Czytaj dalej

Sawka: Położna, czyli „mądra kobieta”

„Mundra” uczy, że nie wystarczy spytać własnej matki, jak wyglądał nasz poród. Zapytajmy ją jak się czuła, co wtedy myślała i czy było jej ciężko.

„Moim zdaniem nastawienie do położnych odzwierciedla stosunek społeczeństwa do kobiet”.

– mówi Jola Petersen w rozmowie z Sylwią Szwed.

Mundra to archaiczna, zapomniana już nazwa na położną – kobietę mądrą. W starych wierzeniach słowiańskich kobiety odbierające porody miały w sobie coś magicznego: stały na granicy narodzin i śmierci. Mundre nie zajmowały się tylko porodami, doradzały przyszłym matkom, jak mają się odżywiać i co robić w przypadku bólu, udzielały wsparcia i podtrzymywały na duchu. W języku francuskim do dziś funkcjonuje określenie na położną – sage-femme – czyli „mądra kobieta”.

Ale Mundra to nie tylko książka o położnictwie, porodach, patologiach ciąży czy cięciu cesarskim. Mundra to historia kobiet: historia rodzenia w polskich szpitalach, stosunku personelu medycznego do pacjentek, warunków pracy położnych, a także historia uczuć i kobiecego ciała. Dziesięć różnych rozmów z kobietami reprezentującymi trzy pokolenia przybliżają zmiany, jakie dokonywały się w polskim położnictwie. Zmiany dotyczą także struktury polskich szpitali oraz podziału ról kobiet i mężczyzn. To kobietom była przypisana rola opiekunki, czyli położnej. Mężczyzna – zawodowiec i profesjonalista – miał z góry zarezerwowany status poważanego w środowisku lekarza, który interweniował dopiero w sytuacjach kryzysowych. Położna, nierzadko mylona z pielęgniarką czy salową, jest zawodem niedocenianym, w opinii niektórych zajmuje się sprzątaniem szpitalnych sal i czyszczeniem strzykawek. W Polsce kobiety wykonujące ten zawód muszą być dyspozycyjne, cierpliwe i niezwykle odpowiedzialne, ponieważ to od nich zależy prawidłowo przebyty poród i zdrowie dziecka. Oprócz szkoleń angażują się w różnych stowarzyszeniach i organizacjach, dzielą się zdobytą wiedzą z innymi specjalistkami poprzez rozmowy i udział w licznych warsztatach. Ciągle się uczą. Dla porównania pensje położnych pracujących w Danii czy w Niemczech, które wykonują taką samą pracę, wynoszą znacznie więcej niż polskie dwa tysiące złotych miesięcznie.

Z rozmów Sylwii Szwed dowiadujemy się, że praca położnych to nie tylko monotonne odbieranie porodów. Położne nie poprzestają na znajomości medycyny i fizjologii człowieka. W dużej mierze udany poród zależy również od ich wiedzy psychologicznej, a najczęściej od relacji i więzi, jaką wytworzą między sobą dwie kobiety. Położna i pacjentka muszą współpracować. „Razem z nią oddychałam, razem z nią chodziłam. Przejmowałam jej tempo aktywności. Nie wiem skąd wiedziałam, że tak trzeba. W ten sposób uczyłam się być z rodzącą” – mówiła Irena Chołuj. Wzajemne zrozumienie siebie nawzajem, szczerość przyszłej matki i opieka położnej sprzyjają poprawnym narodzinom zdrowego dziecka. Dobre przygotowanie, poczucie bezpieczeństwa i pozytywne nastawienie kobiety do urodzenia wypiera z jej świadomości złe uczucia takie jak stres, złość czy lęk.

Historia o uprzedmiotowieniu pacjentek, najtrafniej opowiedziana w rozmowie z Ireną Chołuj, pokazuje, dlaczego dzisiaj mnóstwo kobiet powraca do rodzenia w domach.

Częstotliwość urodzeń w szpitalach wzrosła tuż po wojnie. W tamtych czasach specjaliści i wykształceni lekarze nie uznawali porodów domowych. W ich opinii wiązało się to z ogromnym ryzykiem życia matki i dziecka. Niemniej jednak kobietom żyjącym z dala od miasta często zdarzało się urodzić dziecko w polu. Po szybkim dojściu do siebie matka owijała dziecko kawałkami materiału i powracała do dalszej pracy, bo musiała zdążyć przed burzą obsiać całe pole. Poród, jako ekstremalne wydarzenie w życiu kobiet, był kiedyś dla nich czymś naturalnym. Kobiety instynktownie wiedziały, co mają w tym czasie robić – czy lepiej kucnąć, czy chodzić, czy leżeć cały czas w tej samej pozycji. W szpitalach nie zawsze mogły liczyć na komfort i wygodę. Zazwyczaj upokarzane nie mogły decydować o własnym ciele. Ignorowane, krzywdzone i odczłowieczane, dla personelu medycznego nie były Joanną, Agatą czy Moniką, nazywało się je testem, łóżkiem, przypadkiem. Zamiast czuć się człowiekiem doświadczającym bólu i strachu, pokornie przyjmowały rolę, w której funkcjonowały tylko jako mechaniczne narządy rodne. Czekając na kolejne badania i kolejne lewatywy swoim pobytem w szpitalu potwierdzały tylko, jak bardzo powszechna jest pogarda wobec kobiet. Samotne oraz bezbronne wobec szpitalnych struktur – często jednak posiadające dogłębnie przestudiowaną wiedzę o porodach – nie do końca wiedzą, czego mogą oczekiwać od szpitala, bo tylko „mówi się, czego szpital oczekuje od kobiety”. Samotność w szpitalu wyzwala w nich potrzebę ciągłego wsparcia. Kiedy przyszła matka nie może otrzymać tego od personelu medycznego, próbuje uzyskać pomoc od własnego męża.

Niestety taka postawa zostaje skrytykowana przez jedną z rozmówczyń. Szkoda, że położna interpretuje to zachowanie jako słabość i uzależnienie od mężczyzny – myli pojęcie wolności z potrzebą socjalizacji. Wolna kobieta według Jolanty Szali ma o wszystkim decydować sama, ale kiedy przychodzi do podejmowania decyzji o dokonaniu aborcji – wtedy dyskusja z położną ulega zmianie, bo w tym przypadku nie chodzi o własne ciało, tylko „o odrębne DNA”.

Z innej rozmowy dowiadujemy się, że tanzańskie dziewczynki, które zachodzą w ciążę, tracą prawo do edukacji; chcąc jednak dalej się uczyć podejmują decyzję o usunięciu ciąży. Chłopców to prawo nie dotyka. Bardziej refleksyjne podejście wobec aborcji przedstawia Józefa Mrugacz – pozbywa się bezpodstawnych ocen i widzi w tych decyzjach raczej problem społeczny.

Podczas czytania Mundry Szwed wyzwalają się silne emocje i uczucia. Rozmowy te wzruszają, złoszczą, również przerażają – nierzadko wzniecają niepokój u czytelniczek i czytelników. Wspomnienia towarzyszące porodom to nie wszystko, czego można dowiedzieć się z tej książki. Mundra dostarcza bardziej rozbudowanego wglądu w ludzkie relacje, często zdominowane przez lęk przed ukazywaniem własnych uczuć, lęk przed troską zaopiekowania się drugim człowiekiem. I nie mam na myśli tylko samych położnych – ten lęk doskwiera także matkom, które boją się przytulać własne dzieci. Wywiady obnażają indywidualistyczny mit silnej, niezależnej i samodzielnej kobiety. Nie ulega wątpliwości, że w sytuacjach kryzysowych ludzie pozostawieni sami sobie z reguły mało mogą zdziałać. Jednak razem poprzez zaufanie, bliskość i zrozumienie własnych oczekiwań dwie kobiety mogą ze sobą współdziałać. Trzeba pamiętać, że narodziny nie ograniczają się tylko do relacji matki i dziecka, bo najczęściej obecna jest także osoba trzecia: położna. Mundra uczy, że nie wystarczy spytać własnej matki, jak wyglądał nasz poród. Zapytajmy ją jak się czuła, co wtedy myślała i czy było jej ciężko.

Szwed wyjątkowo sprawnie wykorzystuje rozmowy kobiet o kobietach. I w ten sposób buduje realistyczną opowieść o kobiecej intymności oraz żeńskiej wspólnocie.

 

Sylwia Szwed, Mundra, Wydawnictwo Czarne 2014


Tekst ukazał się w portalu wywrota.pl

Czytaj także:

Jola Petersen: Przyjmować poród po ludzku – fragment książki Sylwii Szwed Mundra

Justyna Dąbrowska: Nic cudownie nie spływa na nas podczas porodu

Kacha Szaniawska, Komu tyka zegar

Anna Krawczak, Matka feministka chce całego tortu

Agnieszka Graff, Jak się wypada z obiegu

 

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Avatar
Natalia Sawka
Zamknij