Świat

Sabha o nic nie prosi

Na karku – sześćdziesiąt osiem lat. Na głowie – rzędy drobnych warkoczyków, uplecionych przy samej skórze. Po chwili zauważam także T-shirt. Heavy metal?

– Opowiedz mi, co się dzieje w tym teledysku – prosi Sabha.
– Młoda dziewczyna jedzie pociągiem… – zaczynam.
– Arabka?
– Nie sądzę. Ma bardzo jasną skórę i zielone oczy.
– Nigdy nie widziałam zielonych oczu…

Sabha straciła wzrok w wieku czterech lat. Chwilę wcześniej zmarła jej mama. Chwilę później ojciec oddał ją do specjalnej szkoły dla niewidomych z internatem. To tam po raz pierwszy wzięła do ręki Biblię. Dziś jej chrześcijanką. Porzuciła islam.

– To wygląda jak Jordania – mówię o kolejnym klipie.
– W końcu jakiś kraj, który odwiedziłam! Mówiłam Ci o tym, jak próbowałam odnaleźć swojego tatę?
– Mówiłaś.

Po ukończeniu szkoły, do której oddał ją ojciec, Sabha trafiła do prowadzonego przez towarzystwo biblijne instytutu imienia Helen Keller. Przebywała w nim trzy lata. W 1967 roku wybuchła wojna sześciodniowa, nazywana też izraelsko-arabską. Dyrekcja ośrodka zachęcała osoby mogące udać się do swoich rodzin, żeby opuściły instytut. Wtedy właśnie Sabha postanowiła odnaleźć swojego ojca.

Już wcześniej wiele razy Sabha próbowała zbliżyć się do swojej rodziny. Nie udawało się. Nie byli w stanie zaakceptować jej jako chrześcijanki. Miała nadzieję, że wojna może coś zmienić. Myślała, że w sytuacji zagrożenia ludzie się jednoczą. Wiedziała, że ojciec żyje. Chciała go poznać.

Rodzina

W momencie wybuchu wojny ojciec Sabhy przebywał w Kuwejcie. Jego druga żona Mira wraz z dziećmi w Palestynie. Kobieta planowała uciec przed wojną do Jordanii. Sabha postanowiła namówić ją na wspólny wyjazd. Udało się. W Jordanii zamieszkały w mieszkaniu brata Miry. Warunki były skromne. Ponad trzydzieści osób w jednym mieszkaniu. I Sabha – wyczekująca przyjazdu ojca.

Kiedy ojciec dowiedział się o przyjeździe Sabhy, wysłał jej za pośrednictwem żony 5 dinarów. Powiedział, żeby dała mu spokój. Wkrótce Mira odebrała jej otrzymane pieniądze. Sabha postanowiła wrócić do domu, do Palestyny.

Powrót nie był łatwy. Podczas przeprawy do Jordanii żołnierze izraelscy odebrali jej na granicy palestyński dowód tożsamości. Sabha zadzwoniła do ciotki w Bejt Jala błagając o pomoc w wyrobieniu nowego. Ciotka odmówiła.

W tym dniu Sabha obiecała sobie, że było to jej ostatnie doświadczenie z rodziną.

– I wtedy Bóg zesłał mi pomoc – wspomina.

Jakiś czas później do Jordanii przyjechali przedstawiciele Instytutu Helen Keller. Odnaleźli Sabhę i wyrobili jej pozwolenie na przekroczenie granicy. Po powrocie do Palestyny Sabha zamieszkała w obozie dla uchodźców.

Obóz nie był najprzyjemniejszym i najczystszym miejscem. Sabha dość szybko odkryła jednak chrześcijański ośrodek dla niewidomych „Dom światła”. Poszła tam i została pół roku.

Pewnego dnia pracujący w ośrodku niemiecki profesor zwołał spotkanie. Poprosił, by mieszkańcy ośrodka nie czytali Koranu. Sabha odpowiedziała mu, że powinien rozmawiać o tym wyłącznie z tymi, którzy Koran rzeczywiście czytają. Ona od dawna jest wierna wyłącznie Biblii. Tłumacz niemieckiego profesora przełożył wypowiedź Sabhy nieco zbyt ostro. Profesor zażądał przeprosin. Sabha odmówiła. Skoro wyraziła jedynie swoją opinię, uznała, że nie ma za co przepraszać. Jeszcze tego samego dnia została poproszona o opuszczenie ośrodka. Następnego ranka znów była w obozie.

Hity z Ameryki

Wybija trzynasta. Przez niewielkie okienko do środka pokoju wlewa się żar. Dopijamy kolejną gorącą herbatę. Klikamy w kolejny link. Muzyka ze Stanów Zjednoczonych rozbrzmiewa dziś po raz pierwszy.

– Słyszę Ameryka, myślę Minnie – mówi na wieść o rodowodzie utworu Sabha.

Bierze do ręki odłożoną wcześniej w kąt robótkę. Zaczyna kolejny etap wełnianego szalika. I kolejny etap swojej opowieści.

Minnie była Amerykanką, ale mieszkała w Betlejem. Była starszą kobietą. Nazywano ją „siostrą”. Pewnego dnia zapytała Sabhę, co robi w obozie. Ta opowiedziała jej swoją historię.

Jak wyznała Minnie, bóg podpowiadał jej, że obóz nie jest miejscem dla Sabhy. Nakazała jej spakować swoje rzeczy i pójść z nią do Betlejem.

Zamieszkały razem. Minnie pokazała Sabhie, jak należy się modlić. Mówiła, że kocha ją jak własną córkę. Obiecała, że będą żyć razem tak długo, jak zechce tego bóg. Sabha znów czuła, że jest coś warta.

Wkrótce Sabha podjęła swoją pierwszą pracę, w fabryce odzieży. Zarobione pieniądze oddawała Minnie. W zamian poprosiła o samodzielny pokój. Nie chciała dzielić go z innymi, którzy nie mieli gdzie się podziać. Minnie chciała pomagać wszystkim.

– Nie byłam egoistką, ale potrzebowałam własnej przestrzeni – tłumaczy.

Kilka lat później Minnie spadła ze schodów. Złamała biodro. Zaraz po wypadku do Palestyny przyleciała jej córka. Zabrała matkę na rehabilitację do szpitala w Stanach.

Sabha została sama. Zarabiała niewiele. Nie było jej stać na opłacenie całości czynszu. Postanowiła opuścić mieszkanie, ale nie wiedziała, co będzie dalej. Wtedy poznała Joanę.

Joana mieszkała w domu należącym do kościoła. Teoretycznie nie powinna tego robić, ale zaproponowała Sabhie wspólne mieszkanie. Przynajmniej do czasu kiedy ta czegoś sobie nie znajdzie.

Własny kawałek podłogi

Malusieńki domek na uboczu dusznego Bajt Dżala bywa nazywany pokojem. Jest to w istocie najmniejszy wolnostojący budynek jaki widziało wielu Palestyńczyków z Zachodniego Brzegu. Wciśnięty między wysokie, liściaste drzewa daje nadzieję na schronienie przed gorącem. Blacha, z której został wykonany niski dach oraz skromny przedsionek, mocno jednak rozczarowuje. W środku panuje duchota.

Siedzimy na kremowej kanapie, postawionej na beżowej wykładzinie, wśród białych ścian. Najbarwniejszym „elementem” pokoju jest bez wątpienia jego lokatorka.

Gdy amerykański klip dobiega końca, Sabha opowiada o mieszkaniu.

Dwa lata po poznaniu Joany Sabha poznała Angielkę – Jennifer. Modliły się w tym samym kościele. Sabha opowiedziała jej o swoim życiu. Jennifer opowiedziała jej o swojej pracy. Pracowała z ludźmi z niepełnosprawnością ruchową. Powiedziała, że właśnie zwalnia pokój, który powinien być dobry dla Sabhy. Obiecała, że zanim go opuści, porozmawia z właścicielem, czy Sabha mogłaby w nim zamieszkać.

W tym pokoju siedzimy. Trzydzieści parę lat później.

***

Przez okna pokoju dostrzegamy młodego sąsiada. Jego balkon wychodzi bezpośrednio na maleńki domek Sabhy. Trudno mu zapomnieć o mieszkającej w nim niewidomej. Chłopak zagląda nieraz do sąsiadki. Pyta, czy czegoś nie potrzebuje. To on założył jej konto na facebooku. Pobrał skype’a. Zainstalował program pocztowy i wgrał kilka audiobooków. Nauczył też głosowej obsługi jej ukochanego iPoda. Dziś pyta tylko czy wszystko w porządku. Innym razem powie mi, że dla niego, jako wierzącego muzułmanina, Sabha jest winną najcięższego z grzechów.

O nic nie proszę

– W Bajt Dżala mieszkam 30 lat i nie mam tu żadnych przyjaciół. Nikt mnie nie odwiedza. Trudno jest mi prosić o pomoc, więc o nic nie proszę. Wszystko zostawiam w rękach Pana – mówi Sabha parę minut po wyjściu sąsiada.

Tydzień temu, podczas wizyty u Sabhy, natknęłam się na palestyńskiego taksówkarza. Przywiózł jej zakupy. Przy okazji postanowił naprawić telewizor. Nie chciał przyjąć pieniędzy.

W ostatni Ramadan trzy muzułmańskie rodziny zaoferowały się przynieść Sabhie kolację.

Od kilku lat Sabha przyjaźni się z pewną palestyńską rodziną. Co tydzień jedna z kobiet odwiedza Sabhę. Dużo rozmawiają. Czasem kobieta gotuje.

Odkąd Sabha odeszła z fabryki, znajoma Holenderka co miesiąc przesyła jej pieniądze na wydatki. Trwa to już piętnaście lat.

Szesnaście lat temu Sabha poznała Alice. Opowiedziała jej swoją historię. Alice zobowiązała się płacić jej czynsz. Od tego czasu płaci regularnie. Miesiąc w miesiąc.

***

Dopiero teraz zauważam, że Sabha wykonuje swoją robótkę na czterech drutach. Porusza nimi tak szybko, że białe pręciki niemal rozmazują się w powietrzu.

– Szaliki sprzedaję po 150 szekli sztuka. Kilka dni temu znajoma przyszła i kupiła jeden, ale nalegała że zapłaci 300. Także jakoś sobie radzę. Zresztą ja nauczyłam się być zadowolona z tego co mam. Oczywiście są rzeczy, za którymi tęsknię, np. słodycze.
– To może następnym razem przywiozę ci z Polski coś słodkiego?
– A może mogłabyś mi kupić radiomagnetofon, taki co ma i radio, i wejście na kasety?

 

**Dziennik Opinii nr 220/2016 (1420)

TOKARCZUK-MOMENT-NIEDZWIEDZIA

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij