Kinga Dunin czyta

Dunin: Prezenty i rózgi [gwiazdkowa czytelnia]

Halber, Twardoch, Iwasiów, Knausgard, Faber i inni.

Dla niektórych święta są okazją, żeby coś sobie poczytać, a inni zastanawiają się, czy może kupić komuś książkę w prezencie. Książka ma na okładce zazwyczaj jakiś obrazek i bywa przyjemna w dotyku. Można ją przeczytać, pooglądać, uznać za element wystroju wnętrza albo przekazać dalej (Hobbici nazywali takie przedmioty mathomami), coś jednak trzeba wybrać. W tej sytuacji może nieco pomocny okaże się przegląd książek, które leżą na moim biurku (pora wreszcie posprzątać), ale nie zdążyłam o nich napisać, bo lenistwo, przedwybory, wybory, powybory itd. Teraz jednak nadszedł czas na książki, bo nikomu przecież nie kupimy na gwiazdkę sędziego trybunału.

Pamiętajmy jednak, że Mikołaj przynosi nie tylko prezenty, ale także rózgi.

***

Małgorzta Halber, Kołonotatnik z Bohaterem, Znak 2015

200 rysunków z podpisami. Poza Bohaterem występują też foki. Bohater mieszka na Facebooku – niestety. I trudno opisać, jak wygląda. Taki kartofel? Ptak bez nóg i skrzydeł?  To taki typ, który najbardziej boi się samotności, ale jeszcze bardziej odrzucenia, więc nie wychodzi z domu. Ma niskie poczucie wartości, ale podejrzewa, że wszyscy są od niego głupsi. Ludzie zazwyczaj go rozczarowują. Chciałby umrzeć oraz żyć wiecznie, żeby zobaczyć, jak to wszystko się skończy. Jest kwintesencją współczesnej neurozy.

Ponieważ podobno 90 procent z nas to neurotycy, lękowcy albo przynajmniej dystymicy, jest to dobry prezent, który prawie do każdego będzie pasował. Bo prawie każdy w tym kołonotatniku się odnajdzie. I śmiejąc się z Bohatera, pośmieje się z siebie.

Ja się odnajduje. I śmiałam się.

***

Andrzej Stasiuk, Kucając, Czarne 2015

Typowa książka na na prezent. Mała, śliczna, z kolorowymi ilustracjami Kamila Targosza i uroczymi wyklejkami w owce. Dla kogoś lub dla siebie – jeśli ktoś jest odwiecznym miłośnikiem twórczości Stasiuka. Bo to teksty z recyklingu: z Dukli, Jadąc do Babadag, Grochowa, publikowane w rozmaitych innych miejscach. Drobiazgi, które widać, kiedy się ukucnie. Przyroda, zwierzątka, przemijanie.

Moja refleksja po jej lekturze? Psy umierają, owce się mądrzą, chociaż niewiele mają do powiedzenia, za to nie umierają. Chyba oddaje się je do rzeźni i tam w tajemniczy sposób zamieniają się w baraninę.

***

Wojciech Nowicki, Odbicie, Czarne 2015

Kolejna książka autora głośnego Dna oka. Jego eseje o fotografii tym razem skupiają się na ludziach – tych na starych fotografiach i tych, którzy ich fotografowali. Nowicki, kiedy zaczyna filozofować, nie zawsze mnie przekonuje, niekiedy wydaje mi się się to po prostu pretensjonalne. Ale zamieszczone w książce fotografie są fantastyczne. I kiedy autor zaczyna je oglądać, to robi to w sposób niezwykły – zwraca uwagę na drobiazgi, których bez niego nigdy byśmy nie dostrzegli. Widzi w nich historię ludzi i historię społeczną.

No i książka z obrazkami to dobry prezent, bo przynajmniej można pooglądać.

***

Michel Faber, Księga Dziwnych Nowych Rzeczy, przeł. Tomasz Kłoszewski, WAB 2015

Peter, dobry, zaangażowany pastor i zakochany w swojej żonie mężczyzna, wyrusza na nowo skolonizowaną planetę Oaza. Nie jest to misja trudna, bo rdzenni mieszkańcy planety sami prosili o przyjazd duchownego, który będzie opowiadał im o Biblii, którą nazywają  „Księgą Dziwnych Nowych Rzeczy”. Nie należy jednak ostrzyć sobie zębów na fantastykę, nawet taką jak  niezapomniane Pod skórą. Trochę szkoda. Czasem wciągnięta przez tę konwencję czułam niedosyt – chciałam się więcej dowiedzieć o planecie, jej dziwnych, pozornie pozbawionych indywidualności mieszkańcach, o tajemniczej korporacji, która zarządza całym tym przedsięwzięciem. Jest to jednak powieść psychologiczna, o odchodzeniu, pogrążaniu się w łagodnej melancholii, a trochę o depresji. O zaletach rezygnacji i poczuciu bezpieczeństwa, które ona daje. O świecie bez konfliktów, nadmiernych ambicji, nadmiaru dóbr, za to z religijnym pocieszeniem. Lektura tej powieści jest jak zsuwanie się w otchłań, która nie jest piekłem, ale też nie jest niebem. Mnie się tam (w tej otchłani) podobało i mogłabym zostać.

Bohatera takie życie też pociąga. A tym czasem na Ziemi wre – katastrofy ekologiczne, terroryzm, głód, przemoc, rozpadające się państwa. I przede wszystkim Bea, żona, która musi się z tym samotnie zmagać, bo jej mąż buduje kościół razem z jakimiś obcymi istotami i trwa w dziwnym letargu. Na dodatek okazuje się, że jest ona w ciąży.

Czy bohater wróci do życia, nawet jeśli jest ono okrutne, czy wybierze Oazę – nie zdradzę. To nie ma znaczenia, bo w krytycznym momencie on odchodzi, a Bea (Beatrycze?) zostaje sama i nie da się tego już zmienić.

Podobno powieść ta jest pożegnaniem Fabera z jego zmarłą żoną.

***

Christian Jungersen, Znikasz, przeł. Mateusz Borowski, Znak 2015

To także powieść o „odchodzącym” mężczyźnie. Literacko zdecydowanie słabsza, jednak ciekawa, bo nie tylko psychologiczna, ale też w pewnym sensie popularnonaukowa. Przypomina historie opowiadane przez Olivera Sacksa (O mężczyźnie, który pomylił żonę z kapeluszem). Mąż Mii z powodu guza mózgu zmienia się w zupełnie inną osobę. Gdyby chociaż naprawdę odszedł, ale jest, tylko odmieniony i niezdający sobie z tego sprawy. Co na to medycyna? A co wymiar sprawiedliwości, bo zanim został zdiagnozowany, dokonał milionowych malwersacji?

***

Karl Ove Knausgard, Moja walka. Księga trzecia, przeł. Iwona Zimnicka, Wydawnictwo Literackie 2015

Ponieważ to już kolejny, tom czytelnicy zapewne wiedzą, czy Knausgard śmiertelnie ich nudzi, czy boją się, jak wytrzymają oczekiwanie na kolejne części – będą jeszcze trzy. Tym razem początkowo książka nieco rozczarowuje – przynajmniej mnie rozczarowała. Chłopackie opowieści o dzieciństwie, miejscami prawie Dzieci z Bullerbyn. Ale im dalej, tym lepiej. Otrzymujemy chronologicznie najwcześniejszą historię życia autora. Poznajemy ojca, który jeszcze dobrze funkcjonuje, nie jest alkoholikiem. Bohater jednak śmiertelnie się go boi, choć grzechem surowego ojca jest przede wszystkim przemoc psychiczna i kompletny brak empatii. Natomiast kochająca matka po prostu tego nie widzi. Poza dorastaniem/dojrzewaniem mamy tu więc przede wszystkim opowieść o dziecięcej bezradności i osamotnieniu. Lęku, wstydzie i wściekłości. Także o byciu outsiderem.

Knausgard potrafi być szczery, dla niektórych może ekshibicjonistyczny, w sposób pozbawiony narcyzmu i pretensjonalności. Opowiada o doświadczeniach, które pewno i innym nie są obce, ale unika przerabiania ich na cha-cha anegdoty albo och-och dramaty. Nie kokietuje ani nie szantażuje wyjątkowością. Potrafi przerobić intymność na literaturę.

Nie wiem, jak mu się to udaje, ale mimo że przynudza – szczególnie w tym tomie – jest wyjątkowy.

***

Szczepan Twardoch, Wieloryby i ćmy. Dzienniki, Wydawnictwo Literackie 2015

Pisze Twardoch w swoich dziennikach: „Im więcej czytam Ciorana, tym bardziej mnie ten nadęty kabotyn złości”. A dalej: „Irytuje mnie tym bardziej, im bardziej wydaje się podobny do mnie samego”. Powiedzmy, że jest to cenna uwaga. A ponieważ nie przepadam za Cioranem, to i o to porównanie nie będę się czepiała. Co poza tym? Co czytam, co jem, jakiej muzyki słucham, gdzie i z kim byłem, co widziałem i co tam wypiłem.

Wiele z tych zwierzeń ma charakter czysto dystynktywny, czyli przede wszystkim pokazuje, czym Twardoch różni się od pogardzanych przez siebie mieszczuchów. I że jest prawdziwym pisarzem, żyjącym w innych rejonach ducha i ciała niż zwykli ludzie. Może dlatego pomysł (co z tego, że pochodzący od Maraiego), że każdy powinien mieć około 8 tys. PLN miesięcznie, żeby przyzwoicie żyć, wydaje mu się oczywisty. A przecież tyle zarabiają tylko frajerzy.

Ma Twardoch żonę i przede wszystkim dzieci, które kocha. Dzieci mają paluszki i są do niego podobne (paluszki do jego paluszków). Dzieci są rezolutne i można z nimi rozmawiać o duszy. I ma też ciekawe korzenie rodzinne, atrakcyjne, bo śląskie. Niestety w koligacjach rodzinnych zawsze się gubię.

***

Jacek Dehnel, Dziennik roku chrystusowego, WAB 2015

Jest w tym dzienniku 33 roku życia pisarza j.w, czyli co czytam, co jem, jakiej muzyki słucham, gdzie i z kim byłem, co widziałem i co tam wypiłem. Są rodzinne koligacje i inne eleganckie atrakcje. Z ulgą jednak odnotowuję, że Jacek Dehnel nie ma żony i dzieci. (Nie przemawia przeze mnie cywilizacja śmierci i nienawiść do życia rodzinnego. Mogę przeczytać jeszcze trzy tomy wynurzeń Knausgarda o jego rodzinie.) Ma za to partnera. Kochanka, męża? Nie pamiętam, jak teraz wypada to nazywać.

Więcej w tym luzu, poczucia humoru i lekkości niż u Twardocha. Więcej życia.

Wzruszyły i rozbawiły mnie rozważania, jakieś takie gimnazjalne, związane z tytułowym wiekiem, dotyczące Chrystusa i chrześcijaństwa. O tym, jak to autor, tak jak nauczyła go babcia, kiedy ktoś zrobi mu przykrość, winy szuka w sobie. Jakoś trudno się tego było dopatrzyć w dzienniku, ale może coś przegapiłam. Zaciekawiły mnie też uwagi o specyfice związków gejowskich i zupełnej odmienności relacji lesbijskich, ale autor ich nie rozwija, więc zostają z tego banały.

Trzeba przyznać, że Dehnel nie ma kłopotów z obfitym dzieleniem się słowem, mogłoby to być o połowę krótsze, ale gładko się czyta. Tak czy inaczej z gejami miałam większy fan niż polskim Cioranem.

Nadal jednak uważam, że dzienniki najlepiej wychodzą po śmierci.

***

Inga Iwasiów, Pięćdziesiątka, Wielka Litera 2015

Pięćdziesiątka to miarka wódki i wiek, w którym życie raczej zaczyna się podsumowywać, niż planować przyszłość.

Bohaterka właściwie od zawsze (i na zawsze) uzależniona jest od alkoholu. Uzależniona jest wtedy, kiedy pije na umór, kiedy pije w sposób umiarkowany, a także wtedy, kiedy nie pije. Nie jest to więc historia z gatunku „piłem i w końcu potrafiłam przestać”. Autorce udało się pokazać, jak alkohol zmienia psychikę i życie w wielu wymiarach. I jest to naprawdę wiarygodne psychologicznie.

Ta powieść, niezbyt długa, podobała mi się bardziej od poprzedniej, W powietrzu, w której Iwasiów starała się wymyślać fabułę z jakimiś udziwnieniami. A przecież najlepiej wychodzi jej portretowanie emocji i zwykłego życia. Jest też chyba jedyną naprawdę dobrze piszącą polską autorką, która pokazuje miłość lesbijską i biseksualizm. Jedno i drugie jest zdecydowanie słabiej reprezentowane w polskiej prozie niż gejostwo.

***

Marcin Kącki, Białystok. Biała siła, czarna pamięć, Czarne 2015

Smutne i pouczając reportaże o mieście (oraz okolicach), które realizuje nie od dzisiaj pisowską wizję Polski. I ludziom żyje się tam podobno bardzo dobrze. Konserwatywne, usłużne wobec Kościoła władze, tolerancja – dla neofaszyzmu, rasizmu, homofobii, antysemityzmu. Cudowna hostia. Zapomniana zostaje historia Żydów i Holocaustu, za to „cześć żołnierzom wyklętym i Lechowi Kaczyńskiemu”.

Autor pisze też o tych innych, których przecież nikt nie morduje. Czasem pobije, podpali drzwi do mieszkania, czasem tylko opluje czy obrazi. Poza tym, co może najważniejsze, mało kto chce ich słuchać czy udzielić wsparcia ich działaniom, za to zastraszanie ma się jak najlepiej.

Białystok to też miejsce, gdzie urodził się i pracował Zamenhof. Tak kończy swoją książkę Kącki: „Idea Zamenhofa, by ludzie żyli w zgodzie, zawarta symbolicznie w języku esperanto, została w 1977 roku wyryta na złotej płytce i umieszczona w sondzie Voyager z pozdrowieniami dla obcej cywilizacji. Sonda ominęła Układ Słoneczny, jest dwadzieścia miliardów kilometrów od Białegostoku i ciągle się oddala…”

***

Katarzyna Surmiak-Domańska, Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość, Czarne 2015

Czy Ku Klux Klan dzisiaj to banda pajaców w białych czapach, znanych głównie z filmów? Klan powstał po wojnie secesyjnej, właściwie w celach rozrywkowych, ale potem raczej nie było śmiesznie. Lincze, terror wobec czarnej ludności i jej sprzymierzeńców, wielkie marsze i oddani białej sprawie prawnicy oraz przedstawiciele władz. Wydawało się, że znika, ale odżywał, często po kolejnych wojnach. I wciąż żyje. Autorka odwiedza zjazd partii Rycerzy KKK, poznaje uroczych ludzi, dobre rodziny, grzeczne dzieci… Przygląda się miasteczku, gdzie mieszka tylko chrześcijańska, biała klasa średnia, która umie korzystać z broni.

Historia Ku Klux Klanu wciąga jak thriller. Można to potraktować także jak egzotyczną wycieczkę do Pasa Biblijnego, południowych, najbardziej konserwatywnych stanów USA.

Ale czy rzeczywiście egzotyczną? Biała rasa, duma narodowa, niechęć do obcych, tradycyjna rodzina, przemoc, która zawsze przedstawia się jako obrona wartości, i zawsze pojawiają się jacyś politycy, którzy potrafią to wykorzystać.

***

Marta Szarejko, Zaduch. Reportaże o obcości, PWN 2015

Autorka oddaje głos trzydziestolatkom, którzy ze wsi czy małych miasteczek przenieśli się do wielkiego miasta. Można wyłuskać z nich historie ciężkiej pracy, kariery, awansu z pastwiska do Mordoru. Mnie przede wszystkim wciągnęły opisy przekraczania barier klasowych innych niż te materialne. Kłopoty z odnalezieniem się w wielkomiejskiej kulturze klasy średniej, szarpanie z własnymi korzeniami.

Ciekawe i dobrze napisane.

***

Kristina Sabaliauskaite, Silva rerum, Znak 2015

Na koniec tzw. czytadła, lektura na jeden-dwa wieczory, przyjemna i niezobowiązująca. Problem z Silva rerum jest taki, że powieść ta reklamowana była jako nieomal arcydzieło, porównywano autorkę do Marqueza, Eco, Rushdiego… Literacki Mozart. A to jedynie historyczny romans z elementami sensacyjnymi, o tyle ciekawy, że napisany został przez Litwinkę i dzieje się w XVII w. na Kresach, w szlacheckim majątku, na Uniwersytecie Wileńskim i w klasztorze. Litwini mieli wobec tej książki pewne zastrzeżenia, dla nas to raczej miód na serce – bardzo nasza ta Rzeczpospolita Obojga Narodów. Chociaż pewno miłośnicy Trylogii będą musieli przemyśleć swój stosunek do Bogusława Radziwiłła. Może pomysł, żeby zastąpić katolicyzm kalwinizmem wcale nie był taki zły?

Twarda oprawa, elegancka obwoluta i elegancki skład.

***

Michael Dobbs, House of cards. Ograć króla, Znak 2015

Ta książka już nie ma nic wspólnego z serialem. Francis nie-Underwood osiągnął swój cel, jest szefem rządu i tym razem musi ograć króla. Król dobry i geje dobrzy – chyba się nie dadzą. Jeśli ktoś po obejrzeniu serialu sięgnął po wersję brytyjską i ją polubił (ja – tak), to może przeczytać także część drugą, chociaż jest już słabsza. Ale przecież lubimy piosenki, które znamy.

 

**Dziennik Opinii nr 352/2015 (1136)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij