Kraj

Kot: Boimy się rozmawiać o seksie

Seks jest tabu, ale porno jednak się ogląda. I ojciec nie da wprawdzie synowi prezerwatywy ani z nim nie porozmawia, ale za to włączy mu film pornograficzny.

Jakub Dymek: Jak jednym zdaniem opisać stan edukacji seksualnej w Polsce?

Małgorzata Kot: Można to opisać jednym słowem: zły. Edukacji seksualnej w Polsce właściwie nie ma, a na pewno nie ma edukacji rzetelnej, opartej na nauce, powszechnej – z wielu przyczyn. Po pierwsze dlatego, że mamy przedmiot Wychowanie do Życia w Rodzinie (WDŻwR), przedmiot który jest zideologizowany i prowadzony często przez osoby do tego nieprzygotowane. Podręczniki zawierają mnóstwo stereotypów, prezentują nierówne traktowanie mężczyzn i kobiet, zawierają treści homofobiczne. W Polsce panuje przeświadczenie, że dzieci już mają wiedzę na ten temat lub powinny się wszystkiego dowiedzieć od rodziców. Oczywiście, rodzice czy opiekunowie powinni być pierwszą instancją, od której młodzi ludzie czerpią wiedzę o seksie – ale tak się nie dzieje. Jak wynika z naszego raportu Skąd wiesz? O edukacji seksualnej w polskich domach? w 44% domów polskich o seksualności się nie rozmawiało. Dlatego że seks – mówienie o nim, edukowanie – jest tabu. Mamy wiele zahamowań, choćby najbardziej podstawowych – na poziomie językowym. Szkoła spycha obowiązek edukowania na rodziców, rodzice przerzucają odpowiedzialność na szkołę, a młodzież jest pozostawiona sama sobie i poszukuje informacji tam, gdzie jest ona najłatwiej dostępna – czyli w internecie.

„Młodzież nie ma pewnych i rzetelnych źródeł wiedzy o seksie” – wynika z waszego raportu.

To prawda. Zaczynając od szkoły: nie ma podręczników, które byłyby dla młodzieży atrakcyjne, a przy tym zawierały rzetelną wiedzę. W ramach WDŻwR jedynym wzorcem relacji jest małżeństwo z dzieckiem; małżeństwo, w którym podstawową rolą kobiety jest urodzenie tego dziecka, zajmowanie się nim i domem. W tych podręcznikach nawiązywanie relacji seksualnych przed ślubem jest potępiane, a młodzież jest wtedy w czasie burzy hormonalnej i nie myśli jeszcze o zakładaniu rodziny. Jako jedyną metodę antykoncepcji przedstawia się metody naturalnego planowania rodziny, a antykoncepcja „po stosunku” jest opisywana jako środek wczesnoporonny, co jest sprzeczne ze stanem wiedzy naukowej.

Ale co to znaczy „nie ma podręczników”? Nie ma podręczników zatwierdzonych przez ministerstwo? Nikt ich nie pisze, nie wydaje? Nie ma ich w ogóle?

Istnieją podręczniki rzetelne, napisane przez specjalistów – tylko te nie są akredytowane przez MEN. Na przykład dlatego, że w komisji zatwierdzającej materiały do WDŻwR są osoby duchowne czy osoby sprzeciwiające się prawom osób LGBT. Naszym zdaniem takie osoby nie powinny być ekspertami do spraw edukacji seksualnej, jako że są nastawione wyłącznie na jeden przekaz – konserwatywny i katolicki. Inne podręczniki, które były proponowane ministerstwu wielokrotnie, nie przeszły z oczywistych względów – na przykład nie traktowały homoseksualności jako zboczenia lub mówiły o różnych związkach, nie tylko małżeńskim.

Czyli jednak mamy do czynienia z jakąś formą edukacji czy przysposobienia, tyle że trudno nazwać ją edukacją seksualną? Raczej oswajaniem z heteroseksualną, patriarchalną rodziną nuklearną?

W podręcznikach, które są obecnie dopuszczone przez MEN (tylko dla gimnazjów, nie ma podręczników dla szkół podstawowych ani ponadgimnazjalnych) mówi się o przyjaźni, relacji małżeńskiej, miłości, ale pod tym wszystkim leży przekonanie, że jedynym, idealnym i słusznym modelem jest model heteroseksualnej rodziny. Kobieta jest przedstawiana jako ta, która ma zajmować się ogniskiem domowym. W jednym z podręczników możemy nawet przeczytać, że gdy matka odda dziecko do żłobka, będzie się ono źle rozwijać czy wręcz zostanie uszkodzone na całe życie…

Inna kuriozalna historia z podręczników to historia dziewczyny, która prowokuje do gwałtu swoim strojem – jest to podtrzymywanie kultury gwałtu, zrzucanie odpowiedzialności za gwałt na ofiarę, a nie ma ani słowa o sprawcy.

Podkreślić trzeba również to, o czym wspomniałam na początku: WDŻwR prowadzą często osoby do tego nieprzygotowane. W naszym badaniu o stanie edukacji seksualnej w polskich szkołach młodzież wypowiadała się bardzo krytycznie o prowadzących, którymi często byli księża, katecheci/katechetki, nauczyciele innych przedmiotów mówiący o tym, że prezerwatywa to wymysł szatana albo że należy wejść do wody z octem, żeby wypłukać plemniki. Rząd w swoim sprawozdaniu z wykonania ustawy o planowaniu rodziny przyznaje, że spośród 14 758 nauczycieli aż 3722 nie ma odpowiedniego przygotowania do prowadzenia zajęć WDŻwR.

Jedną z odpowiedzi Pontonu na ten stan rzeczy jest Wakacyjny Telefon Zaufania. Na czym polega jego działanie?

Wakacyjny Telefon Zaufania to sezonowa doraźna pomoc telefoniczna i SMS-owa dostępna dla młodzieży codziennie przez całe wakacje, w godzinach 19-21. W ciągu roku telefon zaufania dostępny jest przez jeden dzień, w piątki, ale latem dzwoni do nas więcej młodzieży. To jest ten czas, kiedy wielu młodych ludzi wyjeżdża, czas pierwszych miłości. To wtedy często dochodzi do inicjacji seksualnej, do nawiązania pierwszych relacji – młodzież nie zawsze wie, jak się wtedy zachować, jak zabezpieczyć. Nastolatki nie mają wiedzy na temat antykoncepcji i dzwonią na przykład po stosunku bez zabezpieczenia lub tuż przed i pytają, jak się zabezpieczać. To gatunek pytań bardziej odpowiedzialnych – dzwoni para i chce się czegoś dowiedzieć. Jednak duża część pytań to telefony przerażonej młodzieży po fakcie, kiedy doszło do ryzykownej sytuacji.

Mamy również rokrocznie kilkanaście zgłoszeń nastoletnich ciąż, są to sytuacje dramatyczne.
Wielokrotnie zdarza się, że dzwoni dziewczyna, którą chłopak zostawił albo nie wie o ciąży, a ona boi się powiedzieć rodzicom, boi się zostać wyrzucona z domu czy potępiona przez nich. Czasem rozważa samobójstwo – bo przecież nie powie rodzicom, nie dokona aborcji. Są też telefony od osób, które doświadczają przemocy seksualnej i nie wiedzą, jak mogą znaleźć pomoc – i wydaje im się, że łatwiej ze sobą skończyć. Nie możemy pozostać wobec tego obojętni. To są sytuacje skrajne, ale my widzimy samotność młodzieży, to, że młodzi ludzie nie mają z kim porozmawiać i nie mają od kogo uzyskać wsparcia. Dzwoni młodzież, która nie wie nawet, jak odezwać się do drugiej osoby, jak zagadać, poderwać – brakuje im podstawowych umiejętności komunikacyjnych oraz umiejętności asertywnych zachowań, by nie zgadzać się na aktywności, na które nie mają ochoty.

Wakacyjny Telefon Zaufania odpowiada na osamotnienie nastolatków, brak wsparcia ze strony szkoły czy domu rodzinnego. W jednym roku zdarza się nawet ponad tysiąc zgłoszeń, co pokazuje, że mimo dostępności nowoczesnych technologii młodzież wciąż nie ma niezbędnej wiedzy.

Co o stanie edukacji seksualnej mówią te telefony?

Potwierdzają nasze obserwacje, że edukacji seksualnej de facto nie ma. Młodzież nie ma podstawowych informacji, nie dyskutuje się z nią. Nie wie, jak rozpocząć relację seksualną, nie zdaje sobie w ogóle sprawy, czym jest zdrowa relacja, a gdzie zaczyna się przemoc i wymuszanie. Nie rozmawia się z młodzieżą, czym jest orientacja seksualna, czym są stereotypy seksualne. Brakuje wiedzy na temat antykoncepcji, na WDŻ przekazywany jest pogląd, że „ktoś, kto uprawia seks przed ślubem jest grzeszny i zły”, a dziewczyny, które się zdecydowały na inicjację – mniej lub bardziej odpowiedzialnie – są stygmatyzowane. W szkole można usłyszeć, że dziewczyna, które rozpoczęła życie seksualne przed ślubem jest jak „zepsuty owoc” i „nikt nie będzie jej chciał”. Oprócz tego jest też problem homofobii, której nikt w szkole – ani na WDŻwR, ani na innych zajęciach, choćby Wiedzy o Społeczeństwie – nie nazywa po imieniu: wykluczaniem, krzywdzeniem osób homoseksualnych. A o tym, że młodzież ma jakieś prawa w zakresie seksualności, że istnieje coś takiego jak Deklaracja Praw Seksualnych, dokument przecież przyjęty przez Polskę, w ogóle nie ma mowy. 

Z waszego raportu wynika jednak nie tylko to, że nie mówi się o sprawach uznawanych za „kontrowersyjne”, jak homoseksualność, ale też o najbardziej podstawowych dla rozwoju młodych kobiet i mężczyzn faktach, jak menstruacja czy zachowanie ciała w okresie dojrzewania. Czy sfera tabu jest naprawdę tak wielka, czy coś się zmienia?

Pozytywnym sygnałem jest coraz większa gotowość do rozmowy ze strony rodziców. Osobiście odebrałam w czasie mojej pracy kilka takich wiadomości: „My też chcielibyśmy porozmawiać”. Oni chcą wiedzieć więcej, ale nie mają pojęcia, jak ten temat ugryźć. Wstydzą się i krępują, bo z nimi przecież też nikt na ten temat nie rozmawiał – trudno się więc temu dziwić. To pierwsze pokolenie rodziców, które zaczyna mieć świadomość, że to ważny temat i – choć przyznaje to z trudem – że ich dziecko jest istotą seksualną, że będzie uprawiać seks lub już to robi. Pozytywne jest też to, że rodzice chcą brać sprawy w swoje ręce i nie zdawać się tylko na szkołę. Coraz więcej osób zauważa też stereotypy i problem przedstawiania płci w mediach. Choć nie brakuje i głosów histerycznych czy krytycznych wobec edukacji seksualnej w ogóle.

Jak one brzmią?

Pojawiają się głosy mówiące, że Polska to kraj katolicki i Ponton krzywdzi dzieci, przekazując im wiedzę na temat seksu. Za tym idzie postulat, aby zakazać edukacji seksualnej w ogóle. Z taką krytyką jak obecnie nie mieliśmy dotychczas do czynienia. Widać strach i przerażenie osób, które postrzegają edukację seksualną jako zagrożenie dla patriarchalnego ładu. Działamy już 10 lat, a wciąż spotykamy się z tym, że potępiana jest nie tylko edukacja seksualna, ale nawet poruszanie tematyki miesiączki, czyli zwyczajnej profilaktyki zdrowotnej.

Jak więc obecnie wygląda edukacja czy rozmowa w ramach rodziny?

Kiedy już rodzice zaczynają rozmowy, to jest to przede wszystkim straszenie i moralizowanie, grożenie „Jak zajdziesz w ciążę, to wyrzucimy cię z domu”, „Szanuj się”. Obecne są też niewybredne żarty dotyczące cielesności, wypowiadane najczęściej przez ojców np.” O, rośnie ci biust”. Młodzież mówi o tym, że była karana za masturbację, jedna dziewczyna opisała tragiczną sytuację, gdy powiedziała o ciąży rodzicom i została zwyzywana. Z kolei z ankiety, którą właśnie analizujemy, wynika, że rzesza kobiet po 20. roku życia nie była nigdy u ginekolożki czy ginekologa.

Jakie są społeczne skutki braku zinstytucjonalizowanej edukacji seksualnej czy w ogóle braku troski u zdrowie seksualne?

Brak świadomości skutkuje zakażeniami chorobami przenoszonymi drogą płciową. Młodzież wie tylko, że gdzieś tam jest jakiś HIV/AIDS, wierzy że wirus przenoszony jest przez komary oraz że  przecież HIV nie dotyczy ich, tylko homoseksualistów czy narkomanów. Mamy też do czynienia z tysiącami ciąż nieletnich (według statystyk GUS co dziesiąty poród to poród nastolatki) i na ten problem patrzy się z perspektywy jednostkowej, kwitując takie sytuacje komentarzami typu „To na pewno dziewczyna z rodziny patologicznej”. A przyczyna leży w niewiedzy i braku asertywności, co prowadzi do rozpoczęcia życia seksualnego za wcześnie i w sytuacji braku zgody, bo presja rówieśnicza, partnerska i medialna jest zbyt duża. W relacjach młodych ludzi mamy także do czynienia z przemocą i sytuacjami tragicznymi, z którymi młodzież nie umie sobie poradzić. Młoda osoba często nie ma rozeznania, jaka relacja jest zdrowa, a jaka przemocowa i zgadza się na aktywności, na które nie czuje się gotowa, poddaje się szantażowi emocjonalnemu.

Z jednej strony seks i seksualność są wciąż tabu, a z drugiej mamy do czynienia z wszechobecną zachętą do aktywnego seksualnie życia – styl życia przesiąknięty seksem jest promowany przez media.

Z tej sytuacji wynika chyba coś jeszcze, mianowicie to, że młodzież, która nawet jeśli nie ma odpowiedniej wiedzy, ma kompetencje cyfrowe, doskonale wie jak posługiwać się smartfonem czy komputerem i podchodzi do seksu w całkowicie nowy, zapośredniczony przez media sposób. Z tego wynika np. sexting, umożliwione przez urządzenia mobilne wysyłanie i publikowanie swoich intymnych zdjęć, co wywołuje panikę mediów, jakiej świadkami jesteśmy na przykład obecnie w Wielkiej Brytanii. W tej sytuacji należy chyba w edukacji seksualnej uwzględnić aspekt technologii? 

Nowe zagrożenia takie jak sexting, grooming (uwodzenie dzieci), cyberbullying (znęcanie się) wynikają z tego samego: braku podstaw i tego, że z dziećmi nie się rozmawia o tym, jak korzystać z technologii. Młodzi ludzie, wykorzystując internet czy Facebooka, są na przykład w stanie szantażować się nawzajem. Rok temu po naszym wsparciu na telefonie zaufania dziewczyna zgłosiła się na policję po tym, jak  były chłopak groził, że roześle jej prywatne zdjęcia. Zdjęć, MMS-ów, filmików jest coraz więcej, a świadomość pozostaje na tym samym poziomie. Osoby, których zdjęcia zostały upublicznione, są często dodatkowo piętnowane przez rodzinę i otoczenie. A skąd w ogóle u młodego chłopaka pomysł, że można kogoś szantażować za pomocą zdjęć? Tu znów chodzi o to,  że o tym się nie rozmawia, nie uczy stawiania granic i szanowania granic drugiej osoby. Łatwiej zakazać, założyć filtry, blokady internetu, niż porozmawiać.

Ale do tradycyjnego problemu tabu czy wstydu i wynikającej z nich blokady w rozmowie dochodzi też problem przepaści w wiedzy o internecie i sposobach używania technologii między obecnymi dziadkami i rodzicami, a pokoleniem wchodzącym w dorosłość.

To prawda, ale nowe technologie są tylko kolejnym środkiem przekazu, a komunikacja o szacunku, akceptacji, zaufaniu, asertywności powinna się odbywać niezależnie od poziomu kompetencji cyfrowych. Problemem jest też specyficzna miejskocentryczność – wydaje się nam, że wszyscy lub prawie wszyscy już korzystamy z komputera, a tak nie jest. Z naszych badań wynika, że z najtragiczniejszymi brakami w edukacji mamy do czynienia na wsi i w małych miejscowościach, wśród chłopców, którzy nie dostają żadnej wiedzy i edukacji.

Czy w bardziej równościowym społeczeństwie, w bardziej partnerskich okolicznościach, problem w komunikacji byłby mniej drastyczny?

Należałoby zacząć od podmiotowego traktowania dziecka jako istoty, która nie jest niczyją własnością, ale może myśleć, odczuwać, mieć własne doświadczenia i wartości. Problemy komunikacyjne zawsze były i będą, ale być może w partnerskim układzie byłoby łatwiej. Podejście partnerskie, mimo wstydu i całego tego bagażu, umożliwia dużo więcej niż standardowe „Utrzymuję cię, więc jesteś moją własnością”, tylko daje przestrzeń do wymiany opinii i na różne doświadczenia.

Ponton jest bardzo krytyczny wobec roli, jaką dla ludzi wchodzących w dojrzałość seksualną pełni pornografia. Ten temat przewija się na waszej stronie, na blogu, w raportach. Dlaczego?

Pornografia pokazuje przede wszystkim zafałszowany obraz seksualności, relacji seksualnych w których kobieta jest zadowolona z gwałtu, która zgadza się na przemoc, szereg technik seksualnych i ma wielokrotne orgazmy. Genitalia w pornografii są zoperowane, a ciała nienaturalne. W filmach tych aktorzy i aktorki nie używają zabezpieczenia. Tego rodzaju fałszywe obrazy wpływają na młodzież, która nie wie jeszcze, jak naprawdę wygląda seks. Takie inspiracje mogą prowadzić do przemocy seksualnej – chłopak może uważać, że dziewczyna powinna robić wszystko to, co robią kobiety na filmach, a dziewczyna, że musi od razu mieć orgazm. Młodzież w ogóle jest zszokowana, że ciało pachnie, że nie każdy jest wydepilowany, że ciało wydziela specyficzne wydzieliny, a genitalia nie mają takich rozmiarów jak te na filmach.  „Edukacja”  przez pornografię sprawia, że nastolatki otrzymują szkodliwy i nieprawdziwy obraz seksu.

Ale to są przynajmniej dwa problemy, które nie muszą być ze sobą bezpośrednio związane. Kompulsywna potrzeba dostosowania się do popkulturowych norm dotyczących ciała – i tu istnieje kontinuum między czasopismami lajfstajlowymi, telewizją, reklamą a pornografią – i faktyczna przemoc seksualna, za którą wini się porno. A przecież pornografia nie jest konsumowana w społecznej próżni, w świecie, gdzie nie istnieje patriarchat, instrumentalne traktowanie kobiet czy mechanizmy sprowadzenia seksu do usługi. Obwinianie wyłącznie porno z pominięciem tych wszystkich czynników brzmi jak droga na skróty.

Nie chcemy iść na skróty, ale musimy się do tego odnosić, bo temat pornografii pojawia się w telefonach do nas. Zwracamy uwagę na to, ponieważ porno jest jednym z obszarów, z którego młodzież czerpie wiedzę. Oczywiście, nie można zapominać o tym, że pornografia jest konsumowana w danej rzeczywistości społecznej, w której do czynienia mamy z seksualizacją, uprzedmiotowieniem kobiet, bycia „sexy” jako podstawową wartością osoby i takim obrazom medialnym również się sprzeciwiamy. Według nas ani kultura masowa z naseksualizowanymi treściami, ani pornografia nie powinny być sposobem edukowania młodzieży.

Ale czy to, że porno jest właśnie konsumowane w taki sposób, jak mówisz, nie wynika z braku edukacji seksualnej? Dlatego że podstawowy sposób, w jaki młodzi ludzie są socjalizowani do oglądania porno, jest na przykład elementem męskiej, heteroseksualnej wspólnoty, w ramach której sprawy seksu i kobiecej przyjemności łatwiej obśmiać, bo przecież nie będzie się o nich poważnie rozmawiać.

Rzeczywiście to, jak pornografia jest konsumowana po raz pierwszy, to straszna sytuacja, gdzie

seks jest tabu, ale porno jednak się ogląda. I ojciec nie da wprawdzie synowi prezerwatywy ani z nim nie porozmawia, ale za to włączy mu film pornograficzny.

I to niestety jest umocowane w tym męskim świecie, gdzie chłopcy prędzej czy później muszą się zetknąć z pornografią. A byłoby lepiej, gdyby najpierw mieli za sobą rozmowę o podstawach. Nie jestem zwolenniczką oglądania porno w ramach edukacji seksualnej, ale nie udawajmy też, że go nie ma. To tak, jakby udawać, że w mediach nie ma przekazów na temat seksu. A schematy atrakcyjności rodem z mainstreamowych mediów powielają też matki, które wprowadzają córki w te mechanizmy. Przydałaby się refleksja nad tym, jakie wzorce są powielane w mediach. Brakuje pytania „Czy to są wzorce, jakie chcę przekazywać swojemu dziecku?” i dyskusji z młodzieżą, która pozwoli podejść krytycznie do przekazów medialnych.

Na koniec chciałbym cię prosić, żebyś znów jednym zdaniem podsumowała przyczynę sytuacji, którą opisujesz – braku edukacji seksualnej w Polsce.

Tabu seksualności. To jest główny problem. Boimy się rozmawiać.

Małgorzata Kot – od 4 lat związana z Grupą Edukatorów Seksualnych Ponton, obecnie jej koordynatorka. Inicjatorka projektu Bezpieczny Fotel? Kampania na rzecz dobrej opieki ginekologicznej. Zajmuje się działaniami w obszarze praw i zdrowia seksualnego i reprodukcyjnego oraz socjologią queer.

Wakacyjny Telefon Zaufania – akcja edukacyjno-poradnicza dla nastolatków, która jesr inicjatywą Grupy Edukatorów Seksualnych Ponton. W czasie wakacji młodzi ludzie mogą codziennie, w godz. 19-21, dzwonić lub wysyłać SMS-y pod numer 507 832 741 i uzyskać poradę dotyczącą dojrzewania, zdrowia, seksualności, relacji, antykoncepcji czy przemocy seksualnej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Dymek
Jakub Dymek
publicysta, komentator polityczny
Kulturoznawca, dziennikarz, publicysta. Absolwent MISH na Uniwersytecie Wrocławskim, studiował Gender Studies w IBL PAN i nauki polityczne na Uniwersytecie Północnej Karoliny w USA. Publikował m.in w magazynie "Dissent", "Rzeczpospolitej", "Dzienniku Gazecie Prawnej", "Tygodniku Powszechnym", Dwutygodniku, gazecie.pl. Za publikacje o tajnych więzieniach CIA w Polsce nominowany do nagrody dziennikarskiej Grand Press. 27 listopada 2017 r. Krytyka Polityczna zawiesiła z nim współpracę.
Zamknij