życie społeczne. To one właśnie, rozpaczliwie (i najczęściej daremnie) pytają rodziców i polityków, polityków jako rodziców: „Kogo właściwie wysyłasz na wojnę, na kim zaciskasz pasa?”

Ich dalsza, niewypowiedziana najczęściej mowa mogłaby brzmieć tak: „Twoje dziecko nie jest awatarem w Twojej wojnie o tron. Twoje dzieci skonfrontują się kiedyś (a właściwie konfrontują się już dzisiaj) z cudzymi dziećmi, nawet gdy robisz wszystko, żeby ich kontakt był żaden”. Odłożona, przesunięta konfrontacja wraca ciągle w podzielonej przestrzeni miast, wraca 11 listopada, wraca jako fale nieufności, ksenofobii, rasizmu, homofobii – dawne cudze dzieci, ci, którzy czuli się lekceważeni, pominięci, oszukani, nie odznaczają się szczególnym wdziękiem osobistym.

Dobra publiczna szkoła jest nam potrzebna jak woda i powietrze, a nie będzie jej bez mocnej społecznej i ekonomicznej pozycji pracujących na styku publicznego i rodzinnego, męskiego i kobiecego, nauczycielek i nauczycieli. Nie będzie jej bez zrozumienia i szacunku dla twórczego aspektu tej pracy. Dobre pensje, szczodre i/więc racjonalne finansowanie szkół każdego szczebla (od przedszkola po uniwersytety), bezpieczeństwo socjalne, zaufanie dla uczących i szacunek dla wysiłku, jaki trzeba włożyć w spektakularne spotkania i wywieranie wpływu na rozwijających się młodych ludzi. Wszystko to jest niezbędne, żebyśmy nie żyli pod dyktando plemiennych tam-tamów; żeby wyzwoliła się twórcza energia pracujących na rzecz społecznej solidarności nauczycielek i nauczycieli.

***

Ewa Graczykdoktor habilitowany, profesor nadzwyczajny w Instytucie Filologii Polskiej UG. Feministyczna literaturoznawczyni, pomorska działaczka społeczna. Autorka książek: Ćma. O Stanisławie Przybyszewskiej (1994); O Gombrowiczu, Kunderze, Grassie i innych ważnych sprawach. Eseje (1994) oraz Przed wybuchem wstrząsnąć. O twórczości Witolda Gombrowicza w okresie międzywojennym (2004). Współorganizatorka wraz z M. Pomirską konferencji o Kopciuszku na Uniwersytecie Gdańskim (2000) oraz współredaktorka wraz z dr Graban-Pomirską tomu pokonferencyjnego zatytułowanego Siostry i ich kopciuszek. We wrześniu 2013 roku ukazała jej nowa książka zatytułowana Od Żmichowskiej do Masłowskiej. O pisarstwie w nadwiślańskim kraju.

 **Dziennik Opinii nr 286/2015 (1070)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Ewa Graczyk
Ewa Graczyk
Literaturoznawczyni, eseistka, feministka
Literaturoznawczyni, eseistka, feministka. Absolwentka Uniwersytetu Gdańskiego (1977). Doktor habilitowana, profesor nadzwyczajna w Instytucie Filologii Polskiej UG. Nominowana do Nagrody Literackiej „Nike” 2006 oraz do Nagrody Literackiej Gdynia 2014.
Zamknij